Prof. Staniszkis o Szymborskiej, Włodku, Kwaśniewskim i Kulczyku: „mam wrażenie, że chodzi tu o pułapkę w stylu Catch 22 Hellera”

Fot. Wikipedia, Mariusz Kubik / instytutksiazki.pl
Fot. Wikipedia, Mariusz Kubik / instytutksiazki.pl

Prof. Jadwiga Staniszkis zestawia sprawę zapisanego w testamencie Wisławy Szymborskiej stypendium jej byłego męża i donosiciela UB Adama Włodka z zarobkowaniem Aleksandra Kwaśniewskiego u Jana Kulczyka.

Ostatnią wolę poetki, by Włodek został patronem konkursu dla młodych literatów (ostatecznie przyznanie nagrody – bo głośnych protestach – odwołano) socjolog nazywa jej ostatnim paradoksem bądź jej ostatnim złośliwym żartem.

Według prof. Staniszkis to „szczególne kuszenie, bo przyjęcie stypendium odbierze beneficjentowi prawo do osądzania Włodka (i innych), którzy kolaborowali z reżimem w czasach stalinizmu". I – dodaje badaczka w felietonie dla Wirtualnej Polski – „uczyni z beneficjenta stypendium – wspólnika”.

Tak właśnie działał komunizm, który nawet ofiary próbował czynić współwinnymi. Owe - słynne z czasów komunizmu samokrytyki - z „sam sobie wyznacz karę” (co przekształcało osobę niewinną we współpracownika oskarżenia), owe (powtórzone niedawno przez Michnika w "Gazecie Wyborczej") argumenty, że liczą się intencje, a nie – skutki, w sposób pełzający niszczyły w ludziach podmiotowość moralną.

Prof. Staniszkis zdecydowanie stwierdza, że również w tamtej „erze zniewolenia” było miejsce na moralność, która zawsze oznacza „wybór i gotowość na jego konsekwencje”. A wyborów – dodaje – oznacza wolnośc.

Według socjolog Szymborska „zza grobu tylko kusi”.

Zapewne rozumiała, że w puli jest także niemożność osądzania jej samej. Komunizm straszył. Ale w obu wypadkach zamach na wewnętrzną wolność jest podobny.

Zauważa też, tę „surrealistyczną ciągłość” gdzie indziej – w doradzaniu Aleksandra Kwaśniewskiego Janowi Kulczykowi za bardzo duże pieniądze. I pyta:

Czy w Polsce było tak jak w Rosji, że majątki oligarchów zaczynały się nie tylko od indywidualnego talentu i zasobów, ale były również prowizjami od zarządzania zawłaszczonym majątkiem partii komunistycznej?

Przypomina, że kto u naszego wielkiego sąsiada o tym zapomniał i odmawiał płacenia na „coraz bardziej prywatyzowany fundusz partyjny” – jak m.in. Michaił Chodorkowski czy Borys Bierezowski - stawał się wrogiem publicznym.

Zapewne Miller (ale też Huszcza, ostatni skarbnik PZPR) wiedzą, czy w Polsce również funkcjonuje taka, niejawna, sieć zobowiązań? Nie mam dostatecznej wiedzy, aby odpowiedzieć na te pytania. Ale - podobnie jak w wypadku stypendium im. Włodka – mam wrażenie, że chodzi tu o pułapkę w stylu Catch 22 Hellera. Kto nie wie, o co chodzi, niech przeczyta.

- kończy profesor.

Cały felieton na wp.pl.

znp

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych