A nie mówiłem… Dokładnie rok temu prognozowałem koniec gen. Bondaryka. A co teraz nas czeka? Bunt ludzi specsłużb?

fot. PAP / R. Pietruszka
fot. PAP / R. Pietruszka

 

Posłowie sejmowej komisji do spraw służb specjalnych, zwłaszcza ci z rządzącej Platformy Obywatelskiej, nie kryli zaskoczenia zmianą na stanowisku szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.

Zaraz po ogłoszeniu tej informacji przewodniczący speckomisji Konstanty Miodowicz twierdził, że rezygnacja Bondaryka będzie dopiero opiniowana przez speckomisję, gdy wpłynie do niej odpowiedni wniosek. Marek Biernacki nie ukrywał irytacji:

Jestem zaskoczony tą informacją; chociaż od dawna była mowa o możliwości jego odwołania, były to jedynie doniesienia medialne. Premier formułował swoje uwagi wobec ABW, ale zaskoczeniem dla mnie jest moment takiej decyzji.

Tymczasem dokładnie rok temu w „Naszym Dzienniku” w artykule „Koniec imperium Bondaryka” („ND” z 4 stycznia 2012 r.) pisałem, że w rządzie Tuska trwa zaciekła walka o kontrolę nad ABW. Jako pierwszy stwierdziłem, że decyzja Tuska o połączenie kompetencji szefa MSW i funkcji koordynatora była podyktowaną dążeniem ograniczenia wpływów szefa ABW, generała Krzysztofa Bondaryka. Komentując decyzje premiera Tuskawskazywałem, że otoczenie premiera planuje przejęcie kontroli nad służbami specjalnymi. Dlatego prognozowałem, że gen. Krzysztof Bondaryk może stać się kolejnym „zderzakiem premiera”, bo tak Tusk na początku drugiej kadencji nazwał swoich ministrów.

Tezę tę powtórzyłem potem w tekście opublikowanym na portalu wPolityce.pl w dniu 5 stycznia 2011 r.

Przez miesiące wielu komentatorów, publicystów i polityków  odrzucało taki scenariusz. Jeszcze w październiku min. Cichocki pytany o możliwość zmiany na stanowisku szefa ABW, twierdził, że o odejściu Bondaryka mówi się w mediach już od wiosny 2008 r., czyli niedługo po jego powołaniu:

To jest taki "refren kwartalny", on tak trwa i trwa w mediach. Jak długo będzie w mediach trwał - trudno mi to przewidzieć.

Tymczasem na taki rozwój sytuacji, oprócz krążących plotek, wskazywały kolejne działania Tuska - nominacja Jacka Cichockiego na szefa Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, wydanie rozporządzenia o przekazaniu Cichockiemu koordynacji służb specjalnych i wypowiedzi samego szefa MSW. Podporządkowanie Cichockiemu służb specjalnych i mundurowych uczyniło z niego ministra posiadającego największy, od czasów generała Kiszczaka, zakres uprawnień w zakresie bezpieczeństwa państwa.

Zapewne uznano, że przed usunięciem Bondaryka należy najpierw utworzyć instytucjonalną przeciwwagę dla sfery wpływów nieformalnego lidera służb. Stąd pomysł powołania superministra nadzorującego zarazem MSW i służby specjalne. W okresie III RP żaden z ministrów nie nadzorował równocześnie policji, wywiadu i kontrwywiadu, służb wojskowych i cywilnych, BOR i Straży Granicznej. Również ABW nigdy nie była w III RP również ustawowo podporządkowana MSW, takie rozwiązanie istniało jedynie w PRL, gdzie SB była włączona do MSW.

Równocześnie min. Cichocki zapowiedział istną rewolucję w służbach specjalnych w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”. Szczególnie interesująca była odpowiedź na pytanie „GW”: "Czy możemy się spodziewać powrotu ABW do struktur MSW?".

Cichocki odpowiedział:

Nie ukrywam, że myślę o tym, ale nie chciałbym składać żadnych deklaracji, bo to wymagałoby już zmian ustawowych. Rozwiązanie, w którym wewnętrzna służba specjalna nadzorowana jest przez szefa MSW, sprawdziło się w wielu krajach

 

Następnie szef MSW mówił o swojej

koncepcji specjalnego organu kontrolnego dla pracy operacyjnej służb. Brakuje nam profesjonalnego, możliwie jak najbardziej niepolitycznego organu, który byłby w stanie kontrolować ten wrażliwy obszar. (…)

za: „Gazeta Wyborcza” z 15 grudnia 2011 r.

 

Po realizacji tych propozycji Cichockiego musiałoby powstać nowe centrum służb specjalnych, które wyeliminowałoby wpływy ABW.

Tusk zrozumiał bowiem, że gen. Krzysztof Bondaryk stał się na tyle wpływowy, że nie może go bezkolizyjnie usunąć z rządu. Szef ABW posiadł wiedzę o kulisach rządu PO i już trudno go bez przeszkód zdymisjonować. Stąd pomysł powołania superministra nadzorującego zarazem MSW i służby specjalne.

Kolejne miesiące przyniosły potwierdzenie tej diagnozy, aż do afery Amber Gold, która ujawniła powiązania biznesowe syna Tuska. To bezpośrednio po ujawnieniu tych faktów Tusk powołał rządowy zespół ds. reformy służb specjalnych.

O tej wielomiesięcznej rozgrywce pomiędzy premierem a ABW piszę w dzisiejszym „Naszym Dzienniku”.

Warto jednak zwrócić uwagę na fakt, że nawet w powołanym przez Tuska zespole ds. reformy służb specjalnych nie istniał jeden, spójny, logiczny projekt zmian. Do mediów docierały jedynie wytłumione odgłosy gorącej dyskusji, jeśli nie kłótni, ministrów i ekspertów Platformy Obywatelskiej. Bo jak inaczej nazwać publiczne polemiki z opinią premiera na temat kształtu służb specjalnych?

Minister Cichocki referując np. ustalenia zespołu ujawnił, że będzie przekonywał premiera, że należy skończyć z tzw. „premierocentrycznym” systemem nadzorowania służb specjalnych, gdyż „jest zupełnie nieuzasadniony”.

 

Z kolei Donald Tusk twierdził, że

bezpośredni nadzór premiera nad służbami raczej powinien być utrzymany - z większymi możliwościami wykonawczymi dla ministrów, którzy odpowiadają za poszczególne służby, przede wszystkim MON i MSW”.

Dlatego oceniając tylko te wykluczające się propozycje zmian, trudno uwierzyć, że prawdziwą przyczyną odejścia Bondaryka była tylko reforma służb.

Na konferencji prasowej Tusk mówił, że powodem rezygnacji szefa ABW był fakt, że proponowany kierunek zmian w Agencji był inny od wyobrażeń jej szefa:

„Generał Bondaryk jeszcze jesienią w rozmowie ze mną wspomniał, że w jego ocenie ten kierunek zmian nie jest zgodny z jego wyobrażeniem o funkcjonowaniu ABW. W związku z tym powiedzieliśmy sobie, że nowe zadania i nowa, odświeżona formuła funkcjonowania tej służby będzie wymagała nowego człowieka. Obaj uznaliśmy, że to stosowny moment”.

Jednak proponowane przez Cichockiego i Tuska „kierunki zmian” w służbach, też były inne i wykluczające się, ale nie doszło do rezygnacji szefa MSW.

Dlatego na linii Tusk – Bondaryk musiało wydarzyć się coś bardzo silnego i na tyle poważnego, że obaj nie chcą już ze sobą współpracować w dotychczasowym układzie. Co więcej, ponad rok temu premier rozpoczął pracę nad zmianami ograniczającymi uprawnienia ABW, zaś Bondaryk dziwnie spolegliwie zareagował na tzw. „aferę Amber Gold”, by pod koniec 2012 roku próbować ratować swoją pozycję ujawnieniem planów zamachu na „najważniejsze osoby w państwie”, co brzmi jak z powieści sensacyjnych.

Należy pamiętać, że służby specjalne to nie jest jedynie gen. Krzysztof Bondaryk, chociaż jest ważnym przedstawicielem tego niewidzialnego zaplecza rządu Tuska. Jak więc to dotychczasowe zaplecze zareaguje na ograniczenia ich kompetencji, kolejne odwołania i przetasowania struktur? Część środowiska na pewno podporządkuje się i „stuknie obcasami” nowemu panu, część w milczeniu będzie podziwiała generała, który postąpił w ich mniemaniu honorowo, i „rzucił kwitem”, by ratować zagrożoną Służbę. Ale niestety można również wyobrazić sobie i taką sytuację, nie daj Boże, że nawet niewielka grupka osób zamknie oczy, i jakiś kolejny, przysłowiowy „Brunon K.” będzie mógł spełnić, nawet w bardzo małym zakresie swoje szaleńcze wizje.

Więcej o rządowych propozycjach zmian w działalności służb specjalnych i „szorstkiej przyjaźni” premiera z szefem ABW piszę w „Naszym Dzienniku”.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.