Wildstein specjalnie dla wPolityce.pl: Co nam mówi Zbigniew Brzeziński? Jest to o tyle istotne, że tacy ludzie w USA ważą słowa

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP/EPA
Fot. PAP/EPA

W wystąpieniu Zbigniewa Brzezińskiego na temat katastrofy smoleńskiej i jej politycznych konsekwencji uderza brutalność sformułowań amerykańskiego polityka.

Świadomie piszę polityka, a nie politologa, gdyż Brzeziński jako doradca np. prezydenta Cartera uczestniczył bezpośrednio w rządzeniu, zawsze związany był z partią demokratyczną i usiłował jakąś rolę w amerykańskiej polityce odegrać. Jest to o tyle istotne, że tacy ludzie w USA (nie tylko zresztą) ważą słowa. Tak było dotąd z Brzezińskim, teraz jednak, w odniesieniu do najbardziej kontrowersyjnej i drażliwej kwestii w naszym kraju, pozwolił sobie na szarżę. Oto przykłady:

I są niestety osoby na polskiej scenie politycznej, które świadomie, albo może podświadomie - bo są chore - dzielą społeczność i podważają wiarygodność państwa, rządu, sprawiedliwości/.../ I to jest wstrętne.

O hipotezie zamachu:

To jest strasznie wredna robota, robiona widocznie przez parę osób cierpiących na jakieś psychologiczne trudności, które może z punktu widzenia ludzkiego są zrozumiałe, ale dla których nie ma miejsca w życiu politycznym.

A także:

Mówienie o zamachu bez wyraźnego wskazania, kto jest za niego odpowiedzialny, ale sugerując jednocześnie, że jest to rząd polski, a może Sowieci, a może i razem, to to jest coś tak wstrętnego i tak szkodliwego…

Hipoteza zamachu w wypadku katastrof lotniczych jest współcześnie badana rutynowo i to bez uprzedniego „wskazania, kto jest za niego odpowiedzialny”. Niby skąd wiedza taka miałaby pochodzić bez wyjaśnienia sprawy?

Bardzo często w krajach demokratycznych opozycja nie zgadza się z działaniami rządu, a więc „podważa jego wiarygodność”, wielokrotnie też krytykuje działania wymiaru sprawiedliwości, którego mankamentów, bez tego typu krytyki, nie można by poprawić.

I przede wszystkim: ciąg epitetów i pomówień używanych przez amerykańskiego polityka nie mieści się w żadnej politycznej formie wypowiedzi, no, chyba, że w odniesieniu do wroga, z którym prowadzona jest totalna wojna. Widocznie jednak doradca Cartera uznał, że taka wojna się w Polsce toczy, a będąc przychylny obozowi władzy przyjął, że nie wiążą go już żadne normy przyzwoitości ani zdrowego rozsądku.

Jestem pewny, że nigdy w ten sposób nie wypowiedziałby się na temat nawet najgorętszego sporu politycznego w innym demokratycznym kraju. Choćby dlatego, aby nie dawać do ręki amunicji swoim amerykańskim przeciwnikom. W odniesieniu do Polski nie czuje takich oporów.

Na jego słowa powołuje się polski premier. Zastanówmy się: co mówi to o polskich władzach, które z satysfakcją przyjmują tego typu skandaliczne wypowiedzi zagranicznego polityka i jak wpływa to na międzynarodową pozycję naszego kraju?

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych