SIEDEM PYTAŃ do Andrzeja Urbańskiego: Establishment jest w histerii, stąd te nagonki. "Trzeba stworzyć czarną księgę hańby"

Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

wPolityce.pl: Jak pan czyta, słucha i ogląda potępienia publikacji o znalezieniu substancji wybuchowych na wraku tupolewa, sięgające zarzutów o chęć wywołania zamachu stanu, to jak pan to ocenia?

ANDRZEJ URBAŃSKI, dziennikarz, publicysta, były prezes TVP: To jest chyba dzisiaj jedna z najważniejszych spraw. Jeżeli jakaś społeczność nie ma świadomości, że rolą mediów jest mnożenie pytań a nie ich redukowanie, że zadaniem mediów jest dociekanie, a nie kneblowanie prawdy, to mamy do czynienia z dużym kryzysem. A jeśli na dodatek establishment medialny domaga się linczu na autorach takiego dociekającego artykułu, to możemy mówić o potężnym pomieszaniu pojęć i kryzysie. W rzeczywistości tak pan Cezary Gmyz jak i pan Tomasz Wróblewski powinni być uhonorowani za odwagę dociekania prawdy. Ich obrona to dziś podstawowy obowiązek każdego człowieka.

 

Padają zarzuty, że tekst był nieuprawniony.

Nie ma takiej możliwości. Zarówno pan Gmyz jak i pan Wróblewski to bardzo doświadczeni dziennikarze. Nie ryzykowaliby takiego tekstu i takiej czołówki bez wiarygodnych źródeł i to źródeł krzyżujących się, to znaczy nawzajem się nie znających. Chyba, że chcieliby popełnić samobójstwo o co obu panów nie podejrzewam. Oczekiwałbym żeby w kolejnym numerach "Rzeczpospolitej" panowie mieli możliwość opisania tego jak powstawał tekst, oczywiście bez ujawniania żadnych wrażliwych danych i źródeł wymagających ochrony. Jestem pewien, że nie mają się czego wstydzić jeśli chodzi o stopień sprawdzenia informacji.

 

Co w pana ocenie znaleźli

Dopóki wrak nie wróci będziemy świadkami wielu dociekań. Nie jestem ekspertem od materiałów wybuchowych, ale jeżeli czytam, że amerykańska niezależna instytucja amerykańska potwierdziła znalezienie śladów materiałów wybuchowych na pasie bezpieczeństwa jednej z ofiar, to umówmy się, że opowieści polskich prokuratorów iż alarm detektora może być efektem śladów po kosmetykach możemy włożyć między bajki.

 

Jak zatem rozumieć oświadczenie "Rzeczpospolitej" o popełnieniu błędu, później zaraz wycofane. O co tu chodzi? Wiele osób ma wrażenie, że był tu jakiś nacisk.

Podzielam to wrażenie. Wygląda to na typową reakcję układu właścicielskiego, który w "Rzeczpospolitej" jest szczególnie delikatny ze względu na sposób nabycia gazety przez ostatnich właścicieli. Ktoś tu chyba naciskał. Mam nadzieję, że dowiemy się kto i w jakich procedurach. To bowiem jeden z najbardziej niebezpiecznych dla demokracji mechanizmów.

 

Media rządowe próbują przedstawić całą sprawę jako koronny dowód na absurdalność zadawania pytań o ewentualny zamach w Smoleńsku. Słusznie?

Niesłusznie. To kamuflaż pokazujący bezsilność i nieskuteczność histerii jakie rozpętywane są co jakiś czas od 10 kwietnia 2010 roku. Zawsze chodzi o to samo - w żadnym wypadku nie wolno nam podważać kolejnej oficjalnej wersji. Tak, kolejnej, bo było ich już wiele, są zmieniane gdy wychodzą na jaw nowe fakty, gdy następuje obalenie wersji poprzedniej. Ten strach przed prawdą jest po stronie establishmentu zaangażowanego w kamuflowanie tej sprawy już na pograniczu paranoi. Przykładem są wypowiedzi pana prokuratora Szeląga, że na pokładzie nie znaleziono materiałów wybuchowych, ale to da się stwierdzić dopiero za pół roku. Czysty absurd.

 

Podobnie jak zdanie, że nie stwierdzono, co nie znaczy, że nie było.

Ale to wcale mnie nie śmieszy! Mamy do czynienia ewidentnie z naciskami wielorakimi na różne instytucje, począwszy od niezależnych mediów po struktury zależne od państwa. Efektem tych nacisków jest to, że instytucje te odchodzą od swojego zadania wyjaśniania prawdy i zaczynają angażować się w kamuflowanie prawdy. W moim przekonaniu nie powinniśmy się temu poddawać. Trzeba wspierać tych ludzi w mediach, którzy nie poddają się zakazom stawiania pytań, podnoszenia wątpliwości, nie ulegają nagonkom. I warto to wszystko zebrać w jednym miejscu, w czymś w rodzaju czarnej księgi hańby. Kto, kiedy i w jaki sposób wziął w tym udział. Tak się powinna bronić demokracja, która nie jest bezsilna wobec takich nadużyć.

 

Jak się skończy ta sprawa?

Nie mam wątpliwości, że skończy się międzynarodową komisją śledczą. Niezależnie od histerycznych reakcji wielkich mediów Polacy nie ufają w tej sprawie państwu polskiemu. Każda nowa władza będzie musiała się w powstanie takiej komisji zaangażować.

wu-ka

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych