Ekrany dźwiękoszczelne w szczerym polu. Na walkę z hałasem przy drogach wydano - często bez sensu - prawie miliard złotych

fot. wikipedia
fot. wikipedia

Blisko miliard złotych wydano na budowę ekranów dźwiękochłonnych stawianych przy drogach. Część z nich wybudowano w absurdalnych miejscach - nierzadko w szczerym polu. To sprawa dla prokuratury - uważają eksperci.

Sprawą kosztownych ekranów zajęła się "Rzeczpospolita". Jak ustaliła – na "ekranowaniu" Polski straciliśmy ok. miliarda złotych. To ewenement na światową skalę. Cały kraj poprzecinano setkami kilometrów dźwiękoszczelnych ścian, z których część postawiono tam, gdzie powstać wcale nie musiały. Chronią bowiem lasy i ugory. Ich wysyp – jak podkreśla gazeta - dziwnie zbiega się z największym boomem inwestycyjnym na polskich drogach. Jak podkreśla gazeta -budowa ekranów znacznie podniosła koszty budowy dróg.

Wszystko zaczęło się od tego, że pięć lat temu Ministerstwo Środowiska wprowadziło w Polsce normy hałasu, które należą do najwyższych w Europie. To właśnie na ich podstawie wyrastają ekrany. Jednak są one stawiane nie tylko w obrębie miejscowości, ale także w szczerym polu. Dlaczego? Jak ustaliła gazeta, chodzi o to, że wskaźniki hałasu odnoszące się do terenów zabudowanych są stosowane, nie wiedzieć czemu, także poza nimi – wszędzie tam, gdzie natężenie ruchu przekracza 16,4 tys. pojazdów na dobę.

Jak podaje "Rz" - takich odcinków jest, poza wielkimi miastami 235. Łącznie to aż 1538 km i większość z nich trzeba „zaekranować".

Budowa ekranów znacznie podwyższa to koszty budowy dróg – nawet o 25 proc. Ekrany są drogie – metr bieżący kosztuje nawet 2,5 tys. zł.

Według danych z GDDKiA, w ciągu zaledwie dwóch ostatnich lat tylko wzdłuż autostrad A1, A2 i S8 ustawiono aż 230 km ekranów za 565 mln zł.  Dotyczy to też dróg samorządowych – np. w Małopolsce ekranowanie miało kosztować 500 mln zł.

Dziś resort środowiska wycofuje się z restrykcyjnych przepisów. A to oznacza, że nawet 40 proc. ekranów wybudowano niepotrzebnie. Przykładowo, na A2 kosztowałyby nie 200, ale 120 mln zł.

Autorem restrykcyjnych przepisów, jak przypomina gazeta, był prof. Jan Szyszko (minister środowiska w rządzie PiS). Uważa, on że są one raczej europejską regułą.

Nie spodziewałem się aż takiego efektu rozporządzenia

–  tłumaczy b. minister w rozmowie z „Rz".

Sądziłem, że ekrany powstaną tam, gdzie jest duże zagęszczenie ludności

– wyznaje Szyszko. Jego zdaniem sprawą powinny zająć się służby kontrolne państwa, łącznie z organami ścigania.

ansa/Rzeczpospolita

 

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.