W imię prawdy o pismach i poglądach prof. Wieczorkiewicza

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Pancernik "Schleswig-Holstein" w 1939 roku zmieniłby nazwę na "Książę Fryderyk August"? Fot. Wikipedia
Pancernik "Schleswig-Holstein" w 1939 roku zmieniłby nazwę na "Książę Fryderyk August"? Fot. Wikipedia

Nie wchodząc w polemiki z rozemocjonowanymi krytykami książki Pakt Ribbentrop-Beck chciałbym się jedynie odnieść do niesprawiedliwego – moim zdaniem – przeciwstawiania „radykała” Piotra Zychowicza jego „ostrożnemu” mistrzowi prof. Pawłowi Wieczorkiewiczowi. Tę jakże często używaną w polemikach metodę jako pierwszy w kontekście książki Pakt Ribbentrop-Beck zastosował Piotr Zaremba pisząc na łamach „Uważam Rze” m. in.: „Nieprzypadkowo przeglądając przy okazji lektury książki Zychowicza choćby dzieła jego mistrza profesora Pawła Wieczorkiewicza, na którego powołuje się też Sławomir Cenckiewicz, znajdowałem wobec głównej tezy jego ucznia więcej ostrożności i dystansu. Możliwe, że profesor był bardziej kategoryczny na seminariach. Historyk jednak wie, że zostają po nim książki. I że w nich musi oddzielać publicystyczne chciejstwo od ustaleń bezspornych” (P. Zaremba, Szkodliwe złudzenia, „Uważam Rze”, 10 września 2012 r.).

Bez sięgnięcia po spuściznę pisarską Wieczorkiewicza, tę na pozór błyskotliwą opinię Zaremby szybko podchwycili również inni krytycy książki Zychowicza i w ten sposób zaczęła ona funkcjonować m. in. w blogosferze. Przyjaźniąc się ze zmarłym Profesorem nie będę się jednak powoływał na swoje liczne rozmowy z nim na temat międzynarodowej rozgrywki z lat 1938-1939 i błędów polskiej polityki. Gwoli prawdy o poglądach Profesora pragnę jedynie zacytować fragment nakreślonego przez niego alternatywnego scenariusza wydarzeń roku 1939, wojny, a nawet powojennego porządku międzynarodowego w artykule pt. Rydz-Śmigły na Placu Czerwonym w Moskwie w 1940 roku. Co by było, gdyby Polska przyjęła żądania niemieckie? (P. Wieczorkiewicz, M. Urbański, A. Ekiert, Dylematy historii. Nos Kleopatry czyli co by było, gdyby…, Warszawa 2004, s. 234-237):

Po rozmowach w Berchtesgaden władze Rzeczypospolitej postanowiłyby przyjąć niemieckie żądania. Miałoby to wpływ na przyspieszenie i tak już szykowanego scenariusza wewnątrzpolitycznego. Po rezygnacji Ignacego Mościckiego marszałek Edward Rydz-Śmigły objąłby urząd prezydenta. Nastąpiłyby dalsze przesunięcia na scenie politycznej: mini­ster Józef Beck zostałby premierem, zaś funkcję Generalnego Inspektora Sił Zbrojnych objąłby mianowany generałem bro­ni, opromieniony sławą zdobywcy Śląska Zaolziańskiego, Władysław Bortnowski. Towarzysząca temu propagandowa ofensywa kontrolowanych przez rząd mediów służyłaby za­razem przypomnieniu wątków, które łączyły w historii Polskę i Niemcy. Protesty opozycji politycznej zostałyby stłumione, a w tradycyjnie antyniemieckim Stronnictwie Narodowym nastąpiłby po śmierci Romana Dmowskiego rozłam: Tadeusz Bielecki wszedłby do koalicyjnego rządu jako minister spraw wewnętrznych, natomiast nieprzejednany Jędrzej Giertych zostałby osadzony bezterminowo w obozie odosobnienia w Berezie Kartuskiej.

Szóstego sierpnia Śmigły wygłosiłby doroczne prze­mówienie na zjeździe legionistów. Tym razem ma ono wiel­ką wagę polityczną. Marszałek – prezydent przypomina tra­dycje oręża z okresu pierwszej wojny światowej, w której Piłsudski u boku armii niemieckiej walczył z Rosją – odwiecznym wrogiem Polski. Siedemnaście dni później do Warszawy przyleciałby minister Joachim von Ribbentrop na uroczystość podpisania akcesu Polski do paktu antykominternowskiego. Jednocześnie zawarty zostałby tajny układ wojskowy o podziale stref wpływów w Europie Środkowo­wschodniej. Polska mogłaby je rozciągnąć na Litwę, Słowa­cję i Białoruś; Finlandia, Estonia, Łotwa, Ukraina, a także Rumunia znalazłyby się w strefie niemieckiej. Nazajutrz Adolf Hitler wjechałby triumfalnie do przyłączonego do Rzeszy Gdańska. Jednocześnie do Gdyni przybyłby krążow­nik »Nürnberg«, ale nie z kurtuazyjną wizytą, lecz by po uroczystym przekazaniu Polskiej Marynarce Wojennej pod­nieść polską banderę wojenną jako ORP »Hetman Stanisław Żółkiewski«. Marynarka polska objęłaby również szkolny pancernik »Schleswig Holstein« nazwany »Książę Fryderyk August« (na cześć króla saskiego, który był w latach 1807-1815 księciem warszawskim).

Pierwszego września 1939 roku wojska niemieckie zaata­kowałyby Francję. Kampania byłaby zażarta, ale Francuzi, mając zbyt mało nowoczesnych samolotów i czołgów, mu­sieliby ulec naporowi. Już 28 września czołówki pancerne Wehrmachtu wkroczyłyby do Paryża, zaś 5 października w Compiegne zostałoby podpisane zawieszenie broni.

Stalin zaniepokojony polsko-niemieckim porozumieniem usiłowałby je rozbić. Odnowiony układ z Francją i tajne brytyjskie gwarancje dla ZSRS, w których rząd Winstona Chur­chilla uznałby prawa sowieckie do aneksji wschodnich ziem Rzeczypospolitej, nie zmieniłyby sytuacji politycznej. Zbyt pospiesznie zmobilizowane oddziały sowieckie uderzyłyby 17 września na Polskę, byłoby jednak za późno, aby wojna na Wschodzie mogła wpłynąć na bieg kampanii we Francji. Jednej z wysuniętych kresowych stanic – posterunku Korpu­su Ochrony Pogranicza – broniłby do końca major Henryk Sucharski. Po rozsławionej w świecie trzytygodniowej walce poddałby się z garstką swych żołnierzy – jeńcy obyczajem so­wieckim zostaliby zamordowani. Tężejący opór polski, dla którego oparciem stałyby się rozbudowane linie umocnień, spowodowałby zatrzymanie ofensywy marszałka Siemiona Budionnego. Dowodzący Frontem Południowym generał broni Kazimierz Sosnkowski przeszedłby nawet do ograni­czonej ofensywy; wojska polskie na ciężko doświadczonej kolektywizacją Ukrainie witano by chlebem i solą. Sławę w jesiennej kampanii zdobyliby dowódcy dwu związków pancerno-motorowych wyposażonych w świeżo dostarczone najnowsze czołgi Panzerkampfwagen, Pzkpfw III i IV, puł­kownicy Stanisław Maczek i Stefan Rowecki, którzy zniszczy­liby zagon pancerny zwolnionego na kilka tygodni przed agresją z łagru komdiwa Konstantina Rokossowskiego. So­wiecki dowódca, już w niewoli, przyznałby się do swych pol­skich korzeni i zaczął tworzyć u boku WP legiony antybolszewickie. Wielkim propagandowym sukcesem byłoby też zatopienie przez ORP »Orzeł« (kpt. Jan Grudziński) na przed­polach Kronsztadu »Marata«, flagowego pancernika sowiec­kiej Floty Bałtyckiej.

W połowie maja 1940 roku sojusznicze armie – Wehr­macht i Wojsko Polskie – podjęłyby ofensywę na Leningrad, Moskwę i Kijów. Na centralnym odcinku frontu działałaby Polska Grupa Armii (Polnische Heeresgruppe) pod osobistym dowództwem generała Bortnowskiego, wsparta przez mie­szaną niemiecko-polską grupę pancerną generała Heinza Guderiana. Wojna na Wschodzie skończyłaby się 15 sierpnia wraz ze zdobyciem Moskwy: do sowieckiej stolicy jako pierwszy wkroczyłby 1. zmotoryzowany pułk szwoleżerów im. Józefa Piłsudskiego.

A oto możliwa migawka z kroniki filmowej PAT-u: po wielkiej defiladzie na Placu Czerwonym Adolf Hitler zawie­sza na szyi nominowanego właśnie do stopnia marszałka Pol­ski generała Bortnowskiego Krzyż Rycerski z Liśćmi Dębo­wymi, Mieczami i Brylantami, Rydz-Smigły zaś dekoruje dowodzącego Frontem Wschodnim feldmarszałka Gerda von Rundstedta Krzyżem Wielkim Orderu Virtuti Militari...

Wizja niemiecko-polskiego »nowego porządku« europej­skiego może wydawać się odrażająca. Ale pamiętajmy, że wówczas nie doszłoby zapewne w ogóle do Holocaustu, a już z pewnością ocaleliby Żydzi Polscy; przypomnijmy, że do 1943-1944 roku żadna tragedia nie spotkała ludności żydowskiej we Włoszech, na Węgrzech czy w Bułgarii. ...

A w 1956 roku, w trzy lata po śmierci Adolfa Hitlera, na XX Kongresie NSDAP przy aplauzie zaproszonych z całej Eu­ropy delegacji państwowych i partyjnych, nowy kanclerz 1000-letniej Rzeszy Baidur von Schirach w oględnych słowach potępiłby niektóre »błędy i wypaczenia« w polityce poprzedniego Führera. W telewizji pokazanoby, że jego przemówienie szczególnie gorąco oklaskiwała delegacja Reichsgau Schlesien/województwa śląskiego (dziś takie tery­torium nazywamy euroregionem) na czele z nadprezydentem generałem brygady Jerzym Ziętkiem...”.

Powyższy cytat jest w moim przekonaniu świadectwem o wiele radykalniejszej projekcji alternatywnego przebiegu wydarzeń z lat 1939-1945 niż w przypadku scenariusza nakreślonego przez Zychowicza (zresztą Wieczorkiewicz wypowiadał się na ten temat częściej). Uznał on bowiem za najbardziej prawdopodobne pobicie III Rzeszy przez koalicję Anglosasów na Zachodzie i zmuszenia jej armii do odwrotu ze Wschodu (powtórka z I wojny światowej). Zdaniem Wieczorkiewicza natomiast, po pobiciu Sowietów III Rzesza stałaby się głównym graczem światowej polityki a jej przywódca w spokoju doczekałby swoich ostatnich dni. Również w wielu innych obszarach, żeby wymienić jedynie kwestie związane z sensem czynnego oporu po upadku Polski, funkcjonowaniem Polskiego Państwa Podziemnego, braku symetrii w traktowaniu okupanta niemieckiego i sowieckiego przez główny (rządowy) nurt polskiego cywilnego i wojskowego podziemia czy okoliczności i sensu Powstania Warszawskiego, Profesor wygłaszał równie radykalne sądy. Z wieloma z nich fundamentalnie się nie zgadzałem, ale tym bardziej w awanturze o książkę Zychowicza nie zasłużył on sobie na opinię ostrożniejszego aniżeli jego wychowanek. Wkrótce zresztą wydawnictwo LTW opublikuje obszerny wybór rozproszonych tekstów Wieczorkiewicza.

Można, a nawet należy spierać się o polskie dzieje i snuć alternatywne scenariusze. W polemicznym zapale nie można jednak posługiwać się nieprawdziwymi argumentami powołując się przy tym na pisma zmarłego Pawła Wieczorkiewicza. Klasyk naszej historiografii (Andrzej Friszke) skomentowałby to zapewne słowami „mniej pisać, a więcej czytać”.

Tym wszystkim, którzy tak często ostatnio powtarzają, że istnieją u nas sprawy, które powinny zostać wyłączone z nauk historycznych i publicznej dyskusji, bo rzekomo szkodzą Polsce i Polakom, a przy okazji przywołują imię Profesora, dedykuję jego słowa:

Jest niszcząca opinia opiniotwórczych mediów, jest opinia środowiska, są wreszcie pewne klisze i schematy, które utrudniają swobodne myślenie i poprawne wnioskowanie. Są historycy, którzy na przykład nie dostrzegli cenzury 1989 roku, jakkolwiek by ją traktować. I w najszlachetniejszych intencjach będą przekonywać, że o czymś tam nie można wciąż mówić, bo szkodzi to «naszej sprawie», «naszemu wizerunkowi» itd.” (Polityczna poprawność a prawda historyczna. Rozmowa z profesorem Pawłem Piotrem Wieczorkiewiczem z Uniwersytetu Warszawskiego, rozmawiał Bogdan Reszka, „Templum Novum”, 2006, nr 3, s. 72).

 

PS. Polecam wszystkim wypowiedź prof. Wieczorkiewicza o polsko-niemieckim sojuszu (od 3:43 do 13:53 minuty):

 

Autor

Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych