Prof. Żylicz w „Wyborczej” uznaje powołanie komisji międzynarodowej za niemożliwe bez zgody Rosji. A niby dlaczego?

Fot. PAP / Grzegorz Jakubowski
Fot. PAP / Grzegorz Jakubowski

Prof. Marek Żylicz, ekspert komisji Jerzego Millera badającej katastrofę smoleńską w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” mówi, że nie ma szans i podstaw, by powoływać międzynarodową komisję:

Ja nigdy nie uważałem za możliwe i celowe powołanie komisji międzynarodowej. Byłoby to niemożliwe bez zgody Rosji, a Rosja z pewnością by się na to nie zgodziła. Zwłaszcza, że zespół Macierewicza stawia zarzut, że katastrofa była wynikiem rosyjskiego zamachu.

Po co profesorowi zgoda Rosji, nie za bardzo potrafię zrozumieć. Bez zgody Moskwy naprawdę nie można nic?

Nawet jeśli bez niej owa komisja nie mogłaby sporządzić raportu mającego jakąkolwiek moc prawną. Dokładnie tak samo było z komisją Jerzego Millera. Jej raport to wewnętrzny, polski dokument, z którym – nawet gdyby zawierał radykalnie odmienne (a nie zawiera) tezy od rosyjskich – nie można byłoby udać się do instytucji międzynarodowych, do żadnych trybunałów arbitrażowych, posiłkować się jego ustaleniami, formalnie zainteresować za granicą kogokolwiek, by dochodzić sprawiedliwości wobec ewentualnych winnych na Wschodzie.

Jedynym oficjalnym dokumentem podsumowującym badanie katastrofy 10/04 jest raport MAK. Stało się tak za zgodą rządu Donalda Tuska i dzięki bezprawnemu przyjęciu zapisów konwencji chicagowskiej jako podstawy prawnej badania tragedii.

Mimo to profesor uważa, że tylko komisja Millera to

jedyny legalny i możliwy sposób rozstrzygnięcia sprawy i wyjaśnienia nowych faktów.

Za nowe fakty profesor uznaje raport zespołu Antoniego Macierewicza.

Komisja zapoznałaby ich ze swoimi dokumentami. Jeśliby doszłoby do wyjaśnienia tych zarzutów i ich wycofania, to wszystko w porządku. Jeśli nie albo gdyby ci eksperci odmówili konfrontacji z naszą komisją, to do pomocy moglibyśmy zaprosić ekspertów zaproponowanych przez ICAO (Międzynarodowej Organizacji Lotnictwa Cywilnego) lub Unię Europejską, w której istnieje sieć organizacji badających wypadki lotnicze i która może wytypować ekspertów do pomocy.

Uczony jest przeciwny powoływaniu zespołu naukowców:

To zadanie dla ekspertów od katastrof lotniczych, a nie naukowców, którzy latami będą roztrząsać różne teorie.

Całe szczęście, że wybitni eksperci komisji Millera - z prof. Żyliczem w składzie - nie marnowali lat na roztrząsanie różnych teorii i po prostu odpuścili sobie przeprowadzenie podstawowych badań.

Prawnik nie czeka również na ustalenia prokuratury:

prokuratura ma inny cel: ma znaleźć winnych i ścigać przestępców, nie jest od wyjaśniania przyczyn i okoliczności katastrofy.

To zaskakująca logika, bo jak ustalić winnych, jeśli nie wiadomo, co jest przyczyną katastrofy? Jak ustalić winnych, jeśli nie wiadomo, jaka jest wina?

Rozumiem, że profesor chciałby, aby prokuratura ustaliła winnych na podstawie przyczyn katastrofy podanych na tacy (w dużej mierze za raportem MAK) przez komisję Millera, której był członkiem.

Przy okazji "Wyborcza" (piórem nieocenionej i prawdomównej Agnieszki Kublik) stawia nieprawdziwą tezę:

Prowadząca swoje postępowanie prokuratura wykluczyła teorię zamachu, bo w szczątkach samolotu i w ciałach ofiar nie znaleziono żadnych śladów materiałów wybuchowych.

Czy pani Agnieszka jest tego pewna? Bo ja nie. Przypomnę nieśmiało, że po pierwsze prokuratura nic nie wykluczyła, a jedynie podała, ze zgromadzone DOTYCHCZAS dowody nie wskazują na zamach. A po drugie, Wojskowy Instytut Chemii i Radiometrii, któremu zleciła (prokuratura, nie komisja Millera) badanie próbek na okoliczność wybuchu:

- nie badał części samolotu

- badał próbki (notabene niezwykle skąpe – cztery kawałki ubrań, fragment parasolki, but, książkę i dwa banknoty – wszystko przekazane przez Rosjan kilka tygodni po katastrofie).

- nie wiedział, z jakiej części samolotu próbki zostały pobrane

- badał próbki jedynie na występowanie niektórych substancji wchodzących w skład ładunków konwencjonalnych i śladów promieniotwórczych

- nie przeprowadził pełnych badań na występowanie wszystkich ładunków niekonwencjonalnych i broni termobarycznej.

W swoich wnioskach uznał, że ślady węglowodorów „alifatycznych, naftenowych i aromatycznych zawierających w cząsteczce od 8 do 14 węgli” (pozostałość po paliwie lotniczym) za „najprawdopodobniej” następstwo wypadku lotniczego.

A generalnie, to nie miał uprawnień do wykonania kompleksowych badań. Kto chce poznać szczegóły – odsyłam do tekstu Konrada Matyszczyka zamieszczonego onegdaj na naszym portalu.

Co do badania ciał ofiar, jak wiemy miały miejsce tylko w trzech przypadkach. Pozostałych 93 nie zbadano.

I tyle w temacie rzekomych badań. Trzeba to powtarzać tak często, jak często prorządowa propaganda będzie dezinformować: prawdziwych badań nie było!

 

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych