List do sumienia prokuratora Seremeta

Fot. PAP/Paweł Supernak
Fot. PAP/Paweł Supernak

Czesław Kowalczyk niewinnie spędził w więzieniu 12 lat. Ilu jeszcze siedzi takich Kowalczyków? Jednego znam – Jan Ptaszyński w Białymstoku...

Dramat niewinnie więzionego przez 12 lat Czesława Kowalczyka uświadamia nam, że wymiar sprawiedliwości nie jest nieomylny. Bywa, ze myli się straszliwie, jak kilka lat temu w sprawie Tomasza K. spod Malborka, którego skazano za zabójstwo dziecka, a po 4 latach wyszło na jaw, ze zabójca był inny sprawca, który potem zamordował drugie dziecko.

Te błędy sprawiedliwości powinny stanowić swoiste memento – niech wymiar sprawiedliwości feruje swoje wyroki z większa odpowiedzialnością, niech bardziej wnikliwie bada dowody, niech nie dopuszcza do krzywd.

Nie ma bowiem dla sprawiedliwości większej klęski niż ta, gdy zostaje skazany i cierpi niewinny człowiek, a prawdziwy przestępca śmieje się sprawiedliwości w twarz.

Obawiam się, ze niestety w polskich więzieniach siedzi więcej Kowalczyków. Jednego takiego znam (a ściślej znam jego sprawę) – Jan Ptaszyński, skazany na dożywocie za podwójne zabójstwo.. Skazany – piszę to z pełna odpowiedzialnością – bez żadnych dowodów, bez żadnych nawet poszlak, przy istnieniu poważnych poszlak wskazujących na innego sprawcę.

Niedawno pisałem w tej sprawie list otwarty do sumienia sędziów w Białymstoku, którzy skazali Ptaszyńskiego.

Pisałem w tej sprawie kilkakrotnie do Prokuratora Generalnego Andrzeja Seremeta, żeby wniósł kasacje od tego niewątpliwie błędnego wyroku – Prokurator Seremet konsekwentnie odmawiał tej kasacji.

Pod wpływem dramatycznej sprawy Czesława Kowalczyka postanowiłem napisać do Prokuratora Seremeta jeszcze raz. Poniżej mój list:

Rawa Mazowiecka, 28 sierpnia 2012 r.

Pan Andrzej Seremet

Prokurator Generalny

Szanowny Panie Prokuratorze Generalny!

Zanim przedstawię Panu, kolejny już raz, sprawę Jana Ptaszyńskiego, w moim przekonaniu niewinnie skazanego przez sąd w Białymstoku za podwójne morderstwo, które popełnił inny sprawca – przypomnę, jako memento, dwie inne historie ludzi, którzy na skutek błędów wymiaru sprawiedliwości spędzili wiele lat w więzieniu, podczas gdy rzeczywisty sprawca zbrodni pozostawał bezkarny.

Przypomnę te historie, bo sprawa Jana Ptaszyńskiego jest bardzo do nich podobna i jestem pewien, ze podobny będzie jej finał – po latach okaże się, że mordercą była inna osoba, a niewinnie skazany człowiek zmarnował w więzieniu swoje życie. Może wyjdzie to na jaw, gdy prawdziwy morderca zabije następne ofiary.

Oto pierwsza z tych historii, głośna w ostatnich dniach sprawa Czesława Kowalczyka, który niewinnie przesiedział w areszcie (tymczasowym!!!) 12 lat:

Wtorek, 21 Sierpnia 2012 Polska

Koniec gehenny Czesława Kowalczyka niesłusznie oskarżonego o zabójstwo. Gdański Sąd Okręgowy uniewinnił mężczyznę, który w areszcie przesiedział 12 lat i 3 miesiące.

Wyrok dożywotniego więzienia za zabójstwo instruktora jazdy konnej Adama K., Kowalczyk usłyszał w 2003 r. Po apelacji sąd w 2008 r. skazał go na 25 lat więzienia. Ten wyrok został uchylony i sąd okręgowy po raz trzeci wszczął proces.

Uniewinnienie było możliwe dzięki zmianie wyjaśnień przez współoskarżonego o zabójstwo Adama S. Ten wyjawił, że Kowalczyk nie ma nic wspólnego ze zbrodnią. Adam S. wskazał, że za zastrzelenie instruktora jazdy konnej, Adama K., odpowiedzialni są dwaj inni mężczyźni.

Pierwotnie prokuratura oskarżyła Kowalczyka o udział w przestępstwie, m.in. na podstawie zeznań partnerki zabitego Iwony C., która była bezpośrednim świadkiem zabójstwa. Kobieta wycofała się potem jednak z tych twierdzeń.

Mariusz N. zlecił zabójstwo Adama K. z zazdrości, że jego partnerka Iwona C. związała się instruktorem jazdy konnej.

I druga historia, sprzed kilku już lat.

Piotr T., mieszkaniec Tczewa, odsiaduje obecnie wyrok dożywotniego więzienia za zabójstwo na tle seksualnym w 2005 r. 11-letniego Sebastiana w Łęgowie k. Pruszcza Gd. Po 30 latach odbycia kary może ubiegać się o przedterminowe zwolnienie.

W trakcie śledztwa mężczyzna przyznał się do zabójstwa 10-letniego Marcina w 2002 r. W trakcie pierwszej rozprawy w procesie o zabójstwo 11-latka z Łęgowa Piotr T. nie podtrzymał jednak swoich wcześniejszych wyjaśnień w prokuraturze, dotyczących zbrodni w Lisewie Malborskim. W 2007 r. Prokuratura Rejonowa w Malborku z powodu niewykrycia sprawcy umorzyła śledztwa w sprawie tego mordu.

Z Piotrem T. związane jest orzeczenie Sądu Najwyższego z czerwca 2006 r. Uchylono wówczas prawomocny wyrok 15 lat więzienia dla Tomasza K. za zabójstwo 10-latka w Lisewie Malborskim.

Upośledzony psychicznie Tomasz K. w trakcie śledztwa przyznał się do przestępstwa skuszony m.in. obietnicą, że trafi do szpitala, gdzie będzie się leczył. Podczas wizji lokalnej nie potrafił jednak wskazać miejsca zbrodni. Ślady krwi na jego ubraniu nie należały do ofiary. Ponadto resztki włosów odkryte na butach zabitego chłopca nie należały do Tomasza K. W trakcie procesu mężczyzna nie przyznał się do zabójstwa 10-latka.

W 2010 r. Sąd Okręgowy w Gdańsku przyznał Tomaszowi K. 300 tys. zł odszkodowania za niesłuszny wyrok 15 lat więzienia. Mężczyzna przesiedział w więzieniu blisko cztery lata.

Przypominam te dwie sprawy i raz jeszcze piszę do Pana ten list otwarty, którego teść podaję do publicznej wiadomości i pod osąd opinii publicznej, gdyż niestety zlekceważył Pan moje wcześniejsze wystąpienia w tej sprawie, w której raz jeszcze się do Pana zwracam.

W ciągu ostatnich miesięcy kilkakrotnie prosiłem Pana Prokuratora Generalnego o wniesienie kasacji w sprawie skazanego w Białymstoku Jana Ptaszyńskiego, który został skazany na dożywotnie więzienie za podwójne zabójstwo, przy czym skazano go nie nie tylko bez dowodów winy, ale nawet i bez poszlak.

Sprawa Ptaszyńskiego jest gorsza niż sprawa Kowalczyka – w odniesieniu do Kowalczyka były jakieś zeznania, które na niego wskazywały, w odniesieniu zaś do Ptaszyńskiego nie było i nie ma żadnych dowodów, które by go obciążały. Sa jedynie dowolne spekulacje prokuratora i sądu.

Szanowny Panie Prokuratorze Generalny! W obszernym piśmie z 30 marca br. wręcz błagałem Pana o potraktowanie tej sprawy ze szczególną uwagą. Wskazywałem, że za zabójstwo kobiety i jej dziecka skazany został niewinny człowiek, a prawdziwy morderca śmieje się sprawiedliwości w twarz i może zabić znowu.

Otrzymane od Pana odpowiedzi wskazują, ze zajął się Pan sprawą tylko formalnie i urzędowo, a mówiąc wprost – wcale się Pan z nią nie zapoznał. Odpowiedzi udzielił w Pana imieniu wicedyrektor departamentu.

Wiem, ma Pan mało czasu. Jan Ptaszyński ma go za to dużo, siedzi niewinnie już 8 lat.

Jeszcze raz powtórzę zasadnicze fakty. Jan Ptaszyński został skazany na dożywocie za zabójstwo 23-letniej Marioli S. i jej 2,5 letniej córki Klaudii. Ptaszyński znał pokrzywdzona, utrzymywał z nia intymne kontakty – i to jest jedyny fakt, który wiąże go z zabójstwem. Poza tym nie ma żadnych poszlak, które by na niego wskazywały. Nie ma przede wszystkim żadnych śladów biologicznych jego obecności na miejscu zabójstwa. Jest natomiast ślad biologiczny, wskazujący na innego sprawcę – obcy włos, znaleziony w pościeli zamordowanej. Jest też drugi włos znaleziony w dloni zamordowanego dziecka, też nie pochodzący od Ptaszyńskiego, a pochodzący (jak ustalono) od osoby spokrewnionej z zamordowanymi, a takie osoby spokrewnione były w kręgu podejrzeń. Inny ślad – krwawy odcisk stopy w skarpecie – też nie został zidentyfikowany jako ślad oskarżonego Ptaszyńskiego.

Sąd przyjął, że Ptaszyński przed zabójstwem odbył stosunek z zamordowaną – nie stwierdzono jednak biologicznych śladów stosunku, zdaje się nawet tego nie zbadano.

Zabójca miał poruszać się w czasie zbrodni w skarpetach – dziwne, że w skarpetach wyszedł z łóżka po stosunku.

W kręgu podejrzeń było kilka innych osób, wśród nich Wojciech R., który po znalezieniu zwłok ofiar dziwnie się zachowywał, a w portfelu znaleziono u niego kartkę, na której dokładnie zapisał, co robił w ciągu 3 dni poprzedzających znalezienie zwłok, przy czym przyznał on, że kartka była przygotowana na wypadek zeznań, jak go znienacka zgarną z ulicy czy z domu. Czyli z rozmysłem przygotowywał sobie alibi. Nawet nie sprawdzono w śledztwie, czy ten włos w pościeli i ten krwawy ślad stopy nie pasują akurat do niego.

Poddam Panu pod rozwagę taką jeszcze okoliczność – 27 kwietnia 2004 roku Sad Apelacyjny w Białymstoku uchylał tymczasowe aresztowania wobec Ptaszyńskiego, a w uzasadnieniu postanowienia napisał, „każda z przedstawionych poszlak jest co najmniej dwuznaczna”. I mimo, ze w sprawie nic się nie zmieniło, nie zostały odnalezione ani przedstawione żadne nowe fakty ani dowody – dwa lata później te same „co najmniej dwuznaczne poszlaki”, wystarczyły prokuraturze do oskarżenia, a sądowi do skazania oskarżonego Ptaszyńskiego.

Sprawa jest na tyle poważna, ze muszę wezwać Pana publicznie do odpowiedzi – niech Pan wskaże chociaż jedną, słownie jedną poszlakę, która wskazywałaby na winę Ptaszyńskiego. Chociaż jedna poszlakę! Nie „zamknięty łańcuch poszlak”, tylko jedną poszlakę.

Panie Prokuratorze Generalny – w sprawie Ptaszyńskiego łańcuch poszlak nie tylko się nie zamknął. On się nawet nie otworzył. Tam nie ma ani jednej prawdziwej poszlaki!

Jest tylko fakt, że Ptaszyński znał zamordowaną, czemu nigdy nie zaprzeczał, a poza tym są jeszcze lombrozjańskie teorie „urodzonego mordercy”, pod które sąd z zapałem usiłował dopasować spokojnego, nigdy wcześniej niekaranego Ptaszyńskiego.

Dodam jeszcze, że w postępowaniu odwoławczym działy się rzeczy przedziwne, prokurator powołał świadków „spod celi”, którzy mieli rzekomo obciążyć Ptaszyńskiego swoimi zeznaniami, że niby wobec nich nie przyznawał się do zbrodni. Sąd Apelacyjny dopuścił te obciążające zeznania (mimo apelacji wniesionej tylko na korzyść oskarżonego!). Jeden ze świadków ostatecznie jednak zaręczył za niewinność Ptaszyńskiego, drugi przywołał tylko jego emocjonalną wypowiedź, mającą miejsce w sytuacji dręczenia psychicznego, że nikt mu nic nie udowodni. Uważam, że tego rodzaju „postępowanie dowodowe” prowadzone w ramach rozpoznawania apelacji wniesionej na korzyść oskarżonego, jest po prostu niedopuszczalne, gdyż narusza zasadę „reformationis in peius”.

Wspomnę tylko jeszcze, że świadek „spod celi”, który w tejże celi został osadzony po to, żeby dręczył psychicznie Ptaszyńskiego i już po skazaniu wydobył od niego przyznanie się do winy, został w nagrodę zwolniony z aresztu w swojej sprawie. To przypomina praktyki procesów stalinowskich.

Nie jestem w stanie opisać wszystkich błędów w tej sprawie, zarówno prokuratorskich, jak i sądowych. Nie ustalono czasu śmierci ofiar, nie ustalono nawet szczegółowych przyczyn śmierci, sąd przyjął, że sprawca wielokrotnie „zadziałał”, nie ustalając jak i czym zadziałał, były wielkie wątpliwości co do rzetelności opinii biegłych w tej sprawie – cała długa lista karygodnych błędów, karygodnych wprost uchybień. Brak dowodów sąd wypełnił dowolnymi spekulacjami wysnutymi z opinii psychologicznych rysu osobowego skazanego. Ptaszyński, który nigdy wcześniej nie miał konfliktów z prawem, nigdy nie dopuścił się żadnych zachowań agresywnych, prowadził spokojne życie – został uznany przez sąd za urodzonego mordercę o cechach sadystycznych, nienawidzącego kobiet. Zostało mu to przypisane w sposób całkowicie dowolny, chwilami wręcz absurdalny, na podstawie strzępków wyrwanych z kontekstu wypowiedzi skazanego, np. takiej, uzyskanej w czasie badania przez biegłych, że „każdej kobiecie trzeba wstawiać inny bajer”. Ta wypowiedź zdaniem sądu miała wskazywać na mordercze instynkty skazanego Ptaszyńskiego.

I jeszcze jedna kwestia: proszę, by zechciał pan Prokurator Generalny rozważyć wniesienie kasacji od postanowienia Sądu Najwyższego z 21 czerwca 2012 roku w sprawie III KO 23/12, mocą którego to postanowienia oddalony został wniosek o wznowienie postępowania wobec Jana Ptaszyńskiego, z uwagi na ujawnienie nowych świadków, potwierdzających alibi Ptaszyńskiego na czas zbrodni. Sąd Najwyższy oddalił wniosek, nie zapoznając się z tymi dowodami, przy czym postąpił tak wbrew wnioskowi Prokuratora Prokuratury Generalnej Mirosława Tabasa, który w dniu 11 czerwca pisemnie wniósł o zlecenie przesłuchania nowo zgłoszonych świadków na zasadzie czynności sprawdzających. Sad Najwyższy wniosek ten pominął i orzekł o braku podstaw do wznowienia bez najmniejszej próby bliższego przyjrzenia się dowodom, które mogą okazać się przełomowe w tej sprawie.

Proszę raz jeszcze, by w tych okolicznościach rozważył Pan wniesienie kasacji od tego postanowienia, które zapadło z naruszeniem wszelkich zasad obiektywizmu procesowego.

Panie Prokuratorze Generalny Andrzeju Seremet! – piszę do Pana nie jako polityk, lecz jako człowiek. Nie znam Jana Ptaszyńskiego, nie widziałem go na oczy, poznałem tylko jego zdruzgotana, zrozpaczoną matkę. Sprawa nie dotyczy mojego okręgu wyborczego, nie czynie tego dla poklasku. Piszę do Pana, bo widzę sprawę potwornie źle osądzona, widzę straszna pomyłkę, w wyniku której niewinny człowiek siedzi w więzieniu, a prawdziwy zbrodniarz, straszny zbrodniarz, po prostu drwi sobie ze sprawiedliwości i z ofiar swojej okrutnej zbrodni.

Panie Sędzio Andrzeju Seremet! – jeszcze raz apeluję do Pana sędziowskiego sumienia – niech Pan się tym zajmie sam, nie przez pomocników, niech Pan to przeczyta, choćby tylko uzasadnienie Sądu Apelacyjnego w Białymstoku – zaręczam, że będzie Pan wstrząśnięty „nieznośną lekkością sądu” z jaka wydano wyrok w tej sprawie. I niech Pan wniesie kasację, a potem niech Pan wznowi postępowanie w poszukiwaniu prawdziwego mordercy. On tam gdzieś jest niedaleko...

Z poważaniem

Janusz Wojciechowski

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.