"Pluralizm staje się fikcyjny, gdy niedostatecznie odwzorowuje rzeczywistą mnogość społecznych potrzeb, ale i mnogość tradycji"

Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Andrzej Zybertowicz, Profesor w Instytucie Socjologii, Uniwersytet Mikołaja Kopernika, Toruń

Kłopoty z pluralizmem i demokracją

(wersja robocza)

 

Pluralizm to dobra rzecz. Tak się w demokracji głosi. I nawet zapisuje w ustawach. Ale nierzadko okazuje się, iż pluralizm jest dobry tylko wtedy, gdy służy nam. Natomiast staje się wątpliwy, gdyby się okazuje, że pod hasłem pluralizmu to środowiska inaczej myślące niż aktualna władza także mogą zabiegać o swoje interesy.

W Polsce obowiązuje „Ustawa o radiofonii i telewizji z dnia 29 grudnia 1992 roku”. Artykuł 6, p. 1 tej ustawy mówi, że podmiot przydzielający koncesje umożliwiające nadawanie programów radiowych i telewizyjnych, czyli organ pod nazwą Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, „stoi na straży wolności słowa w radiu i telewizji, samodzielności dostawców usług medialnych i interesów odbiorców oraz zapewnia otwarty i pluralistyczny charakter radiofonii i telewizji” (wytłuszczenia – AZ).

Po cóż taki ustawowy zapis? Podobnie jak inne ustawowe zapisy ma stanowić prawną, instytucjonalną konkretyzację fundamentów demokratycznego ładu społecznego. Taki zapis to tylko słowa. Ale są to słowa mówiące ważne rzeczy. Po pierwsze, wskazują pewną, głęboko zakorzenioną w cywilizacji zachodniej wartość: wolność słowa. Po drugie, mówią, w jaki sposób ta wartość ma być chroniona: przez troskę o pluralistyczny charakter elektronicznych form komunikacji publicznej.

Niedawno Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji odmówiła TV Trwam miejsca na tzw. cyfrowym multipleksie. Jeden z podstawowych obecnych argumentów przeciw tej decyzji mówi, iż w ten sposób Rada uchybiła powinnościom ukazanym w cytowanym fragmencie ustawy.

Skąd taki właśnie argument? Między innymi z tego powodu, iż odmówiono koncesji podmiotowi medialnemu o charakterze nie komercyjnym, ale obywatelskim. Podmiotowi, który w po-komunistycznej Polsce od ponad dziesięciu lat funkcjonuje dzięki możliwościom, jakie daje demokratyczny ład społeczny. Który funkcjonuje dzięki dobrowolnym darowiznom tysięcy obywateli, którzy znajdują w programach TV Trwam poważne debaty na poważne tematy. Debaty, których brakuje w innych - poddanych tabloidyzacji i komercjalizacji - mediach elektronicznych, nawet w tych o profilu informacyjnym.

 

Czy tylko 2 miliony poza pluralizmem?

 

Dla wielu Polaków sprawa jest pilna i bolesna. Już ponad 2 miliony moich rodaków podpisało petycję domagającą się przyznania TV Trwam miejsca na multipleksie, jednocześnie żądając „zaprzestania dyskryminacji katolickich mediów”.

Pluralizm – chociaż to może brzmieć paradoksalnie – jest formą ochrony jedności społecznej. Akceptując pluralizm, godzimy się na różnorodność. Przyzwalając innym ludziom, aby pod pewnymi istotnymi (chociaż przecież nie wszystkimi) względami byli od nas odmienni, chronimy godność jednostki ludzkiej. I przyzwalamy aby tę odmienność – np. sposób przeżywania swojej religijnej wiary - mogli publicznie okazywać. Przyzwalamy innym, by - korzystając z wolności - błądzili. Błądzili, ale nadal pozostawali wśród nas.

Wierzymy bowiem, iż gdy prawa poszczególnego człowieka są chronione, wtedy ocalona może być także jedność społecznego świata.

Pluralizm głosów w przestrzeni komunikacji publicznej umożliwia społeczeństwom stopniowe, płynne dostosowania – interesów, technologii, praw, a także nieformalnych norm kulturowych. Dzięki owej płynności form społecznego reagowania na problemy – na małe i na wielkie - chronimy świat społeczny przed groźnymi wstrząsami. Przed sięganiem przez wykluczonych po przemoc.

Ale tak deklarowany pluralizm przestrzeni publicznej może być pozorny, jałowy: np. polegać na medialnym zgiełku, wrzasku, informacyjnym szumie, na prawie wyboru jedynie między (jak ktoś niedawno w Polsce zauważył) „disco” a „polo”[1]. Pluralizm staje się fikcyjny, gdy niedostatecznie odwzorowuje rzeczywistą mnogość społecznych potrzeb, interesów, ale i mnogość tradycji, z których wyrasta współczesna polska kultura. Wtedy pluralistyczny zgiełk może tworzyć przestrzeń wykluczenia.

Potrzebne niepluralistyczne podejście do pluralizmu

 

Ustawy są po to, by wyznaczać ramy życia społecznego. W tym przypadku przywołana powyżej ustawa ma wytyczać ogólny kierunek działania Krajowej Rady, ograniczać ryzyko dowolności w funkcjonowaniu tego organu władzy publicznej. Ramy prawne - aby właśnie ramami były - nie mogą być kompletnie dowolne. Gdyby ustawy zawierały zapisy niezobowiązujące, nie spełniałyby swoich funkcji. Ale ustawy wyznaczają owe ramy za pomocą słów. Słowa zaś są żywą społeczną materią, która cechuje się pewną, nigdy-nie-dającą-się-do-końca-usunąć niejednoznacznością. Ale nie mamy dużego wyboru: albo ramy życia społecznego określamy za pomocą niedoskonałych ustaw, które wszakże respektujemy, albo też – jak pokazuje historia - ramy zachowań ludzkich będą wytyczać nam żołnierskie bagnety i terror tajnej policji.

Określenie: „otwarty i pluralistyczny charakter radiofonii i telewizji” samo jest dość otwarte i podatne na pluralistyczne, czyli odmienne interpretacje. Jednak zasada pluralizmu – jeśli ma być faktycznie przestrzegana w życiu społecznym - nie może podlegać nieskończenie pluralistycznym interpretacjom. Jeśli pluralizm ma służyć – jak wskazują niektórzy badacze[2] – jedności społecznej, to zbiorowość potrzebuje pewnego minimalnego konsensusu co do znaczenia tego pojęcia.

 

Co znaczy „pluralistyczny charakter”?

 

Chociaż ustawa mówi, że Krajowa Rada ma stać na straży „wolność słowa” i zapewniać „otwarty i pluralistyczny charakter radiofonii i telewizji”, to nie posiadamy dostatecznie sprecyzowanych wykładni ram owej wolności, otwartości i pluralizmu.

Co ciekawe, o ile w przypadku wolności słowa i jego granic istnieje wiele poważnych analiz oraz instytucji monitorujących, to zagadnienie pluralizmu w przestrzeni demokratycznej komunikacji publicznej choć przez badaczy społecznych jest podejmowane[3], to zarazem dalekie jest od zadowalającego opracowania. W rezultacie nie dysponujmy społeczną zgodą co do tego, kiedy można uznać, iż w jakimś kraju media w ogóle są pluralistyczne, a w jakimś innym nie są. I, o ile wiemy, nie istnieją zestandaryzowane kryteria służące porównaniu za pomocą intersubiektywnych miar stopień pluralizmu mediów w różnych krajach.

W Polsce w ostatnich kilku latach nasiliły obawy sporej części społeczeństwa co do gwarancji wolności słowa i zakresu pluralizmu mediów w naszym kraju – świadczy o tym posługiwanie się pojęciem tzw. „drugiego obiegu” komunikacji publicznej. Przez ten drugi obieg rozumiane są te media, które krytykują dominujący w mainstreamie obraz społeczeństwa polskiego i zjawisk politycznych jako powierzchowny, nadmiernie selektywny, pomijający lub marginalizujący liczne, ważne dla społeczeństwa polskiego kwestie.

Jednak, jak dotąd, nie potrafiliśmy – przynajmniej w Polsce - bliżej określić, czym jest pluralizm w demokracji, nie potrafiliśmy publicznie dokładniej przedyskutować i choćby częściowo uzgodnić reguł medialnego pluralizmu.

Gdybyśmy chcieli odwołać się do intersubiektywnych miar pluralizmu, trzeba by rozważyć następujące wymiary przestrzeni komunikacji publicznej:

* Stopień odwzorowania, „izomorfizmu” między faktycznym, dającym się rozpoznać metodami nauk społecznych, zróżnicowaniem społeczeństwa, a obrazami świata oferowanymi przez media. Idzie o ustalenie, czy i w jakim stopniu odmienne interesy oraz wartości znajdują swoje względnie proporcjonalne odwzorowanie w przekazach, które dominują w przestrzeni medialnej. Czy nie jest np. tak, że postawy, wzorce w istocie niszowe są intensywnie promowane i obecne, a postawy, wzorce szeroko rozpowszechnione spychane na margines?

* Liczebność powtórzeń istotnych dla społeczeństwa motywów (pragnień, odczuć, niepokojów) w przestrzeni komunikacji masowej: czy nie występuje rażąca dysproporcja między powtarzaniem motywów związanych z pewną wizją świata (wartościami) przy jednoczesnej marginalizacji motywów typowych dla innych wizji świata. Na przykład, czy nie jest tak, że np. mechanizmy finansowo-klientelistyczne powodują, iż pewne motywy światopoglądowe obecne w jednej grupie mediów są częściej powielane – bez względu na ich prawomocność intelektualną, jakość artystyczną, zgodność z prawami człowieka etc. – niż motywy inne.

* Różnorodność form organizacyjnych (media publiczne, prywatne, spółdzielcze) – czy procesy konsolidacji nie prowadzą do zjawisk monopolu lub oligopolu.

* Zróżnicowanie form własności – unikanie sytuacji gdy np. jedna grupa kapitałowa lub środowiska „zaprzyjaźnionego” ze sobą kapitału posiadają dominujący udział w rynku informacji, opinii, wzorców konsumpcyjnych etc.

W przypadku dzisiejszej Polski stosując każdą z tym miar można zgłosić poważne zastrzeżenia[4], nie mamy tu jednak miejsca, by rzecz omawiać szczegółowo.

 

 

Poza sporem politycznym stać nas także na namysł intelektualny?

 

Skutkiem deficytów pluralizmu bywa wykluczenie. A pamiętajmy, iż przedłużające się nawet czysto subiektywne poczucie bycia wykluczonym może skutkować praktycznym wykluczeniem. Wykluczeni najpierw tracą głos. Potem często gubiona jest ich godność. Wtedy zaś stajemy o krok od zaprzeczenia nie tylko ducha, ale i także praktyki demokracji.

Nie można pozostać demokratą, głosząc ideę pluralizmu i zarazem odmawiać prawa do prawomocnej obecności w przestrzeni nowoczesnych środków komunikacji ponad dwóm milionom współobywateli, czyli ponad 7% osób posiadających w Polsce prawa wyborcze. Nie można pozostać demokratą dyskryminując prawa do swoich nowoczesnych mediów tej części Polski, która przywiązana jest to tradycji religii rzymsko-katolickiej.

Brak multipleksowej koncesji dla TV Trwam rodzi ryzyko rażącego ograniczania istniejącej różnorodności społecznej i kulturowej. Brak reakcji na ową odmowę koncesji oznacza przyzwolenie na ograniczenie różnorodności polegające na odwróceniu się od kluczowej części polskiej tradycji, tej tradycji z której, jednocześnie, wyrasta jedna z najbardziej kulturowo doniosłych wizji ludzkiej przyszłości.

Zinstytucjonalizowany – tj. wpisany w konkretne ramy prawne - pluralizm tworzy przestrzeń debaty publicznej, forum, miejsce, w którym społeczeństwo „uczy się” samo siebie rozumieć i przekształcać drogą porozumień.

A jednak zamiast debaty namysłu i troski mamy nieracjonalną decyzję administracyjną. To w kontekście tej decyzji zadeklarowany liberał, znany publicysta Cezary Michalski w polskiej edycji tygodnika Newsweek przyznaje: „Polska liberalna demokracja nie potrafi się przeciwstawić Rydzykowi w inny sposób niż poprzez cichą administracyjną przemoc[5].

 

Ułomny pluralizm

 

Klasyk amerykańskiej współczesnej myśli liberalnej, zwanej niekiedy postmodernistyczną, wybitny filozof Richard Rorty ukuł znaną formułę: „jeśli zatroszczymy się o wolność, wtedy prawda sama zatroszczy się o siebie”[6].

Jest to formuła filozoficzna i - jako taka – może być rozmaicie interpretowana. Tym niemniej wydaje się, iż naturalna jest taka interpretacja dookreślająca, że prawda w życiu społecznym tylko wtedy może się obronić, gdy istnieją dostatecznie skuteczne instytucjonalne ramy chroniące przestrzeń wolności w danym społeczeństwie. Jak podkreślał sam Rorty, społeczeństwa prawdziwie demokratyczne cechują się tym, iż obywatele nie obawiają się publicznie głosić tego, co w ich subiektywnym odczuciu jawi się jako prawda. Nie boją się, nie tylko dlatego, że w takich społeczeństwach za głoszenie prawdy nie można być karanym, ale także z tego powodu, iż karanym nie jest się też za błądzenie, za wygłaszanie w dobrej wierze poglądów nieprawdziwych. To dzięki chronionej instytucjonalnie przestrzeni wolności może stale toczyć się spór, może następować taka konfrontacja różnych poglądów, twierdzeń i informacji, w której twierdzenia prawdziwe posiadają realne możliwości wykazania swojej wartości.

Przywołuję te myśli amerykańskiego liberała jako badacz-socjolog i obywatel, który sam jest agnostykiem. Jako badacz społeczny, który nie jest przekonany o istnieniu ostatecznego fundamentu prawdy przez duże „P”. Jednocześnie jednak jako badacz analizujący mechanizmy życia społecznego dostrzegam występowanie w Polsce procesów i zjawisk istotnie zagrażających przestrzeni wolności niezbędnej do tego, by „prawda mogła zatroszczyć się sama o siebie”.

Bowiem w odczuciu sporej części polskiego społeczeństwa te naszkicowane powyżej miary pluralizmu, a zarazem warunki umożliwiające dochodzenie do prawdy, coraz częściej są naruszane. Dlaczego tak jest? Ku odpowiedzi na to pytanie prowadzi nas uwaga amerykańskiego teoretyka prawa, prof. Stephena Holmesa: „normy sprawiedliwości i idee wspólnego dobra nie są bezsilne politycznie; ale najbardziej efektywnie mogą zostać wyrażone, gdy rywalizujące prywatne interesy są relatywnie dobrze równoważone. W sumie w walce między grupami nacisku, którą nazywamy polityką, władza norm jest władzą przechylającą szalę. Jeśli inne siły są właściwie wyrównane, wspólne dobro może od czasu do czasu zwyciężyć [7] (wytłuszczenie AZ).

Otóż w odczuciu sporej - liczącej ok. 7% osób uprawnionych do głosowania, a aż 14% osób w ostatnich latach faktycznie uczestniczących w wyborach do parlamentu, czyli ponad 2 mln osób – grupy Polaków społeczne siły nie są należycie wyrównane, co powoduje, że dobro wspólne nie zwycięża. Powiemy, korzystając z określeń Holmesa, iż w odczuciu tej grupy we współczesnej Polsce prywatne interesy nie są dobrze zrównoważone, że normy sprawiedliwości i idee wspólnego dobra nie są – w przestrzeni publicznej - efektywnie wyrażane. Słowem, stają się politycznie bezsilne.

Po odmowie przyznania koncesji wielu obywateli wystąpiło w obronie TV Trwam. Dlaczego tak uczynili? Ponieważ obcując z innymi mediami odczuwają poważny deficyt prawdy w życiu naszego społeczeństwa. Być może ci obywatele się mylą, ale takie właśnie jest ich subiektywne – i obecne w skali masowej– odczucie. Tak, owo wrażenie deficytu prawdy, które widzowie TV Trwam odczuwają oglądając programy telewizji formalnie publicznej albo stacji komercyjnych, jest subiektywne. Ale jest to subiektywność społecznie podzielana przez istotną, stanowiącą co najmniej 14% osób aktywnie głosujących w ostatnich latach w wyborach do Parlamentu grupę.

Odmowa Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji nadania TV Trwam takich samych szans rozwoju jak innym podmiotom, których przekaz skierowany jest do obywateli o innych typach wrażliwości społecznej, np. o innym stosunku do tradycji kulturowej i narodowej jest zatem słusznie odbierana jako zawężenie przestrzeni wolności słowa oraz obszaru pluralizmu życia publicznego.

Wysłuchanie niniejsze znajduje swój powód m.in. w tym, iż sposób prawno-organizacyjnego zinstytucjonalizowania pluralizmu w zakresie form komunikacji publicznej w Polsce ukazał swoje słabości i wady.

Zapis art. 6. 1. „Ustawy o radiofonii i telewizji z dnia 29 grudnia 1992 r.” mówi: „Krajowa Rada stoi na straży wolności słowa w radiu i telewizji, samodzielności dostawców usług medialnych i interesów odbiorców oraz zapewnia otwarty i pluralistyczny charakter radiofonii i telewizji”.

Problem ze współczesną teorią demokracji oraz demokratycznej przestrzeni komunikacji publicznej polega m.in., iż brakuje w niej dojrzałych analitycznie, dobrze osadzonych w normatywnych modelach demokracji, wykładni owej zasady „pluralistycznego charakteru” mediów elektronicznych.

Demokracja pokazuje swoją wartość i siłę wtedy, gdy pokazuje, że takie spory jak ton o koncesję dla TV Trwam nie tylko znajduj swoje sprawiedliwe rozwiązania, ale także przyczyniają się do lepszego określenia pojęć wyznaczających podstawowe wartości naszej cywilizacji.

Skoro zaś pluralizm to taka dobra rzecz, wzywam Krajową Radę i te wszystkie środowiska, które mają wpływ na sposób myślenia jej członków, do poparcia wniosku TV Trwam o koncesję. A elity intelektualne, tak bardzo troszczące się o jakość życia publicznego w naszym kraju, zachęcam do wypracowania bardziej konkretnych reguł pluralistycznej gry. Przecież poza sporem politycznym stać nas także na namysł intelektualny, nieprawdaż?



[1] Pojęciem “jałowy pluralism” (feckless pluralism) posłużył się Thomas Carothers w tekście “The End of the Transition Paradigm”, Journal of Democracy, vol. 13, nr 1, January 2002.

[2] Zob. np. Mark Lawrence M. Santiago, “Reason as Public: The Question of Political Consensus In a Pluralistic Multicultural Democratic Society”, dostęp: http://inter-disciplinary.net/ati/diversity/interculturalism/ic2/santiago%20paper.pdf.

[3] Zob. np. Barbara Klimkiewicz, red., Media Freedom and Pluralism: Media Policy Challenges in the Enlarged Europe, Budapest: CEU 2010; taż, “Structural media pluralism and ownership revisited: the case of Central and Eastern Europe”, Journal of Media Business Studies 6.3 (Fall 2009): 43-62; taż, “Is the clash of rationalities leading nowhere? Media pluralism in European regulatory policies”, w: Andrea Czepek, Melanie Hellwig i Eva Nowak, red., “Press Freedom and Pluralism in Europe: Concepts and Conditions”, Bristol: Intellect 2009, s. 45-74.

[4] Zob. przywołane wcześniej opracowania Barbary Klimkiewicz.

[5] C. Michalski, „TV Trwam na multipleksie, czyli kopanie się z Rydzykiem”, Newsweek (wydanie polskie), 23 stycznia 2012.

[6] W oryginale; „if we take care of freedom truth will take care”, Rorty, Richard, “Response to James Conant”, w: Robert B. Brandon, red., Rorty and his critics, Oxford: Blackwell 2000, s. 342-350.

[7] S. Holmes, „Rodowody koncepcji rządów prawa”, w: Jose Maria Maravall i Adam Przeworski, red., Demokracja i rządy prawa, Warszawa: Scholar, s. 57.

 

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.