Wokół polskich stoczni od lat trwa zadziwiający festiwal skandali. Nieistniejący inwestorzy, którzy mieli ratować produkcję w zakładach, firmy przejmujące za bezcen majątek stoczni, Komisja Europejska odbierająca przy milczącym udziale polskiego rządu pomoc publiczną stoczniom, milionowe nagrody dla likwidatorów polskich zakładów i niszczejące stocznie, w które włożono gigantyczne pieniądze. Widać, że polskie państwo nie robi nic, żeby ratować przemysł stoczniowy. Stwierdziła to również w 2011 roku Najwyższa Izba Kontroli, która napisała w raporcie, że „rząd nie zadbał wystarczająco o przyszłość stoczni, a podejmowane przez niego decyzje były chybione i przyczyniły się do upadku obu zakładów w 2008 roku”.
Raport NIK opisuje wiele nieprawidłowości: dziwne procedury zatrudniania ekspertów i kontrahentów, którzy przygotowali złe plany związane z restrukturyzacją, błędy w kompensacji, nieprzejrzyste mechanizmy związane z zakupem majątku stoczni. Raport Izby pokazuje jasno, że rząd przyłożył rękę go upadku polskich stoczni i dezintegracji ich majątku. Doprowadził do upadku gałęzi przemysły, który był i jest bardzo istotną gałęzią gospodarki dla każdego państwa.
Wiedzą o tym choćby Niemcy, którzy od lat ładują pieniądze w swoje stocznie. Ostatnio podjęto decyzję o dotowaniu dwóch zakładów. Firmy w Wolgaście i Stralsundzie otrzymają 100 mln euro pomocy finansowej.
Decyzję taką podjął rząd landu Meklemburgii - Pomorze Przednie. Minister gospodarki tego landu zapowiedział, że władze landu będą pomagały stoczniom tak długo, jak będzie to potrzebne. I zapewne będą pomagali.
Niemcy bowiem pomagają swoim stoczniom od lat. Obecnie robią to z jeszcze większą werwą, ponieważ ich główny i bliski konkurent ze Wschodu stoczni już nie ma. Nie ma żadnych wątpliwości, że to Niemcy zyskali najwięcej na likwidacji polskich zakładów. Rozwijane przez nich firmy wciąż mają niemal monopol na przemysł stoczniowy w naszym regionie. One mogą się rozwijać bez kłopotów i obecnie bez zagrożenia ze strony polskiej konkurencji. Konkurencji wykończonej przez polski rząd, który od czasu przejęcia władzy przez PO obrał kierunek proniemieckiej podległości.
Berlin korzysta więc z polskiego prezentu i inwestuje w przemysł nadmorski. Oni – również przez problemy z polskimi autostradami o kierunku północ-południe – mają dominującą pozycję w tej gałęzi przemysłu. Ich stocznie i ich porty mają pozycję szczególną, ich znaczenie w regionie oraz dla niemieckiej gospodarki jest olbrzymie.
Zawdzięczają to jednak nie tylko prezentowi, jaki otrzymali od rządu Donalda Tuska. Niemcy, którzy traktują politykę poważnie, jako grę interesów i używają Unii Europejskiej do realizacji celów swojego państwa narodowego zapewnili sobie poparcie UE dla rozwijania swoich zakładów. Mało osób wie, że Berlin ma specjalną pozycję w unijnym prawie traktatowym. Nie wszystkie obostrzenia, jakie istnieją w Unii, obowiązują w Niemczech.
W artykule 107. Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej (przed traktatem lizbońskim był to 87. art) czytamy:
1. Z zastrzeżeniem innych postanowień przewidzianych w Traktatach, wszelka pomoc przyznawana przez Państwo Członkowskie lub przy użyciu zasobów państwowych w jakiejkolwiek formie, która zakłóca lub grozi zakłóceniem konkurencji poprzez sprzyjanie niektórym przedsiębiorstwom lub produkcji niektórych towarów, jest niezgodna z rynkiem wewnętrznym w zakresie, w jakim wpływa na wymianę handlową między Państwami Członkowskimi.
2. Zgodna z rynkiem wewnętrznym jest:
…
c) pomoc przyznawana gospodarce niektórych regionów Republiki Federalnej Niemiec dotkniętych podziałem Niemiec, w zakresie, w jakim jest niezbędna do skompensowania niekorzystnych skutków gospodarczych spowodowanych tym podziałem. Pięć lat po wejściu w życie Traktatu z Lizbony, Rada, na wniosek Komisji, może przyjąć decyzję uchylającą niniejszą literę.
Przepisy te w praktyce oznaczają, że wszelka pomoc publiczna udzielana przez niemieckie państwo podmiotom działającym na terenie byłego NRD może być przyznawana. W każdym przypadku można uznać, że jest to rekompensacja skutków podziału Niemiec. I tak się dzieje, że Niemcy ładują pieniądze m.in. w swoje zakłady stoczniowe. Szacunki sprzed kilku lat pokazują, że stocznie otrzymują około 20 procent budżetu przeznaczonego na rozwój technologiczny w Niemczech.
Gigantyczne pieniądze w zgodzie z unijnymi regulacjami otrzymują zakłady leżące zaledwie kilkadziesiąt kilometrów na Zachód od polskiej granicy. W tym samym czasie w Polsce, kraju dotkniętym w znacznie większym stopniu skutkami komunizmu (bo o to tu chodzi), KE i polski rząd niszczy z premedytacją stocznie, które są konkurencją dla niemieckich firm. W tym procederze aktywnie bierze udział polski rząd, który wszelkimi niecnymi sztuczkami prowadzi do zniszczenia polskich stoczni. I działa niezwykle skutecznie.
Łagodniejsze traktowanie Niemców zaskakuje i jest tym dziwniejsze, że to oni rozpętali II wojnę światową, której naturalną konsekwencją była konferencja w Jałcie oraz podział Niemiec na dwa odrębne państwa. Unia pomaga Berlinowi w nadrabianiu zapóźnień powstałych wskutek rozpętania II wojny światowej, co było decyzją legalnych władz niemieckich, a jednocześnie zakazuje udzielania takiej samej pomocy krajom, które przez tę decyzję ucierpiały. Jest to przejaw ogromnej hipokryzji i lekceważenia nowych członków Wspólnoty.
Posłowie PiS wezwali w poniedziałek do odbudowy przemysłu stoczniowego. Uznali, że polski rząd powinien, jak Niemcy wspierać polskie stocznie. Zapewnili, że ich partia odbuduje polskie zakłady. To bardzo słuszna idea. Jednak nie będzie to łatwe. Rząd, który się tego podejmie, będzie musiał nie tylko zatrzymać, a nawet odwrócić, złodziejski proceder wyprzedaży za bezcen majątku stoczni, ale również walczyć ostro z Niemcami oraz Komisją Europejską. Berlin na pewno nie będzie patrzył biernie na przywracanie do życia zakładów, które mogą stać się silną konkurencją dla ich rodzimych firm. Nie ma żadnych wątpliwości, że Komisja będzie stała u boku Niemiec w tej sprawie. To ich interesy są znacznie ważniejsze niż nasze.
Sprawa polskich stoczni pokazuje wiele patologii istniejących w Polsce oraz widocznych w działaniu polskich władz. Rząd zniszczył polskie zakłady, działając na korzyść Niemiec. Pozwolił na rozkradanie majątku narodowego, pozwolił na niszczące i niesprawiedliwe działanie Komisji Europejskiej i jednocześnie nie walczył o zmianę przepisów, by Polska oraz inne kraje dotknięte przez komunizm miały podobne jak Berlin ułatwienia dot. pomocy publicznej.
Żeby jednak o to walczyć, rząd musiałby mieć wzgląd na polski interes narodowy, musiałby umieć zjednoczyć inne kraje, dotknięte komuną, w walce o zmianę przepisów traktatowych, musiałby narazić się możnym tego świata i stanąć w poprzek interesów tych, którzy trzęsą Unią. Na to rząd Tuska się nigdy nie zdobędzie. On z hipokryzją i traktowaniem Polski jako kraju trzeciej kategorii walczyć nie jest zdolny. I nie widać, by był tym zainteresowany.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/133752-mozna-jesli-sie-chce-w-polsce-rzad-doprowadzil-do-upadku-stoczni-w-niemczech-dotuje-je-gigantycznymi-sumami