Nie zdążyłem... lecz do Boga każdy kiedyś zdąży w gości

Fot. sxc.hu
Fot. sxc.hu

1. W 1996 roku  w warszawskiej Pomarańczarni odbywała się konferencja na temat prxzygotowywanej wówczas ustawy o ochronie zwierząt. Było wielu działaczy ochrony zwierząt, była Pani Prezydentowa Kwaśniewska, szczerze zainteresowana poprawą losu zwierząt, byłem i ja, wówczas prezes NIK. I był 74-letni wtedy Samuel Dombrowski, wiceprzewodniczący Niemieckiego Towarzystwa Ochrony Zwierząt. Wtedy go poznałem.

Od tej pory zaczęła się moja znajomość i mam chyba prawo powiedzieć - przyjaźń z tym niezwykłym, fascynującym człowiekiem.

2. Samuel zainspirował mnie do zajęcia się sprawami ochrony zwierząt przez NIK. Izba przeprowadziła wtedy kilka ważnych kontroli, między innymi dotyczących transportu zwierząt, przestrzegania ustawy o ochronie zwierząt, postępowania ze zwierzętami doświadczalnymi.

Ale nie o tym chcę pisać, tylko o samym Samuelu.

Samuel jest... Samuel był przedwojennym polskim Żydem. Jego ojciec był zamożnym przedsiębiorcą, miał w Polsce kilka fabryk tektury. Urodzony w 1922 roku Samek mieszkał w Kielcach, a bezpośrednio przed wojną w Łodzi. Chodził do polskiej szkoły, bo z żydowskiej go wyrzucili po jakiejś awanturze z rabinem. Miał żydowskich i polskich kolegów, żył w szczęśliwym świecie. a może po latach ten świat swojej młodości idealizował. Jednak powtarzał wielokrotnie - ja w przedwojennej Polsce żadnego antysemityzmu nie doświadczyłem.

3. A potem z młodości sielskiej, anielskiej trafił na dno piekła.

Najpierw Niemcy zabili mu psa, ukochanego owczarka, nomen omen niemieckiego. Niemcowi się spodobał pies i chciał go zabrać, a gdy pies nie chciał iść, Niemiec wyciągnął pistolet i psa zastrzelił. Do Żydów jeszcze wtedy nie strzelali, dopiero później zabrali do gazu rodziców Samuela. On sam, 20-letni silny chłopak pracował w jakiejś fabryce, a w domu, w skrytce za szafą ukrywał swoją 7-letnia siostrę. Ukrywał ją, bo dzieci już nie miały prawa żyć, tylko mężczyźni zdolni do pracy. Któregoś dnia wrócił z pracy, szafa była odsunięta, a siostry we wnęce już nie było. Tylko raz mi to opowiadał i tylko ten raz jeden widziałem w jego oczach łzy. Bo w ogóle to był niesłychanie wesoły i dowcipny człowiek.

4. O tym, jak Samuel ocalał z łódzkiego getta, można by filmy kręcić - wywózka do Auschwitz, potem do kolejnej fabryki zbrojeniowej gdzieś w Sudetach, niewolnicza praca, brawurowa ucieczka, ocalenie....

Po wojnie mieszkał najpierw w Czechach, z których w ostatniej chwili uciekł przed komunizmem do okupowanych jeszcze Niemiec. Poznał piękną Niemkę, Panią Sonię, z którą się ożenił i przeżył ponad 60 lat, aż do wczoraj...

On, Żyd, ocalały z getta, został szanowanym obywatelem Republiki Federalnej Niemiec, prowadził własne przedsiębiorstwo handlowe, przede wszystkim jednak działał w Niemieckim Towarzystwie Ochrony Zwierząt. Samuel kochał zwierzęta, jego żona zresztą też. - Bo Niemcy to taki wrażliwy naród - powiedział do mnie kiedyś.

5. Do Łodzi przyjechał pierwszy raz w 1977 roku. - Odnalazłem dom, w którym przed wojną mieszkaliśmy - opowiadał mi o tej wizycie. - Te same drzwi, ten sam dzwonek. Kiedy wracałem ze szkoły, naciskałem ten dzwonek wielokrotnie, a matka krzyczała na mnie, żebym tak nie hałasował. - Drżącą ręka nacisnąłem ten dzwonek... odezwał się obcy głos... uciekłem stamtąd, wsiadłem w samochód, bez pamięci wyjechałem gdzieś za Łódź, a potem usiadłem w jakimś rowie i płakałem, jak dziecko płakałem...

6. Potem Polskę odwiedzał wielokrotnie. Znają go tu chyba wszyscy działacze ochrony zwierząt, pomagał im współorganizował schroniska, propagował idee ochrony zwierząt.

Był Żydem, z pełnym poczuciem własnej żydowskiej tożsamości, ale zarazem kochał Polskę, kochał ją takim prawdziwym przedwojennym polskim patriotyzmem, wywiedzionym z Sienkiewicza. Tym patriotyzmem, od którego dziś próbuje się Polaków odzwyczaić.

Na półkach jego obszernej biblioteki w Dusseldorfie leżą głownie książki historyczne, o historii Polski i historii Żydów.

7. W sierpniu 2009 roku byliśmy w Łodzi razem, na obchodach 65 rocznicy likwidacji łódzkiego getta, które organizował Prezydent Kropiwnicki. Przeżywał to już wtedy spokojnie, pokazywał mi miejsca swojej młodości.

Był człowiekiem niewierzącym, jak mi powiedział, wiarę w Boga stracił w Auschwitz i do końca jej nie odzyskał. Ale wtedy, w czasie uroczystości w getcie, poszedł razem ze mną do kościoła przy Zgierskiej, tego na terenie dawnego getta, na mszę święta w intencji pomordowanych Żydów. Wyszedł wzruszony słowami księdza. Ja nawet nie pamiętam, co ksiądz wtedy mówił, ale jemu się podobało.

8. Jego wiedzę w zakresie ochrony zwierząt wykorzystywałem nie raz w Brukseli. Byłem tu sprawozdawcą wielu raportów dotyczących ochrony i dobrostanu zwierząt, Samuel był jednym z ekspertów Komisji Rolnictwa w pracach nad rozporządzeniem o humanitarnym uboju zwierząt. Miałem dzięki niemu profesjonalną, a przy tym i całkowicie społeczną pomoc.

Teraz pracuję nad raportem o transporcie zwierząt, gdzie walczymy o ograniczenie czasu transportu do 8 godzin. Samuel interesował się tą pracą, mieliśmy się spotkać w tej sprawie, ale podupadł na zdrowiu, znalazł się w szpitalu. Myślałem, że z tego wyjdzie, wydawał mi się niezniszczalny. Miał jeszcze plany przyjazdu do Polski.

9. Ja też miałem plany.

Miałem go w ostatnich miesiącach odwiedzić w Dusseldorfie - zajęty byłem, nie odwiedziłem.

Miałem zadzwonić w tych ostatnich dniach - zwlekałem, nie zadzwoniłem.

Samuel Dombrowski umarł wczoraj...

Tak mi dźwięczą w uszach słowa piosenki Wysockiego - Nie zdążyłem... lecz do Boga każdy kiedyś zdąży w gości... +

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.