Zabrać twórcom 50 procent, czyli bezsensowny podatkowy populizm
„Fakt” napisał niedawno, że wspiera premiera w zamiarze znaczącego ograniczenia twórcom prawa do 50-procentowego kosztu uzyskania przychodu przy umowach o dzieło. Nieczęsto się to zdarza, ale tym razem kompletnie nie zgadzam się z moją gazetą: zabranie twórcom 50-procentowego kosztu uzyskania przychodu to czysta propaganda, nie tylko bezzasadna, ale w dodatku nie mogąca przynieść żadnego wymiernego skutku. Jej jedynym efektem będzie utrudnienie życia kilkunastu tysiącom ludzi. Nic poza tym.
Dlaczego? Oto powody.
Po pierwsze – 50-procent kosztów uzyskania przychodu to przywilej nie wzięty z sufitu. Wywodzi się jeszcze z systemu podatkowego II RP. Jego projektanci wyszli ze słusznego i nadal aktualnego założenia, że ludzie, pracujący w wolnych, twórczych zawodach, inwestują w swoją pracę o wiele więcej własnych pieniędzy niż inni. Zwykły pracownik przychodzi do biura albo zakładu, wykonuje swoją pracę i wychodzi. Dla artysty malarza rodzajem pracy jest nawet wizyta w zagranicznej galerii. Publicysta i dziennikarz są w pracy cały czas. Często za własne pieniądze podróżują, kupują komputery do pracy, książki i prasę. To samo dotyczy innych wolnych i twórczych zawodów: piosenkarzy, reżyserów, scenarzystów, rzeźbiarzy, a także wielu naukowców. Oni wszyscy mają sytuację nieporównywalną z sytuacją przedstawicieli innych profesji i należy im się specjalne traktowanie.
Po drugie – wszyscy walczą o swoje, gdy idzie o pieniądze. Nie jest oczywiście prawdą, że obciążenia będą tak samo rosły dla wszystkich. Umowy zlecenia, gdzie odliczyć można 20 procent, pozostają bez limitu. Bezwzględnie o swoje przywileje emerytalne walczą związkowcy z różnych branż. Rolnicy na pozycji PSL-u zyskali tyle, że ich szczególna pozycja podatkowa przetrwa. Dlaczego twórcy nie mieliby także walczyć? Tydzień temu napisałem, że nasze państwo nie wywiązuje się ze swoich zobowiązań wobec podatników i dlatego podatnicy mają wszelkie prawo – w ramach legalnych środków – starać się łożyć na nie jak najmniej. Nie widzę powodu, dla którego twórcy mieliby łatwo odpuścić przywileje, skoro inni robią wszystko, aby je zachować. W sprawie 50 procent zgodnie przeciw występują wszystkie organizacje twórców. I bardzo dobrze.
Po trzecie – zmiana ma dotyczyć 17 tysięcy osób. 17 tysięcy spośród ponad 20 milionów podatników. Już samo to pokazuje, z jakim populizmem mamy do czynienia. Dodatkowy wpływ do budżetu ma wynieść 170 mln zł. W skali budżetu to grosze. Tyle że nawet to może być efemerydą.. Tusk i Rostowski doskonale wiedzą, co zrobi większość spośród tych 17 tysięcy: przejdą na działalność gospodarczą. W jej ramach będą płacić płaski, 19-procentowy podatek, niezależny od wysokości przychodu. Dodatkowo przez pierwszy okres dostaną ulgę w składkach na ZUS. A do tego zaczną skrupulatnie odliczać VAT w każdym przypadku, gdy będzie można uznać, że chodzi o działalność firmową. W sumie może się nawet okazać, że na ograniczeniu 50 procent kosztów uzyskania budżet nie zyska zgoła nic. O ile nie straci. Takie są skutki populizmu, zaprojektowanego tylko po to, żeby osłodzić zwiększenie obciążeń innym. Zawsze przecież łatwiej samemu płacić więcej, gdy się wie, że innym, he he, też się gorzej dzieje.
Po czwarte – prawdziwi krezusi – medialni celebryci, bardzo znani dziennikarze i najlepiej zarabiający twórcy już dawno mają działalność gospodarczą oraz wynajmują najlepszych doradców. Ich ta zmiana w ogóle nie obchodzi.
Nie tędy droga. Nie ma się co cieszyć z tego, że kilkanaście tysięcy osób straci trochę czasu, żeby postać w urzędach i zarejestrować firmy. Jest sens domagać się, żeby państwo skończyło z finansowym populizmem i zaczęło się wywiązywać ze swoich obowiązków.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/131112-zabrac-tworcom-50-procent-czyli-bezsensowny-podatkowy-populizm-publicysta-i-dziennikarz-sa-w-pracy-caly-czas