Zanim go całkiem beatyfikujemy...

PAP/Paweł Kula
PAP/Paweł Kula

Nie przepadam za tym krzykliwym człowiekiem, być może dlatego, że w ogóle nie lubię małych, agresywnych facetów, którzy wrzeszczą jakby chcieli coś zagłuszyć.

Piszę o tym uczciwie, aby nikt kto uwielbia Jerzego Owsiaka nie skalał się dalszą lekturą, jednak jeśli to uczyni, to już na własna odpowiedzialność.

Szczerze mówiąc od startu medialnej kariery Jerzego Owsiaka zastanawiam się o co w tym chodzi?

Charytatywność – wspaniale, klaskam w dłonie i służę wsparciem, ale zaraz zaraz...ten pan coś stara się powiedzieć, coś tam pokrzykuje.

I nie chodzi już nawet o to, że czyni to w jakimś knajackim narzeczu, wszak nie on pierwszy i nie ostatni. Zastanawia mnie pytanie: dlaczego tak nie lubi kościoła katolickiego, dlaczego na siłę stara się hałaśliwie wykreować alternatywę?

Z impetem podpina się pod każde możne środowisko, ale nie dla pomocy bliźnim przecież, bo to czyni tylko raz w roku – a pełno jest go wszędzie przez całe 365 dni.

Uczyniono z niego świętego, nadano mu najwyższe honory, medale i splendory.

Dziś o Jerzym Owsiaku nie wypada mówić inaczej, jak tylko z głową skromnie spuszczoną, jak o postaci samej z siebie wielkiej, uszlachconej i nietykalnej.

Swoisty bożek III RP wciągnięty na cokół, do którego z całej Polski niedługo popłyną bełkotliwe „siema siema modły”.

Te same media, które kościół postrzegają jedynie przez pryzmat męczeństwa pana Bonieckiego i światowe procesy księży pedofili - gdyby dziennikarze trochę czytali, to dodaliby do tego jeszcze arcybiskupa Marcinkusa i Banco Ambrosiano (nowa, mocna w faktografii i atakująca Jana Pawła II książka pióra Anglika Davida Yallopa niedawno ukazała się w polskim przekładzie na empikowskich półkach) – corocznie, na początku stycznia, na komendę i w ściśle skodyfikowanych słowach, niemalże beatyfikują niewielkiego, powtarzającego w kółko jakieś frazesy, mężczyznę w żółtej koszuli i czerwonych portkach.

Nikt nie zadał sobie trudu, aby prześledzić życiorys „salonowego świętego”. In statu nascendi jest on bowiem szlachetny, subtelny, zasłużony w walce o wolność i wykształcony.

Ja, jako sceptyk niepoprawny, znalazłem tylko wzmianki o ojcu milicjancie i ateiście, maturze i trzykrotnym fiasku egzaminów na ASP i psychologię oraz o siedzeniu, jak mysz pod miotłą, w latach osiemdziesiątych w Rozgłośni Harcerskiej Polskiego Radia.

W czasie, gdy ówczesna młodzież szumiała przeciwko komunie, pan Jerzy zakładał „Towarzystwo Przyjaciół Chińskich Ręczników”, oficjalnie zakładał, a więc jakiś tam sekretarz musiał na to zezwolić. Inaczej powedrowałby do aresztu (za mniejsze sprawki tam trafialiśmy).

Wykrzykiwać zaczął dopiero na początku lat dziewięćdziesiątych, a jako że jest ode mnie starszy o ponad dziesięć lat, to delikatnie pytam co też pan Jerzy Owsiak robił w PRL? Może ktoś wie?

Dlaczego jestem taki złośliwy i tak dociekam?

No moi mili proces beatyfikacyjny to roztrząsanie życia w każdym przejawie, istne biograficzne tornado, roentgen zapuszczony w najtajniejsze pokłady życiorysu.

Tak tak! Chcąc świecić blaskiem - nawet świeckiej - aureoli, trzeba ową światłość okazać, nie da się jej zastąpić krzykiem jeno, nawet jeśli towarzyszy mu modna skądinąd maniera dykcyjna.

Zanim więc znów na całą Polskę rozlegną się dźwięki knajackiej mantry „siema siema róbta co chceta...”, zanim publiczna telewizja wyda kolejne miliony na promocje akcji pana Jerzego Owsiaka, warto chyba zadać sobie pytanie – kim pan jest panie Owsiak?

Przedwojenna publiczność rżała zaczytując się „Karierą Nikodema D.”, dziś powieść ta, nawet wsparta genialną kreacją Romana Wilhelmiego, jakby ździebko mniej śmieszy.

Ja jej współczesne, pozbawione wdzięku pierwowzoru, wydanie widuję – często wbrew woli, bo się nie da nie widzieć – co roku.

Czy mam prawo czepiać się życiorysu i rzeczywistych dokonań gwiazdy, autorytetu i beatyfikowanego III RP.

Ano mam, bowiem proces beatyfikacyjny, nawet świecki, tak już w swojej specyfice ma, że głos daje się w nim nawet advocatusowi diaboli.

No chyba, że i w tej świeckiej tradycji coś już się zmieniło...ale ja, póki co, nic o tym nie wiem.

Aha, gdyby szlachetny pan Jerzy chciał mi, swoim wyrafinowanym zwyczajem, „przywalić z Baśki” to...chętnie służę czołem”. Wie gdzie mnie znaleźć.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.