10 kwietnia 2010. Pochmurno. 18 kilometrów od Smoleńska na Polskim Cmentarzu Wojennym w Katyniu czeka kilkaset osób...

Fot. Dobrowolscy
Fot. Dobrowolscy

Dzień zaczyna się pochmurnie. 18 kilometrów ze Smoleńska do Katynia mija w milczeniu, przy rozmyślaniach o strasznym lesie, który za chwilę znowu nas otoczy. My już go trochę znamy, oswoiliśmy się z nim w ciągu kilku dni. Oni, 70 lat temu, widzieli go tylko przez chwilę. Znaleźli się w nim dlatego, że korpus bezwzględnych morderców umówił ich tam na spotkanie ze śmiercią.

Dzień zaczyna się powoli. W zadumie, wzruszeniu. Na Polskim Cmentarzu Wojennym w Katyniu już kilka setek ludzi.

Najważniejsi są ci najstarsi – najczęściej dzieci polskich oficerów zamordowanych przez Sowietów. To ma być ich dzień. To ma być dla nich dzień.

Wielu jest tu pierwszy raz – szuka wyrytych w żeliwie nazwisk bliskich. Na niskim murze ciągnie się kilka tysięcy tabliczek. Przy dziesiątkach z nich już płoną znicze, leżą kwiaty. Ludzie się modlą. Płaczą. Wspominają.

Starsza Pani opowiada nam o latach wojny, gdy jako sześciolatka została bez ojca. Sowieci zabrali go do obozu. Mama napawała ją wiarą, że tata żyje i nawet broda mu urosła. Do połowy brzucha. Takiego go zapamiętała – z długą brodą, której nigdy nie nosił. Pierwszy raz odwiedziła jego grób, tysiąc kilometrów od domu.

Za 10 minut dzień rozpocznie się na dobre. Przy głównym wejściu na teren Memoriału pojawi się prezydent.

Koledzy skupieni na swojej pracy sprawdzają ustawienia kamer, świateł, podłączenia kabli. Dla wszystkich to jedna z najważniejszych transmisji. Obejrzy ją cały świat. Musi wypaść perfekcyjnie. Stoimy obok plenerowego studia Jedynki. W altance czeka krzesło na Lecha Kaczyńskiego. Po mszy ma udzielić wywiadu.

Nagle w tej spokojnej atmosferze coś przyspiesza. Na twarzach pojawia się niepokój, który budzi trwogę.

W jednej chwili misterne przygotowania przestają mieć znaczenie.

„Podobno samolot się rozbił."

Droga powrotna do miasta zajmuje ledwie kilka minut. Kilka minut przerażającego napięcia, niedowierzania i pytań: który samolot? Czy są ofiary? Kto nim leciał?

Niepotwierdzone odpowiedzi: 87 ofiar. Nikt nie przeżył. Podobno. Wciąż podobno. Wciąż – na szczęście – podobno.

Gdy dojeżdżamy pod bramę lotniska Północnego w Smoleńsku już wiemy. Na pewno.

Milicja pilnuje, by nikt nie podszedł w okolice wraku. OMON siłą ściąga nas z dachu warsztatu samochodowego, z którego i tak niewiele widać. A my po prostu chcemy dowiedzieć się czegokolwiek. Tłumacząc niewzruszonym mundurowym, dlaczego tak nam zależy, mówimy o narodowej tragedii. Mówimy, ale wciąż w nią nie wierzymy.

Nie ma czasu, by uświadomić sobie, co się stało. Nie można się zatrzymać, pójść na bok. To są najważniejsze chwile. Trzeba znaleźć świadków, może zdobyć jakieś nagrania, bo jutro, pojutrze będzie za późno. Trzeba odbierać telefony i przekazywać do Polski strzępki informacji podawane przez Rosjan.

Lista ofiar wprawia w osłupienie. Gdyby zginęła choć jedna z nich, mówilibyśmy o tym wiele dni. A tych śmierci jest prawie setka. Nie żyje Pierwszy Polak. Zginął w Smoleńsku, opodal Katynia. Jak nie mówić, że ta ziemia jest przeklęta? Złość, chaos, rozpacz – wszystko dzieje się jak w transie, jak w złym śnie.

Po godzinie pojawia się pierwszy człowiek z kwiatami. Milicja nie wpuszcza go pod bramę lotniska. Prosi więc nas, byśmy położyli tam dwa białe i dwa czerwone goździki. Za naszym pośrednictwem przeprasza Polaków za to, że nasza największa tragedia wydarzyła się na rosyjskiej ziemi.

Z godziny na godzinę mieszkańców Smoleńska w okolicach lotniska przybywa. Stoją w milczeniu, ocierają łzy, na masce samochodu Telewizji Polskiej kładą kwiaty, obok ustawiają znicze. Będą tam płonąć dwa dni. Auto nie jest nam potrzebne. Z hotelu do miejsca katastrofy jest 300 metrów. Teraz wszystko, co na świecie ważne, dzieje się przy tym starym, zaniedbanym wojskowym lotnisku, we wszechobecnym kurzu, który nas oblepia i zgrzyta między zębami.

Spokojnie zebrać myśli można dopiero w nocy. W rozmowach z kolegami i z bliskimi w Polsce. Internet i rosyjska telewizja informują, co dzieje się na Krakowskim Przedmieściu. Polska zamarła, bo straciła swojego prezydenta, patriotyczną elitę. Świat nie widział takiej katastrofy. Jak bardzo my nie chcielibyśmy jej widzieć!

Piszę to wszystko w liczbie mnogiej, bo wiem, że to samo czuło wielu moich kolegów – dziennikarzy, operatorów kamer, dźwiękowców. Więcej niż słowa wyrażały twarze. Autentycznie poruszone, załzawione, chwilami wściekłe, że znowu nas, Polaków, musiał spotkać taki cios. Twarze trochę nieobecne. Jak pogodzić się z Ich nieobecnością?

Ostatni papieros w hotelowym oknie. Dochodzi piąta. Trzeba iść spać, ale widok świateł majaczących za drzewami nie daje zasnąć. Ciała ofiar pewnie teraz układane są w trumnach, które kilka godzin wcześniej przyjechały na brudnych ciężarówkach.

Dlaczego to wszystko się stało? Czy kiedykolwiek się dowiemy?

Władze Rosji nie chciały tu polskiego prezydenta, ale on musiał tu być. By oddać hołd bohaterom sprzed 70 lat i upomnieć się o prawdę. Tylko przekleństwa brzmią w głowie na myśl, że musiał zginąć, by ta prawda dotarła do świata.

Niedziela. Zamiast powrotu do Warszawy, znowu na smoleńskie lotnisko. Na najsmutniejszą uroczystość. Pożegnanie prezydenta.

Na lotnisku Siewiernyj potężna CASA, rząd zabytkowych rosyjskich odrzutowców, huk instrumentów orkiestry i tłum dziennikarzy. To wszystko maleje, gdy rosyjscy wojskowi wynoszą trumnę okrytą biało-czerwonym sztandarem. Dostojnie kroczą w kierunku małego postumentu.

Mazurek Dąbrowskiego jeszcze nigdy nie brzmiał tak ponuro.

Trumna z ciałem polskiego prezydenta już w rękach polskich żołnierzy. Maszerują do samolotu. Jakby chcieli powiedzieć: już dobrze, Panie Prezydencie, jest Pan z nami.

Nie jest dobrze, bo to chwila, w której mówię: żegnaj, Panie Prezydencie!

Tekst opublikowany w książce "Lech Kaczyński. Portret"

 

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.