Pytania do cywilizacji. "Starożytna Grecja pokazała nam, jak można przygotować się do bardzo trudnych czasów"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Na dorobek europejskiej cywilizacji zwykliśmy patrzeć jako na sumę materialnego i duchowego dziedzictwa naszych dziejów. A tymczasem, już pierwsze lata XXI wieku, wystarczająco jasno uzmysłowiły nam, że dalszy rozwój naszej cywilizacji musi zostać przepuszczony przez gęsty filtr kultury. Zupełnie odmienne bowiem podstawy ma nasz dorobek materialny i zupełnie inny dorobek duchowy. Te dwie sfery oddzieliły się jakby samoczynnie. Oczywiście, w tak długim okresie czasowym, jakim jest historia Europy, można je łączyć w całość, bez uszczerbku dla każdej z nich. Natomiast w krótszym, łatwo zgubić podstawową zasadę, że kultura, która niemal od zawsze, swym systemem immunologicznym, chroniła ludzkie wartości, powinna temperować zapędy, nie tylko naszej, ale każdej cywilizacji. Dziś u nas przynajmniej z dwóch powodów: 1. załamania się koncepcji człowieka (tu można mówić o dogorywaniu tej fundamentalnej wartości), 2. przejęciu pierwszeństwa przez armię, a nie kliniki, w wykorzystywaniu najnowszej technologii. Ta dysharmonia dotyczy kilku cywilizacji, bo to one poszczególne państwa zmuszają do wyścigu zbrojeń. Przerost poziomu cywilizacyjnego (technologiczno-wojskowy) nad kulturą wymusza nawiązywanie do tradycji wojowniczego Rzymu, a nie demokratycznej i pokojowej Grecji.

Wyraźny podział naszego dziedzictwa na cywilizacyjne i kulturowe wydaje się w pełni uzasadniony, tym bardziej, że upadająca współczesna humanistyka, nie jest już w stanie rozdzielić szaleństwa od zdrowego rozsądku. Tu naprawdę, przykłady są zbyteczne.

Skoro, w sposób wyraźny, rozdzieliliśmy kulturę od cywilizacji, łatwiej będzie nam porównać grecki jej początek i obecny koniec – wszak przecież mówi się o śmierci historii, religii, nacjonalizmów, ideologii i Bóg wie czego jeszcze. To prawda, nurt ten nieco przycichł, ale skutki takiego myślenia działają jeszcze w sposób przemożny, zwłaszcza w polityce.

Co zrobili Grecy?

Grecy w okresie archaicznym (700-500 p.n.e.) przeżyli śmierć swoich bogów i koniec swojej historii. W praktyce oznaczało to załamanie się systemu wartości, a przez to i systemu sprawiedliwości. Starzy bogowie i dawna sprawiedliwość już przestały chronić ludzi przed niesprawiedliwością nowych czasów. Był to szok. Trudny do opanowania w stosunkach wewnętrznych, i łatwy do wykorzystania z zewnątrz. Cały świat więc zawalił się Grekom na głowę. Przetrwali dzięki swojemu specyficznemu położeniu, braku potrzeby koncentrowania władzy i perspektywie, jaką dostrzegli. Według historiografii europejskiej, był to jeden z najbardziej płodnych okresów w dziejach ludzkości... Co zadecydowało, że starożytni Grecy nie zlękli się pustego nieba, braku pomocy skądkolwiek, braku wzorców, a przede wszystkim braku perspektywy? Jaka siła wewnętrzna zadecydowała, że sami zaczęli racjonalizować swoją mitologię? Co skłoniło ich do zapasów z wciąż przerażającym człowieka światem przyrody? I kolejne pytanie: dlaczego Hellenowie pracowali i tworzyli nie dla siebie, lecz dla dobra ogółu, a współcześni Europejczycy nie mając żadnej koncepcji kulturowej, głoszą egoizm ekonomiczny i mówią o końcu historii? Jakiej siły nam brakuje?

Być może jest to kwestia tajemnicy początku i końca. Może symptom humanistycznego zastoju umysłowego naszej epoki? A może po trosze jedno i drugie?

Porównując obydwa okresy tej samej cywilizacji, na pierwszy plan wyłania się przemożna rola humanistyki. Jak w okresie archaicznym jej rola ciągle rosła, to w czasach obecnych, niestety, coraz bardziej zanika. Homeryccy bohaterowie, to ludzie honoru (wówczas cnoty). Wytężali wszystkie siły mięśni i duszy, by wykazać, że wśród rówieśników są najlepszymi. Achilles wie, że po pokonaniu Hektora musi umrzeć, ale żeby uniknąć hańby, powinien pomścić śmierć Patrokla. Pięściarz Epej, podczas igrzysk, po zadaniu przeciwnikowi ciężkiego ciosu, pomaga mu wstać. Achajowie hamują Diomeda, gdy gwałtowność jego ciosów zagraża życiu Ajasa.

W „Iliadzie" człowiek jest narzędziem w ręku boga. W „Odysei" bogowie pełnią już rolę strażników moralności. W „Iliadzie" bohaterowie jeszcze szczycą się sukcesami w zabijaniu. W „Odysei", takimi przechwałkami bóg się brzydzi. W „Iliadzie" Achilles wlecze trupa Hektora, w „Odysei", nie zrobiłby tego... Ponad dwa wieki później ten model kulturowy dobrze zsyntetyzuje Perykles, gdy powie: „Nienawiść i wrogość towarzyszą zawsze tym, co pragną rozkazywać innym. Lecz piękny to popęd, kiedy dla szlachetnego celu każe ściągnąć na siebie nienawiść". Czyż nie była to etyka honoru?... Inny fragment mowy Peryklesa: „Zasadą wolności kierujemy się w naszym życiu państwowym, a w życiu prywatnym nie odnosimy się również z podejrzliwą ciekawością do zachowania się naszych współobywateli. Nie odnosimy się ze złością do sąsiada, jeśli zajmuje się tym, co mu sprawia przyjemność i nie kierujemy w jego stronę tych dezaprobujących spojrzeń, które wprawdzie nic złego nie wyrządzają, lecz ranią". Ale trzeba podkreślić, że Ateńczycy mieli za sobą dość brutalny okres niedemokratyczny. Potem uzyskali stabilizację. Mogli sobie na taką demokratyczną postawę pozwolić i zrobili to. I na tym polega ich geniusz.

Kulturę chłopską opisał Hezjod, który żył już mniej więcej w środkowym okresie wielkiej kolonizacji (750-580). Pokrzywdzony przy podziale ziemi przez brata, odwołuje się do sprawiedliwości Zeusa. W „Pracach i dniach" przeciwstawia się bajecznej epoce Homera, w której wszyscy żywili się bez wysiłku i pracy. Głosi hasło „ Nie praca jest hańbą, hańbą jest próżnowanie". Odtąd tylko praca mogła zapewnić człowiekowi dostatek. W okresie przejściowym z ustroju wspólnoty rodowej do niewolnictwa, musiał mieć duży wpływ, bo zauważamy, że Penelopa sama przędzie, Odyseusz buduje tratwę, a Parys Pałac. Prawdopodobnie wpływowi Hezjoda należałoby też przypisać tę skromność, jaka cechowała epokę Peryklesa.

Zarówno Homer, jak i Hezjod byli większymi herosami, niż możemy przypuszczać, ponieważ to oni uwolnili Greków od wschodniego strachu przed bogami. Oderwanie się od własnej mitologii, pozwoliło im skierować uwagę ku sobie, ku człowiekowi i zacząć budować własną perspektywę. Bez tego zabiegu prawdopodobnie nie byłby możliwy dalszy rozwój naszej cywilizacji.

Na efekty nie trzeba było czekać długo. W okresie przedfilozoficznym rady mędrców były następujące: „umiar jest najlepszy", „znaj chwilę stosowną", „od młodości obieraj mądrość za towarzyszkę życia, z wszelkich dóbr ona najpewniejsza", „rozkosze są śmiertelne, cnoty wieczne". Nie trudno zauważyć, że wypływają one nie z bogobojności, lecz z rozumu i kultury. Zresztą, dla Greków dzieła Homera i Hezjoda były jak Biblia, ale ich autorów nie uważano za pomazańców bożych.

Dorobek ten i droga, jaką podążali praojcowie naszej cywilizacji, zostałyby prawdopodobnie utopione w greckim partykularyźmie, gdyby nie pojawił się ośrodek myśli w Delfach. Tam właśnie, w świątyni Apollina dwanaście plemion greckich uzgodniło zasadę, że żadnemu państwu związkowemu, podczas wojny, nie wolno burzyć miast, ani odcinać przeciwnikowi wody. Nie odwoływano się do poczucia wielkości, lecz wzajemnej solidarności. I to była ta perspektywa, którą dostrzegły wówczas państwa-miasta greckie. Scementowało ją zwycięstwo na Persami w 479 r. p.n.e. Tak się zaczynało.

W Delfach Apollo domagał się czystości moralnej. Każdy, kto splamił się morderstwem musiał za pomocą rytuału, zostać oczyszczony: skropiony krwią ofiarnego zwierzęcia lub obmyty bieżącą wodą. Tam też dokonało się wyodrębnienie odpowiedzialności indywidualnej z odpowiedzialności zbiorowej. Czystość moralna wiązała się z wiarą w istnienie dwóch elementów w człowieku: boskiej duszy i tytanicznego ciała. Gdy człowiek umiera dusza idzie pod sąd bogów, a następnie przyobleka się w kolejne wcielenia, i tak aż do osiągnięcia wiecznej szczęśliwości...

Teraz każdy mógł zapewnić sobie łaskę bogów po śmierci. Warunkiem było cnotliwe życie. Według wyroczni delfijskiej „najpiękniejszym jest to, co najsprawiedliwsze". We wstępie do prawodawstwa Zeleukosa czytamy: „Każdy powinien dążyć do zachowania w swej duszy czystości, albowiem bogowie nie przyjmują czci od ludzi złych. Służy się bogom nie przez dary bogate i wspaniałe ofiary, ale przez cnoty i wolę uczciwą skierowaną ku sprawiedliwości i cnocie". I to była zupełnie nowa jakość. Delfy promieniowały na Attykę, Spartę i Tesalię, największe, konkurujące między sobą ośrodki polityczne.

W momencie, gdy pierwszy filozof dał pierwszą racjonalną odpowiedź, mitologia straciła swoją moc i przestała wyznaczać człowiekowi granice. Po raz pierwszy człowiek stanął ponad własnymi bogami i zmuszony został do wyznaczenia samemu sobie nowych granic. Tak, był to wstrząs kulturowy. Ówczesny człowiek nie miał jednak wyboru, musiał porzucić dotychczasowych bogów i oprzeć się na własnym dorobku - na kulturze, na herosach i na wierze w siebie. Lecz, gdy zaczął podążać wyznaczoną przez siebie drogą, ku zdumieniu, odnalazł innego boga, któremu już nie był w stanie dorównać. Mieszkał on w Delfach.

Co robi dzisiejszy człowiek?

Człowiek nie chcąc sprostać wymaganiom swojego Boga (kimkolwiek by nie był), ucieka od niego i ogłasza śmierć religii. W rywalizacji z Bogiem o nieśmiertelność nie ma on żadnych szans, chociażby ze względu na określony czas życia jaki dostał przychodząc na świat oraz ze względu, z przeproszeniem, na przewód trawienny. Ogłoszenie śmierci religii jest przypieczętowaniem własnej niemocy. To nie Bóg (jakkolwiek go interpretować) jest śmiertelny, lecz człowiek. Bóg, jeżeli przestaje być źródłem dobra, przestaje wyznaczać człowiekowi wyższe cele. Nie ma też końca historii, jest natomiast koniec systemu. A człowiek, tak czy owak, chce czy nie, musi szukać swojego boga.

Człowiek hellenistyczny nie stał się nigdy doskonałym, ale pamiętał zawsze, że usiłował nim zostać. I co najważniejsze, nigdy dobrowolnie tego ideału się nie wyrzekł. Chciał być jednocześnie: artystą, mędrcem, literatem i myślicielem, który poznaje tajemnice świata i człowieka. Chciał poznać prawa rządzące życiem. Był to chyba jedyny typ kultury (arystokratycznej), który próbował zespolić: gimnastykę, muzykę, literaturę, nauki ścisłe i sztuki piękne. Postawił sobie jednak zbyt obszerne i trudne zadanie. Zamierzał zsyntetyzować pełny zakres wiedzy. Nie miał na to szans, bo to przekraczało ludzkie możliwości. Ale przynajmniej próbował i chciał zmierzyć siebie ludzką miarą. To dużo.

Starożytna Grecja pokazała nam, jak można przygotować się do bardzo trudnych czasów. Dziś świat poszerzył się wielokrotnie, a mimo to stanął przed podobnym problemem, jak niegdyś starożytni Grecy.

Kulę ziemską oglądamy w telewizji z perspektywy kosmosu, i to jeszcze podczas obrotu, wokół swojej osi. Zachwycamy się jej widokiem. Kosmonauci mówią o niewyobrażalnym pięknie, które wręcz zniewala. Widok obracającej się kuli ziemskiej skłania do refleksji każdego: przeciętnego i nieprzeciętnego człowieka. Niestety, nie można tego powiedzieć o tych, którzy trzymają władzę. Dla nich wszystko się kręci.

Determinantem obecnego świata już nie jest wdzierające się w ląd  morze (jak u Greków Morze Egejskie), czy mały obszar cywilizacyjny, lecz ludzka bezsilność, brak wizji i krzyk – krzyk przerażenia i pustki wobec bezkresnej perspektywy, jaką dojrzał obecny człowiek. Grecy, gdy stanęli przed podobnym problemem, lecz na swoją skalę, byli w stanie zwielokrotnić własne intelektualne możliwości. Dziś człowiek na tej ogromnej przestrzeni chce dojrzeć siebie samego w chwale, lecz wciąż odnajduje się na drugim planie. Broni się, zwielokrotnia techniczne możliwości, szuka pomocy, ale ku swojemu przerażeniu powiększa jeszcze dystans osamotnienia. Co prawda przestał bać się Boga, ale jeszcze do końca nie zdaje sobie sprawy, że jego unicestwienie oznacza brak możliwości odwołania się do jakichkolwiek wyższych ideałów. Nie bardzo też zdaje sobie sprawę, że przekreślenie idei dobrego boga oznacza śmierć rozsądnego człowieka. A śmierć rozsądnego człowieka, to już brak norm i zupełna ludzka samotność wobec wszechogarniającego chaosu, zagrożenia i bezsensu.

A więc nasza przyszłość to kwestia odpowiedniego wychowania i właściwego wykształcenia. Wykształcenia! W starożytnej Grecji ten proces wychowawczy (od dziecka) nazywał się paideią. W jego skład wchodził również sport. Co ma więc robić dzisiejszy człowiek? Człowiek musi być, więc kształcony na miarę czasów, w których żyje i przygotowywany do rzeczywistości, która nadejdzie. Ba, skoro pogrzebano wszystko, to skąd brać inspiracje?

Człowiek hellenistyczny nie stał się nigdy doskonałym, ale przynajmniej chciał nim być – w oparciu o własną kulturę. Człowiek współczesny nie może być karmiony „nektarem" rozkładającej się cywilizacji. Grecy czuli potrzebę pracy dla potomnych. Był to rodzaj solidaryzmu i odpowiedzialności za teraźniejszość i przyszłość. W dzisiejszym świecie tej odpowiedzialności nie widać. Tak wielka perspektywa, wobec, której stanął człowiek, a wraz z nim cały jego świat, wymaga nie tylko ogólnego, wysokiego poziomu wykształcenia, ale przede wszystkim zespolenia wszystkich ludzkich umysłów na zasadzie równości szans oraz wolności słowa i myśli. Dzisiejsi ekonomiczni herosi, zamiast gasić każde światełko w tunelu, powinni zrozumieć, że ich gwiazda może odrodzić się w zupełnie innej postaci. Zysk za wszelką cenę zabija wszystkich i wszystko.

Gdy człowiekowi, rządom lub cywilizacji brakuje koncepcji i argumentów, zazwyczaj odwołują się do argumentu siły. Najczęściej prymitywnej. Rodzi się więc kolejne pytanie: czy Aleksander Macedoński i inni nam współcześni, aż tak zdominowali wyobraźnię ludzką, że woli ona zastanawiać się bardziej nad tym jak lepiej bić i łupić, niż kulturalnie żyć? A może bezsensownym wydaje się odpowiedź na pytanie czy człowiek z natury jest zły, czy dobry? Dla Ateńczyków był zapewne dobry, dla Spartan zły. Ale tak naprawdę to jedni i drudzy padli ofiarą stworzonych przez siebie uwarunkowań. Dopiero wiek XXI odpowie na pytanie, jaki człowiek jest naprawdę? Zachowawczy, pozbawiony wyobraźni, czy może po prostu – głupi?

O czysty horyzont

Wszyscy oczekujemy, więc na cud. Ale ów „cud" musi mieć jakieś podstawy materialne i może nastąpić tylko w oparciu o tradycyjne wartości (człowiek jest bytem niezmiennym), a więc o: 1. stabilizację, 2. wolność, 3. równość praw i szans, 4. szacunek dla każdej kultury i każdego człowieka. Humanistyka wyznacza światu horyzonty, stopień ludzkiej wrażliwości i stosunek do drugiego człowieka. Jej poziom zadecyduje o gotowości współczesnego człowieka do rzeczy wielkich, takich, jak na przykład globalizacja, przed, którą wszyscy stoimy. Polityka, dopiero od czasów Machiavellego zaczęła nam wszystkim zaciemniać ostrość widzenia. Sam człowiek natomiast, choć żyje krótko, horyzonty ma wieczne. I w tym tkwi nadzieja. Ale czy obecna, europejska cywilizacja jest w stanie wygenerować z siebie nową koncepcję kulturową, na którą czeka kilka miliardów ludzi?

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych