Zobacz również i podpisz: Apel 9 maja
O CZEKISTACH, KTÓRZY PRZEŻYLI SWOJĄ ŚMIERĆ, CZYLI DZIWY NA CMENTARZU
Dygresja zamiast wstępu, czyli wspomnienie „nieudanej próby asertywności"
Zabieram Państwa na cmentarz. Nie na ten, na którym były przewodniczący klubu poselskiego Platformy Obywatelskiej i komisji finansów Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej pan Zbigniew Chlebowski dał jeden z przykładów nieudanej próby asertywności wobec pana Ryszarda Sobiesiaka (uprzejmie przypominam, że nieudana próba asertywności to prawie urzędowe określenie istoty kontaktów pomiędzy panami Chlebowskim i Sobiesiakiem, bo przecież sformułowane w publicznej, w ocenie niżej podpisanego jednej z najważniejszych i naprawdę godnych zapamiętania, wypowiedzi premiera Rzeczypospolitej Polskiej pana Donalda Tuska; pasuje ono zatem, jak sądzę, także do spotkania obu dżentelmenów, do którego doszło w dyskretnym otoczeniu cmentarnych mogił).
Zabieram Państwa na cmentarz wojenny żołnierzy radzieckich w Bielsku Podlaskim. Zapewniam, że jest na nim miejsce prawdziwie frapujące.
Wprowadzenie do zagadki
Zanim wkroczymy na teren wzmiankowanego cmentarza, powinniśmy zapoznać się z treścią dużej granitowej tablicy informacyjnej, która znajduje się na prawo od głównego wejścia. Dość dawno temu wykuto na niej informację, że obiekt, którego tablica jest zwiastunem, to „CMENTARZ ŻOŁNIERZY ARMII RADZIECKIEJ I MOGIŁA ŻOŁ. WOJSKA POLSKIEGO POLEGŁYCH W WALKACH O WYZWOLENIE ZIEMI BIELSKIEJ W OKRESIE DRUGIEJ WOJNY ŚWIATOWEJ". Z tablicy można również wyczytać, że na cmentarzu jest pochowanych ogółem żołnierzy radzieckich 2147.
Pozostawmy za cmentarną bramą konstatację, że napis jest nieprecyzyjny, ponieważ walki toczone przez Armię Czerwoną o wyparcie Niemców z ziemi bielskiej, co dotyczy zresztą każdego innego kawałka polskiej ziemi, i nie tylko polskiej, nie były walkami o jej wyzwolenie, gdyż Armia Czerwona niosła ze sobą nie wolność, lecz inną niewolę - torowała bowiem drogę do zastąpienia totalitarnego i zbrodniczego nazizmu (czyli socjalizmu narodowego) totalitarnym i zbrodniczym komunizmem (czyli socjalizmem międzynarodowym). Pamiętajmy przy tym, że wielu naszych współplemieńców ma w tej sprawie odmienne zdanie. Dla nich cmentarz w Bielsku Podlaskim jest jednym z miejsc, w których koniecznie należy pojawić się 9 maja, aby zapalić lampki na grobach żołnierzy radzieckich. Osobiście uważam, że tego dnia należy postawić zapalone znicze w miejscach upamiętniających naszych przodków poległych i pomordowanych w walce z reżimem komunistycznym, dla którego Armia Czerwona była głównym narzędziem podboju. A to dlatego, że, jak słusznie w komentarzu pod zamieszczonym na wPolityce Apelem w tej sprawie napisał jeden z internautów, 9 maja 1945 r. należy uznać za symboliczną datę zatwierdzenia przez aliantów komunistycznego zniewolenia Polski. Zostawmy jednak tę kwestię z boku. Ani ja tym tekstem nie nakłonię kogokolwiek, aby lampki, które miał zapalić na grobach żołnierzy radzieckich spożytkował w miejscach upamiętniających krew przelaną przez naszych rodaków, którzy padli w walce z reżimem komunistycznym, ani nikt mnie w żaden sposób nie przekona bym dobrowolnie zapalił znicz czy inny symbol pamięci na grobie czerwonoarmistów. W tej sprawie, mówiąc frazą wiersza Zbigniewa Herberta, ani nam się witać ani żegnać, żyjemy na archipelagach.
Zagadka
Skupmy się lepiej na faktach. Spróbujmy nanieść wydarzenia, w których śmierć poniosło tych 2147 radzieckich nieszczęśników pochowanych na cmentarzu w Bielsku Podlaskim, na oś czasu. Zapytuję: w którym roku oni zginęli? Moja wyobraźnia szybko sufluje do ucha komentarze zdziwionych czytelników: o co mu chodzi?; zgłupiał? Przecież to oczywiste - Niemcy zostali wyparci z ziemi bielskiej latem 1944 r. (wojska niemieckie opuściły Bielsk Podlaski 30 lipca 1944 r.). Na proste pytanie pada zatem szybka, jasna odpowiedź: zginęli w roku tysiąc dziewięćset czterdziestym czwartym. Ornamentyka ogrodzenia cmentarza, układająca się na każdym jego przęśle od strony głównego wejścia na teren cmentarza w treść 1944, wskazuje że to prawidłowa odpowiedź. Także cmentarne mogiły potwierdzają, że tak właśnie jest. Nagrobki na nich wyglądają jednakowo: patrząc na nie od frontu widzimy płaszczyznę czworoboku złamaną w jej lewym górnym rogu czerwoną gwiazdą, a w środku pola czarną tablicę z nazwiskami pochowanych albo informacją, że to mogiła zbiorowa (w takim wypadku podana jest liczba pochowanych w danej mogile). W lewym dolnym rogu czworoboku frontowej płaszczyzny nagrobka wyryty jest napis 1944, a na górze z prawej strony POLEGLI W WALCE. Napisy te jeszcze kilka lat temu dobrze widoczne są teraz, wskutek odpadnięcia czarnej farby, mało czytelne, ale nadal świadczą o roku, w którym zginęli ci, co pod nimi spoczywają.
O względności czasu i czekiście poległym w walce o „wyzwolenie" ziemi bielskiej
Rok tysiąc dziewięćset czterdziesty czwarty to jest prawie dobra odpowiedź na moje pytanie; prawie, ale nie w pełni. Można rzec, powtarzając za Poetą, że proste z pozoru pytania wymagają zawiłej odpowiedzi. Zapowiadałem przecież, że jest na cmentarzu w Bielsku Podlaskim miejsce frapujące. Czas je wskazać.
Pochylmy się nad jedną z mogił usytuowanych w drugim bodaj rzędzie na lewo od głównego wejścia na teren cmentarza. Pośród uwiecznionych na tablicy nagrobnej nazwisk pochowanych w tej mogile osób, poległych w walce o wyzwolenie ziemi bielskiej w 1944 r., figuruje, jako piąte od góry, nazwisko DOKSZYN.
Dla poszukiwaczy przykładów dowodzących słuszności twierdzenia, że czas to pojęcie względne, mogiła ta powinna być naprawdę interesującym miejscem. Z jakiego powodu? Już wyjaśniam. Otóż Aleksander Dokszyn, bo o niego tu chodzi, zginął nie w 1944 r., lecz 5 stycznia 1945 r.
Powie ktoś: zaraz, zaraz, przecież Niemców, to już ustaliliśmy, nie było wtedy na ziemi bielskiej od dobrych kilku miesięcy.
Zgoda, ale byli za to "reakcjoniści" spod znaku AK i to oni zastrzelili Aleksandra Dokszyna - czekistę Aleksandra Dokszyna.
Zginął on w stopniu starszego lejtnanta, pełniąc odpowiedzialną z punktu widzenia sowieckiego aparatu terroru, instalującego w Polsce reżim komunistyczny, funkcję szefa kontrwywiadu „Smiersz" na powiat Bielsk Podlaski. Został zlikwidowany, podczas wykonywania zadania operacyjnego na terenie gminy Boćki, przez sekcję egzekucyjną Obwodu AK Bielsk Podlaski dowodzoną przez por. Zygmunta Błażejewicza „Zygmunta". Należy dodać, że śmierć st. lej. Dokszyna nie pozostała bez konsekwencji dla ówczesnych mieszkańców okolic Bociek. W końcowej części poświęconego zamachowi na Dokszyna fragmentu meldunku sztabu 32 Zmotoryzowanego Pułku Strzeleckiego WW NKWD za okres od 25 grudnia 1944 r. do 10 stycznia 1945 r. znajdujemy brzmiący złowróżbnie passus: WNIOSEK: należy przyjąć, że napadu dokonała uzbrojona banda. PODJĘTE ŚRODKI: Grupa operacyjna KRO „Smiersz" pod dowództwem majora Gribko wzmocniona przez pododdział pułku w sile 50 ludzi przeprowadziła operację w celu wzięcia niektórych podejrzanych o uczestnictwo w bandzie.
W ciągu kolejnych kilkunastu dni stycznia 1945 r. sowiecka grupa operacyjna kierowana przez mjr. Gribko aresztowała na terenie gminy Boćki blisko 100 osób...
Gribko i inni
Wróćmy jednak z tych ponurych i niebezpiecznych czasów na chwilę do teraźniejszości - na cmentarz w Bielsku Podlaskim. Na tablicy nagrobnej na mogile, w której spoczywa czekista Dokszyn, odnajdziemy również nazwisko GRIBKO. Sąsiaduje ono z nazwiskiem Dokszyn. Jest na niej umieszczone jako szóste od góry. To wspomniany w ww. meldunku NKWD major Walsilij Gribko. Jego walka o „wyzwolenie" ziemi bielskiej trwała nieco dłużej niż starania A. Dokszyna. Ten zasłużony enkawudzista, bohater Związku Radzieckiego, pełnił funkcję sowieckiego doradcy przy szefie Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Bielsku Podlaskim. Zginął 18 sierpnia 1945 r., jako dowódca sowieckiej ekspedycji karnej złożonej z żołnierzy 4 kompanii 2 batalionu 267 Pułku Strzeleckiego WW NKWD, wspartej funkcjonariuszami UB z Bielska Podlaskiego i plutonem żołnierzy 1 praskiego pułku 1 Dywizji Piechoty LWP im. Tadeusza Kościuszki, podczas działań represyjnych przeciwko członkom konspiracji niepodległościowej z terenu powiatu Bielsk Podlaski. Na swej drodze, we wsi Miodusy Pokrzywne, nieopodal Perlejewa, grupa operacyjna prowadzona przez mjra Gribko napotkała 1 szwadron 5 Brygady Wileńskiej AK dowodzony przez wspomnianego już wcześniej „Zygmunta" oraz oddział ppor./kpt. Władysława Łukasiuka „Młota", w sumie ok. 100 partyzantów. W chwili starcia siły po obydwu stronach były zrównoważone, z lekką przewagą po stronie żołnierzy podziemia. W zaciekłym, trwającym około 3 godzin boju zginęło co najmniej 18 oficerów i żołnierzy NKWD, 11 żołnierzy LWP i kilku funkcjonariuszy UB; niektóre źródła podają, że po stronie komunistycznej zginęło ponad 50 osób (zainteresowanych szczegółami tej walki zachęcam do lektury publikacji pt. 5 Brygada Wileńska AK 18 sierpnia 1945 r. Bitwa w Miodusach Pokrzywnych - do odczytu i swobodnego pobrania na stronie www.fundacjapamietamy.pl, w zakładce nasze publikacje). Pośród zabitych był major Wasilij Gribko. W walce z partyzantami „Zygmunta" i „Młota" padł również dowódca 4 kompanii strzeleckiej 2 batalionu 267 Pułku Strzeleckiego WW NKWD starszy lejtnant Aleksiej AMELIN, zginęli także sierż. Michaił DANIŁOW, lej. Grigorij GAWRUSZYN i sierż. Wasilij KAŁABOW. Wszyscy oni spoczywają w jednej mogile, razem ze swym dowódcą, mjr. Gribko. Ich nazwiska znajdziemy na tablicy nagrobnej odpowiednio jako pierwsze, trzecie, czwarte i siódme. Dodajmy, że walkę o „wyzwolenie" ziemi bielskiej zakończył 18 sierpnia 1945 r. w Miodusach także kpt. Nikołaj KRASNOW. On również spoczywa na cmentarzu w Bielsku Podlaskim, tyle że w sąsiedniej mogile, urządzonej w taki sam sposób jak mogiła jego kolegów – czekistów.
Wysokiej klasy fachowcy
Warto wiedzieć, ze wszyscy wyżej wymienieni jak również inni enkawudziści polegli w walce z partyzantami „Zygmunta" i „Młota" w Miodusach byli specjalistami w zwalczaniu kontrrewolucyjnego podziemia i naprawdę wysokiej klasy fachowcami w tej dziedzinie. Dali tego dowód choćby w Bodakach, gdzie w maju 1945 r. rozbili 50 osobowy oddział NZW por. Zbigniewa Zalewskiego „Drzymały" (zginęło wówczas ponad 20 partyzantów), oraz w lipcu 1945 r. w Lubiejkach, likwidując poakowski oddział pchor. Franciszka Pietrzykowskiego „Cincinatusa".
„Ostatni sk......syn"
Nie dziwi więc, że w meldunku Komendy Powiatu NZW Bielsk Podlaski za sierpień 1945 r., w jego fragmencie dotyczącym walki w Miodusach napisano co następuje (...) dochodzi do potyczki między oddziałem Zygmunta i Młota a bolszewicką obławą (oddziałem szturmowym). Bolszewicki oddział szturmowy zostaje całkowicie rozbity. Zabitych jest ponad 50 bolszewików, masa rannych. Wśród zabitych znajduje się major Grypko (błędna pisownia nazwiska; oczywiście chodzi o mjra Wasilija Gribko – przyp. GW.), kierownik UB Bielsk. W ręce Zygmunta wpadają cenne dokumenty (cała teczka), spisy członków konspiracji, dowódcy oddziałów, składy broni w całym terenie. Było to przy mjr. Grypko. Zabitym bolszewikom zrobiono w Bielsku manifestacyjny pogrzeb. Na grób Grypki przysłano wieńce z Mińska i Smoleńska. Wygłoszono mowy pełne pogróżek pod adresem Polaków. Major Grypko (opinia): ohydny bolszewik, polakożerca, ostatni skurwysyn. Kula partyzanta, która rozwaliła mu łeb, z punktu widzenia Polaka, jest to najlżejszy wymiar kary.(...).
Porażka, którą sowieci ponieśli w walce w Miodusach obiła się echem w gabinetach dowódców NKWD działających na froncie walki z polską kontrrewolucją - generał lejtnant Nikołaj Seliwanowski, sowiecki doradca przy Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego, wydał adresowany do dowództwa 62 Dywizji Strzeleckiej WW NKWD rozkaz, mocą którego nakazywał, aby operację mającą rozpoznać i zlikwidować bandę Zygmunta kontynuować do pełnego zniszczenia bandy. W wyniku owej operacji tylko do 24 sierpnia 1945 r. na terenie gmin Ciechanowiec i Brańsk zatrzymano około 300 osób.
Smutny paradoks
Przyznacie Państwo, mam nadzieję, po lekturze tego tekstu, że cmentarz wojenny w Bielsku Podlaskim to ciekawe i jednocześnie, jak na cmentarz przystało smutne, dosłownie i w przenośni, miejsce. Pośród czerwonoarmistów poległych w walce z Niemcami spoczywają na nim enkawudziści, którzy kierowali wymierzonym w naszych rodaków sowieckim aparatem terroru na ziemi bielskiej i padli od kul braci naszych rozpaczliwie walczących o niepodległość Polski oraz prawo człowieka do wolnego życia na ziemi. Zasmuca nie to, że są tam pochowani, lecz to że do dziś leżą na polskim cmentarzu jako polegli w 1944 r. w walce o wyzwolenie ziemi bielskiej, choć przecież byli esencją czynników zniewolenia tejże ziemi; zresztą każdej ziemi, która miała nieszczęście dostać się w jarzmo komunistyczne. Ot, po prostu jeden z paradoksów czasów, w których żyć nam przyszło.
Za kilka dni, 9 maja na mogiłach żołnierzy radzieckich zapłoną lampki pamięci. Tak jak na wezwanie kilkudziesięciu osobistości życia publicznego miało to miejsce w ubiegłym roku. Pewnie i cmentarz w Bielsku Podlaskim rozbłyśnie światełkami zapalonymi przez naszych ziomków. Jeżeli tak będzie, to lampki pamięci staną także na mogile wspomnianych w niniejszym tekście czekistów. W końcu, jak przekonuje cmentarz w Bielsku Podlaskim, zginęli oni w walce o wyzwolenie ziemi bielskiej w 1944 r., więc w czym problem?
Epilog
Skoro dotknąłem problemu pamięci, to niech mi będzie wolno wspomnieć poległych 18 sierpnia 1945 r. w walce z ekspedycją karną kierowaną przez mjra Gribko partyzantów z oddziałów „Zygmunta" i „Młota". To dzięki ich ofierze czekiści GRIBKO, AMELIN, GAWRUSZYN, KAŁABOW, DANIŁOW, KRASNOW i jeszcze kilkunastu innych zakończyli „wyzwalanie" ziemi bielskiej właśnie w Miodusach, w ten sierpniowy dzień 1945 r. I więcej nie krzywdzili ludzi. Robili to już ich następcy.
Zginęli z oddziału „Zygmunta":
Sierż. Zygmunt Kuczyński „Kruk" i kpr. Mikołaj Torniewicz „Wacek" – padli trafieni serią z sowieckiego erkaemu Diegtariewa;
Kpr. Witold Kozłowski „Pikuś"- trafiony w głowę przez sowieckiego strzelca wyborowego;
Kpr. Stanisław Sawicz „Gołąb"- trafiony w głowę przez sowieckiego strzelca wyborowego;
Kpr. NN „Dziadźka"-„Orkan" -trafiony w głowę przez sowieckiego strzelcawyborowego;
Kpr. Ryszard Łubrzyc „Harłapan"- ciężko ranny w brzuch, dobił się z własnej broni;
Zginęli z oddziału „Młota":
NN „Olek", NN „ Noc"- padli trafieni serią z sowieckiego erkaemu Diegtariewa.
Rany odniosło kilkunastu partyzantów, w tym kilku ciężkie. Jeden z rannych, NN „Lis", zmarł w kilka dni po walce w Miodusach.
„Kruk", „Wacek", „Pikuś" i „Harłapan" spoczywają na cmentarzu w Perlejewie.
„Gołąb", „Dziadźka"- „Orkan", „Olek" i „Noc" leżą na cmentarzu w Śledzianowie.
Może warto Ich pamięć uczcić 9 maja?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/112967-o-czekistach-ktorzy-przezyli-swoja-smierc-czyli-dziwy-na-cmentarzu