"Żołnierze wyklęci"... Ale przez kogo? Refleksje w przeddzień święta. "Jakościowa zmiana nastąpiła dopiero po powstaniu IPN"

Rok 1945. Kadra V Brygady Wileńskiej AK. Za: http://podziemiezbrojne.blox.pl
Rok 1945. Kadra V Brygady Wileńskiej AK. Za: http://podziemiezbrojne.blox.pl

„ŻOŁNIERZE WYKLĘCI"... ALE PRZEZ KOGO? REFLEKSJE W PRZEDDZIEŃ ŚWIĘTA

Wołam cię, obcy człowieku,

Co kości odkopiesz białe:

Kiedy ucichną już boje,

Szkielet mój będzie miał w ręku

Sztandar ojczyzny mojej.

Krzysztof Kamil Baczyński, fragment wiersza Wiatr (18.IV.1943r.)

W przeddzień wprowadzonego kilka tygodni temu do porządku prawnego Narodowego Dnia Pamięci „Żołnierzy Wyklętych", który obchodzić będziemy corocznie 1 marca-w rocznicę zamordowania przez komunistów, w 1951r., członków IV (ostatniego) Zarządu Głównego WiN, z ppłk. Łukaszem Cieplińskim „Pługiem" na czele, warto, jak sądzę, wyjaśnić  zainteresowanym pochodzenie pojęcia „Żołnierze Wyklęci", a także racje, które stały za określeniem tym mianem- po raz pierwszy w 1993r.- żołnierzy podziemia antykomunistycznego z drugiej połowy lat czterdziestych i początku lat pięćdziesiątych ubiegłego stulecia.

Termin „Żołnierze Wyklęci" powstał  w środowisku warszawskiej Ligi Republikańskiej           (organizacji działającej w latach 90- tych ubiegłego stulecia). Byłem aktywnym członkiem tej grupy. Odpowiadałem w niej za działania służące przywróceniu pamięci społecznej                  o żołnierzach podziemia antykomunistycznego, więc sprawę znam doskonale. Z częścią tego środowiska przyszło mi współdziałać po dziś dzień, w ramach inicjatyw podejmowanych przez Fundację „Pamiętamy". Mam nadzieję, że tymi informacjami dostatecznie uwiarygodniłem przed czytelnikami swoją osobę jako posiadającą legitymację do odkodowania pierwotnego znaczenia pojęcia „Żołnierze Wyklęci". Piszę „pierwotnego", gdyż zjawisko, które było powodem ukucia  przez nas tego terminu, w ostatnich latach powoli odchodziło w przeszłość, a data 1 marca 2011r. w sposób symboliczny zamknie je w przestrzeni czasu przeszłego dokonanego.

Określenie „Żołnierze Wyklęci" wymyśliliśmy szukając tytułu dla przygotowanej przez nas, jesienią 1993 r., wystawy poświęconej podziemiu antykomunistycznemu. Wystawa ta została po raz pierwszy zaprezentowana publiczności  na Uniwersytecie Warszawskim.,        w holu Auditorium Maximum, w listopadzie tegoż roku. Ostatecznie ekspozycja została przez nas zatytułowana: „Żołnierze Wyklęci - antykomunistyczne podziemie zbrojne po 1944 r." Wedle mojej wiedzy była to pierwsza wystawa po upadku rządów partii komunistycznej       w Polsce poświęcona bohaterom podziemnej walki zbrojnej z komunizmem W maju 1994r. wystawę tę - pod niezmienionym tytułem - prezentowaliśmy, dzięki uprzejmości śp. prof. Andrzeja Stelmachowskiego, w „Domu Polonii", w Warszawie przy Krakowskim Przedmieściu. Cieszyła się ona wówczas dużym zainteresowaniem warszawian, została także zauważona przez ogólnopolskie media, w tym doczekała się całkiem dużego materiału informacyjnego z otwarcia wystawy ( miało ono miejsce 9 maja, w Dzień Zwycięstwa)  w głównym wydaniu Wiadomości. Przez kolejne lata odwiedziliśmy z „Żołnierzami Wyklętymi" kilkadziesiąt miejscowości w Polsce.Nazwa „Żołnierze Wyklęci"została  dodatkowo spopularyzowana przez śp. Jerzego Ślaskiego, który wydał w 1995r. książkę – godną polecenia- pod takim właśnie tytułem. Z kolei w 1999r., nakładem Oficyny Wydawniczej Volumen, wydany został pierwszy duży album poświęcony zbrojnemu podziemiu antykomunistycznemu( był on sygnowany również logiem Ligi Republikańskiej). Miałem przyjemność współredagować tę publikację.  Albumowi, w nawiązaniu do wystawy, o której wspominam, nadaliśmy tytuł „Żołnierze Wyklęci. Antykomunistyczne podziemie zbrojne po 1944r." Jak widać konsekwentnie trzymaliśmy się wymyślonego w 1993 r. terminu „Żołnierze Wyklęci", uznając że zawiera  on w sobie ważną, współczesną treść.

To określenie, dedykowane dla żołnierzy podziemia antykomunistycznego idealnie oddawało, tak uznawaliśmy, proces  wykluczenia/wyklęcia  ich historii, etosu i ofiary      z  obszaru wrażliwości naszej wspólnoty narodowej. Przy czym nie chodziło nam bynajmniej o okres PRLu –  dla naszego środowiska było bowiem bezdyskusyjne, że partia komunistyczna, mimo zinstytucjonalizowanej długoletniej propagandy, efektu tego nie była w stanie osiągnąć , a to dlatego, że nie miała do tego, używając terminologii procesowej, legitymacji czynnej. Partia komunistyczna nie była dla nas elementem wspólnoty narodowej (postawiła się poza jej nawiasem).Warunkiem przynależności do danej wspólnoty narodowej nie jest przecież pochodzenie, lecz poszanowanie jej członków, uznanie i ochrona wytworzonej przez tę wspólnotę państwowości, wreszcie szacunek dla przeszłych pokoleń, ich wiary, tradycji oraz pozytywnego dorobku, który jest punktem wyjścia do dalszego rozwoju. Tymczasem partia komunistyczna wszystko to zanegowała. Była zinstytucjonalizowanym, zaciekłym wrogiem cywilizacji zachodnioeuropejskiej, do której przynależymy, jakby współczesną emanacją plemienia Hunów, którego hordy spustoszyły w V wieku Europę i przyczyniły się do upadku Rzymu. Czy  Hunowie mogli wykluczyć/wykląć kogokolwiek ze wspólnoty obywateli takiego czy innego  Miasta Imperium Romanum, które  w czasie swego marszu obrócili wniwecz? Nie. Oczywiście, mogli zabić, zniszczyć, zburzyć, rozpędzić i na długie lata wstrzymać rozwój. I zrobili to, bo  znali się na tym. Ale  czy byli władni wykluczyć/wykląć kogoś z  kręgu  takiej czy innej wspólnoty, która padła ich ofiarą? Nie. Takiej mocy  nigdy nie mieli. Ukuwając termin „Żołnierze Wyklęci" dokładnie w taki sam sposób ocenialiśmy zdolności, skutki działania i moc sprawczą partii komunistycznej. Partia komunistyczna pokonała „Żołnierzy Wyklętych" dzięki potędze Armii Czerwonej,  poległym i pomordowanym odmówiła  prawa do ludzkiego pochówku (grzebiąc ich w nieznanych do dziś miejscach), przez długie lata PRL-u zohydzała ich pamięć, za pomocą słowa i obrazu (patrz np: wPolityce/IPN/Historia, Grzegorz Wąsowski "Od Pułkownika UB do Jacka Kuronia, czyli jak na przestrzeni lat hańbiono imię pewnego dzielnego górala. Rozważania o pamięci"), ale wykluczyć ich z kręgu naszej wspólnoty nie była w stanie.

Określenie „Żołnierze Wyklęci" zawierało ,zatem, nasze oskarżenie pod adresem elit opiniotwórczych  III RP. Oskarżenie o pomijanie przez owe elity, w procesie odbudowy wrażliwości historycznej rodaków, najważniejszego, najbardziej dramatycznego i heroicznego  zarazem rozdziału z historii oporu  stawianego przez naszych przodków reżimowi komunistycznemu. Oskarżenie o świadome    wyeliminowanie epopei żołnierzy antykomunistycznego podziemia zbrojnego z odtwarzanej w warunkach wolnego już państwa świadomości społecznej, jakby amputowanie tego kawałka historii naszego narodu, historii przez  duże „H", historii napisanej krwią  i cierpieniem obrońców wolności.

Do dziś pamiętam jak  jeden z  rozpoznawalnych wówczas polityków,  w związku z pełnioną wówczas funkcją państwową zapytany przez dziennikarza (bodaj „Sztandaru Młodych"), czy przewiduje się przyznanie uprawnień kombatanckich za walkę w szeregach UPA, Werwolf-u, czy NSZ-u odpowiedział: Za służbę w obcej armii? Oczywiście, że nie. W ten sposób zadający pytanie dziennikarz zrównał około 70 tys. żołnierzy organizacji konspiracyjnej Polskiego Państwa Podziemnego, która konsekwentnie w okresie okupacji niemieckiej jako jedyna wskazywała, że Polska ma dwóch równorzędnych wrogów: hitlerowców i komunistów (mowa oczywiście o Narodowych Siłach Zbrojnych), z nacjonalistycznym podziemiem ukraińskim, mającym na sumieniu życie dziesiątek tysięcy bezbronnych naszych rodaków,        i pogrobową organizacją nazistowską, a wysoki rangą urzędnik państwowy wolnej Polski nie dostrzegł niegodziwości tego porównania. To tylko jeden z przykładów.

Jak sądziłem wtedy i uważam tak do tej pory, stosunek kręgów opiniotwórczych III RP z  okresu prawie całej dekady lat 90-tych do żołnierzy podziemia antykomunistycznego nie był przypadkowy. Był funkcją konceptu, którego istotnym elementem było wmawianie nam, że historia wysiłków niepodległościowych  w Polsce po roku 1944, zakończona  przecież tak pięknie w 1989r. porozumieniem w Magdalence i przy „Okrągłym Stole", to suma wysiłków członków partii komunistycznej pracujących na rzecz pozytywnej ewolucji systemu oraz aktywności byłych członków tejże partii , którzy po wystąpieniu z niej bądź wyrzuceniu, działali w opozycji demokratycznej. W  takim równaniu nie mogło być  oczywiście miejsca  na dodatkowy składnik, tj. tych, którzy w obronie niepodległości Polski i prawa człowieka do wolnego życia na ziemi podjęli walkę zbrojną z komunistami. Zaznaczam,  i czynię to bez nuty ironii, że  zarysowany w tekście, obowiązujący w latach 90-tych ubiegłego stulecia  pośród elit III RP mechanizm  utrzymywania etosu podziemia antykomunistycznego poza obszarem pamięci społecznej uważam za psychologicznie zrozumiały i łatwy do wytłumaczenia - jeżeli siadam z przedstawicielami jakiejś formacji do stołu negocjacyjnego, piję z nimi wódkę (patrz:  wPolityce - fragment książki Ryszarda Bugaja, "O sobie i innych", wydawnictwo "The facto" Warszawa 2010), osiągam porozumienie itd., to trudno, abym równolegle, czy chwilę potem, odbudowywał pamięć o tych, którzy padli w walce stoczonej z  ojcami założycielami tejże formacji. Zwłaszcza, że zanim „Żołnierze Wyklęci" w boju tym ulegli, to jednak jakieś straty przeciwnikowi zadali; a  jeżeli  dodatkowo założymy, że  niemały kawałek swego życia spędziłem wcześniej w szeregach tej formacji, to mamy pełny obraz powodów, dla których Narodowy Dzień Pamięci  „Żołnierzy Wyklętych" będziemy po raz pierwszy obchodzić dopiero po ponad dwudziestu latach od odzyskania niepodległości.

Najbardziej jaskrawym momentem realizacji zarysowanej powyżej  koncepcji (nazwijmy ją polityczno-historyczną, choć określeniem krótszym i lepszym wydaje mi się po prostu „blaga") była chwila podczas ceremonii odznaczenia  Jacka Kuronia i Karola Modzelewskiego Orderem Orła Białego, w której Aleksander Kwaśniewski - wówczas Prezydent RP- stwierdził, uzasadniając owo odznaczenie i nawiązując do Listu Otwartego do Partii z 1964 r., który popełnili Kuroń i Modzelewski, że  byli oni pierwszymi, którzy otwarcie napiętnowali panujący w Polsce system dyktatury. Rzecz miała miejsce w 1998r. Celebra, jak przystało na uroczystość wręczenia najwyższego polskiego odznaczenia państwowego, była szeroko relacjonowana i bogato komentowana przez wszystkie najważniejsze rodzime media. Oczywiście  gremialnie powtarzały one za Kwaśniewskim, że Kuroń i Modzelewski byli pierwszymi, którzy  otwarcie wystąpili przeciwko dyktaturze komunistycznej. I choć dziś trudno w to  uwierzyć, zabrakło (z jednym wyjątkiem: tekstem Adama Michnika w Gazecie Wyborczej, w którym autor zwrócił uwagę na niestosowność przywołanego powyżej stwierdzenia Kwaśniewskiego) pośród tych relacji i komentarzy słowa protestu wobec potwornego przecież zafałszowania historii zawartego w przypomnianym fragmencie uzasadnienia dla tych odznaczeń. Również sami odznaczeni nie zabrali głosu w tej sprawie. A przecież, przypomnijmy, przez konspirację antykomunistyczną z okresu lat 1944–1954 przewinęło się co najmniej 150 tys. ludzi, z czego  20 tys. wzięło udział  w walce czynnej z bronią w ręku. Skala ofiary złożonej na ołtarzu wolności w tamtym czasie przez naszych rodaków to kilkadziesiąt tysięcy poległych oraz pomordowanych i około 200 tys. aresztowanych oraz więzionych.

Praktycznie cała dekada lat 90-tych wpisuje się swoim klimatem intelektualnym                     w przywołaną przeze mnie uroczystość, podczas której były członek Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej dekorował dwóch byłych członków tej partii najwyższym polskim orderem, wskazując na nich jako pierwszych sprawiedliwych w kontekście oporu przeciwko systemowi komunistycznemu, i zbywając całkowitym milczeniem epopeję „Żołnierzy Wyklętych" ( dla jasności- nie jest moim zamiarem poddanie krytycznej analizie zasadności tych odznaczeń, wskazuję tylko na zdeformowanie prawdy, mające miejsce podczas ceremonii ich wręczenia). Jakże te czasy były diabelnie dalekie od wyjścia naprzeciw dramatycznej prośbie chor. Witolda Boruckiego „Babinicza",„Dęba", komendanta Warszawskiego Okręgu Narodowego Zjednoczenia Wojskowego, który swój wstrząsający w treści „Raport do Administracji Przyszłej Nowej Polski" z dnia 13 kwietnia 1949r., zdając sobie sprawę, że on i jego podkomendni wkrótce zginą, że nie doczekają upragnionej wolności ( Borucki poległ w sierpniu 1949r.), zakończył tymi słowy: „Ze swej strony proszę o pamięć macierzystą dla tych, co w imieniu naszych sił za granicą (chodzi o rząd emigracyjny- przyp. GW) walczyli tu, nie szczędząc życia".

Wtedy to była, niestety, gra do jednej bramki. Inicjatywy  indywidualne czy społeczne, które wówczas powstawały, przyjmując za cel  przywrócenie pamięci o „Żołnierzach Wyklętych", miały w najlepszym wypadku krótkotrwały i lokalny oddźwięk. Jako przykład jak w tych sprawach  źle się wówczas działo  podam następujący fakt. Kiedy w końcu 1994 r.( czyli ponad  dwa lata po nagonce politycznej i medialnej rozpętanej przeciwko zwolennikom lustracji) zbieraliśmy- jako Liga Republikańska- podpisy pod apelem o ujawnienie archiwów komunistycznego aparatu represji, to okres objęty sformułowaną przez nas petycją o otwarcie archiwów zamknęliśmy datą 1956r., wiedząc, że w przeciwnym razie praktycznie nikt nie złoży  pod nią podpisu. Dzięki temu zabiegowi uzyskaliśmy kilkanaście podpisów znanych i szanowanych przez niemałą część rodaków nazwisk. Wśród sygnatariuszy apelu był min. Zbigniew Herbert. Podkreślam, że środowisko  Ligi Republikańskiej uchodziło w tamtym czasie za nastawione radykalnie antykomunistycznie i nasz apel, jeżeli został dostrzeżony w ogóle, był odbierany powszechnie jako przejaw poglądów zupełnie skrajnych. Powtórzę, że nie przywołuję tych faktów z przyjemności wspominania inicjatyw własnych czy moich kolegów, lecz dla uzmysłowienia młodszym czytelnikom z jak wielkim trudem pewne oczywiste dziś rozwiązania- np. udostępnienie archiwów UB/SB m.in. dla badań historycznych-  torowały sobie drogę do  zaistnienia w porządku prawnym.

Jakościowa zmiana sytuacji nastąpiła dopiero wraz z powstaniem Instytutu Pamięci Narodowej, a dokładnie z chwilą, w której historycy uzyskali dostęp do zasobów archiwalnych tajnej policji komunistycznej, przejętych przez IPN. Analiza tych zasobów zaowocowała znakomitym postępem wiedzy na temat podziemia antykomunistycznego, dała  także prawdziwe wyobrażenie o skali  czynnego oporu społecznego przeciwko komunizmowi. Ostatnie lata przyniosły z sobą wiele wartościowych opracowań, głównie autorstwa historyków z IPN, poświęconych  zbrojnemu podziemiu antykomunistycznemu. Istotne osiągnięcia na niwie przywracania pamięci o „Żołnierzach Wyklętych" ma także Fundacja „Pamiętamy" (proszę mi wybaczyć brak skromności), która, uznając, że pamięć wymaga formy trwałej, wzniosła do tej pory dwadzieścia pomników, upamiętniając nimi z imienia i nazwiska  ponad 1300 poległych i pomordowanych „Żołnierzy Wyklętych"( zachęcam do obejrzenia wizualizacji tych pomników na stronie www.fundacjapamietamy.pl) Wielką satysfakcję przynosi mi świadomość, że sumą wysiłków ludzi dobrej woli  epopeja „Żołnierzy Wyklętych" nie jest już białą plamą, że temat ten mocno przebił się do zbiorowej świadomości historycznej Polaków. Warto w tym miejscu wspomnieć kilka osób, spośród tych które ciężko pracowały  nad ocaleniem i przywróceniem dobrej pamięci o Żołnierzach Wyklętych w nieprzyjaznych dla tematu latach dziewięćdziesiątych. Wymienię Piotra Niwińskiego, Kazimierza Krajewskiego, Tomasza Łabuszewskiego, Krzysztofa Szwagrzyka, Piotra Szubarczyka, czy Leszka Żebrowskiego. I polecam ich publikacje.

Spośród osób z życia publicznego, które przyczyniły się do odbudowania  i utrwalenia pamięci o „Żołnierzach Wyklętych" koniecznie należy wymienić śp. Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego, śp. Andrzeja Przewoźnika i śp. Janusza Kurtykę. Nie ulega przy tym wątpliwości, że dopiero czas prezydentury Lecha Kaczyńskiego to okres, w którym „Żołnierze Wyklęci" doczekali się należytych honorów ze strony najwyższego urzędu Rzeczpospolitej.

Dzięki polityce odznaczeniowej realizowanej przez śp. Lecha Kaczyńskiego  także członkowie rodzin wielu "Żołnierzy Wyklętych" (a wśród nich wdowa po Witoldzie Boruckim "Babiniczu")uzyskali, odbierając z Jego rąk wysokie rangą ordery, którymi odznaczył poległych i pomordowanych ich bliskich, namiastkę zadośćuczynienia za wieloletnie cierpienia po stracie najbliższych i życie z piętnem" rodzin bandyckich".

Wprowadzenie do porządku prawnego, z inicjatywy śp. Prezydenta RP  Lecha Kaczyńskiego, Narodowego Dnia Pamięci „Żołnierzy Wyklętych" symbolicznie zamyka okres wykluczenia/wyklęcia z obszaru pamięci zbiorowej przez elity opiniotwórcze III RP żołnierzy zbrojnego podziemia antykomunistycznego - tych heroicznych obrońców wolności, którym przyszło żyć i umierać w okrutnych czasach pełnego i brutalnego triumfu systemu komunistycznego. Systemu, który w całych dotychczasowych dziejach ludzkości, był największym i najgroźniejszym zinstytucjonalizowanym wrogiem wolności, w każdym jej wymiarze.

Jako jeden z autorów  pojęcia „Żołnierze Wyklęci" z ulgą odnotowuję, że wreszcie - po  ponad siedemnastu latach od wprowadzenia tego terminu w obieg publiczny - powody jego ukucia przestały być aktualne. I niech termin ten żyje  jak najdłużej swoim nowym życiem, jako intrygujące określenie historii, którą symbolizuje. Niech zachęca do jej poznawania. Bo w niej zawiera się  istotna część naszej narodowej tożsamości.

Grzegorz Wąsowski

P.S. Szanownych internautów  gorąco  zachęcam do odwiedzania stron:. http://podziemiezbrojne.blox.pl oraz www.fundacjapamietamy.pl Można znaleźć  tam wiele ciekawych publikacji poświęconych historii „Żołnierzy Wyklętych".

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.