Dlaczego Tomasz Hypki nie wystąpił z Moskwy podczas wczorajszej wideokonferencji? Jest dużo lepszy niż rosyjscy "eksperci"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
PAP
PAP

"Ekspert lotniczy podkreśla, że wnioski rosyjskich ekspertów zaprezentowane podczas specjalnej wideokonferencji Moskwa-Warszawa są trafne.

- Rosjanie mają rację w 100 procentach, niestety taka jest rzeczywistość - podkreśla.

- Absolutnie się z tym [że całkowitą odpowiedzialność za katastrofę prezydenckiego samolotu w Smoleńsku ponoszą Polacy] zgadzam - komentuje Hypki.

Podkreśla, że podczas konferencji nie pojawiły się żadne nowe informacje, a tezy ekspertów były powtórzeniem ustaleń zawartych w raporcie MAK. Odnosząc się do wypowiedzi mec. Rafała Rogalskiego, pełnomocnika części rodzin ofiar katastrofy, który stwierdził, że czwartkowa konferencja jest niezrozumiałą inicjatywą, której celem było powtórzenie "goebelsowskich kłamstw" na temat katastrofy, Hypki mówi:

- W związku z tym, że po stronie polskiej pojawiło się wiele wydumanych i nieprawdziwych informacji, Rosjanie uznali, że trzeba jeszcze raz wyjaśnić w sposób zrozumiały dla szerszej publiczności, jak wyglądała sprawa z feralnym lotem.

Ekspert lotniczy podkreśla, że organizacja lotu do Smoleńska była fatalna, a na pokładzie miały miejsce błędy i nieodpowiedzialne zachowania załogi.

- Gdyby piloci nie uparli się, by lądować, do katastrofy by nie doszło - uważa.

Tezy Rosjan są w jego opinii trafne.

To pseudopatriotyzm zwalać winę na Rosjan, a nie szukać rzeczywistych przyczyn tragedii, także po stronie polskiej - oburza się.

Zdaniem Hypkiego odpowiedzialność niemal w całości leży po stronie polskiej. Zwraca uwagę, że lot był przygotowywany i wykonywany przez stronę polską, na jej własne życzenie, choć - przy zgodzie strony rosyjskiej. Ta zgoda - zdaniem Hypkiego - wymuszona była sytuacją polityczną.

- Lotnisko w Smoleńsku było lotniskiem zamkniętym, w planie lotu zostało opisane jako teren przygodny. Polscy piloci wiedzieli, dokąd lecą - mówi.

Wielkim błędem strony polskiej było to, że nie zweryfikowali stanu lotniska.

- Kiedyś taka procedura była normą, że przed lądowaniem na nieznanym terenie, polska ekipa robiła rozeznanie na miejscu. Zdarzało się nawet, że to polski kontroler lotu sprowadzał samolot na ziemię. Było bezpieczniej i wygodniej, kiedy prowadziło się korespondencję z osobą posługującą się tym samym językiem i którą obowiązywały te same procedury - opowiada.

Jaskrawym przykładem nieodpowiedniego przygotowania lotu było także to, że po godzinie 9, kiedy dopalały się zgliszcza wraku, w Centrum Operacji Powietrznych wciąż dyskutowano nad tym, na jakim lotnisku zapasowym powinien wylądować prezydencki samolot.

Jak zauważa Hypki, trudno polemizować z rosyjskimi tezami, kiedy przypomnimy sobie np., że pilot nie posiadał certyfikatu do porozumiewania się po rosyjsku, a Tu-154 nie miał ważnego certyfikatu zdatności do lotu. Niedawno media pisały też o tym, że wiele szkoleń, które odbywali polscy piloci widniały tylko na papierze.

Dziennikarze, którzy lecieli Jakiem-40 powinni złożyć pozew zbiorowy przeciwko pilotowi, który naraził ich na śmierć - uważa Hypki.

Bezprzedmiotowe są jego zdaniem zarzuty wysuwane pod adresem rosyjskich kontrolerów, którzy nie zabronili prezydenckiemu Tu-154 lądowania na lotnisku Siewiernyj.

- Wcześniej zakazali lądowania pilotowi Jaka-40, a ten i tak ich nie usłuchał. Wieża wydała polecenie "odejście na drugi krąg", mimo tego polscy piloci kontynuowali lądowanie. Złamali podstawowe procedury - oburza się Hypki.

Nie szczędzi krytyki porucznikowi Arturowi Wosztylowi, pierwszemu pilotowi Jaka-40, którym na uroczystości w Katyniu lecieli dziennikarze.

- Do niego wciąż nie dociera, że zrobił coś złego i dlaczego się go czepiają, skoro udało mu się wylądować. Sądzi, że padł ofiarą nagonki - mówi.

Zwraca uwagę, że łamanie procedur to przypadłość wielu młodych pilotów.

- Wydaje im się, że skoro mają talent do latania, to wystarczy, by być dobrym pilotem. A w tym zawodzie nie chodzi wyłącznie o umiejętności manualne, ale też o przestrzeganie procedur, regulaminu i zasad bezpieczeństwa. Wielu też nie daje sobie rady z dowodzeniem. Dobry pilot niekoniecznie musi być dobrym dowódcą załogi - zauważa.

Eksperta dziwi oburzenie wywołane ujawnieniem w raporcie MAK, iż gen. Błasik miał we krwi 0,6 promila alkoholu.

Rozumiem, że tradycja nakazuje, by o zmarłych mówić tylko dobrze, ale z tego powodu nie możemy pomijać tego istotnego faktu. Gen. Błasik przebywał w kabinie załogi, która w trakcie lądowania powinna być zamknięta. Dla każdego pilota to oczywiste złamanie procedury - podkreśla.

Zwraca uwagę, że podczas czwartkowej konferencji Rosjanie wykazali się dużą delikatnością, starając się unikać tego tematu.

Hypki wskazuje, że po kolejnych katastrofach w Polsce nie wyciągnięto konsekwencji wobec osób, które były odpowiedzialne za nieprawidłowości.

- Po tragedii smoleńskiej minister Klich stwierdził, że wszystko odbyło się zgodnie z procedurami. Czy mam rozumieć, że zgodnie z procedurami zginęło dwóch prezydentów, pierwsza dama, generałowie, ministrowie, posłowie i wiele innych, zasłużonych osób - pyta retorycznie.

Jak mówi, gdyby katastrofa smoleńska była pierwszym od wielu lat wypadkiem w polskim lotnictwie wojskowym, sam by podejrzewał stronę rosyjską o "wszystko co najgorsze". Katastrofa smoleńska była jednak powtórzeniem "kropka w kropkę" katastrofy pod Mirosławcem.

- Prosiliśmy się o tragedię. Takie są skutki, jeśli nie bierze się odpowiedzialności za swoje czyny - mówi. Za Smoleńsk dawno zdymisjonowani powinni być - jego zdaniem - minister Klich i szef kancelarii premiera Tomasz Arabski.

Ci, którzy próbują sprawę katastrofy smoleńskiej rozgrywać politycznie, zdaniem eksperta kompromitują nasz kraj.

- PiS dla poprawy notowań wykorzystuje tradycyjną niechęć do Rosji, a Platforma próbuje odsunąć od siebie odpowiedzialność za organizację tego lotu - mówi.

To, co opowiadają przedstawiciele zarówno jednej, jak i drugiej partii w opinii Hypkiego woła o pomstę do nieba.

- Na świecie zaczynają nas traktować jak niespełna rozumu - mówi.

- Na lotnisku w Smoleńsku takim samolotem, jak Tu-154 i w takich warunkach pogodowych po prostu nie można było lądować. Jak ktoś wjeżdża autobusem pełnym ludzi na czerwonym świetle na skrzyżowanie, to się nie może dziwić, że ktoś w niego uderzył i zginęli ludzie - mówi."

Joanna Stanisławska, "Rosjanie mają rację - to piloci doprowadzili do katastrofy", Wirtualna Polska, 17 lutego 2011 r.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych