Ewa Kopacz tłumaczy, skąd wzięła informację o "przekopywaniu ziemii z całą starannością na głębokości ponad 1 metra"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
PAP
PAP

"Super Express" zwraca uwagę na pominiętą przez inne media wypowiedź minister zdrowia Ewy Kopacz w sprawie jej niesławnego stwierdzenia tuż po 10/04 nt. dokładnego sprawdzenia terenu katastrofy. Przypomnijmy, że 29 kwietnia minister zdrowia stwierdziła z trybuny sejmowej:

Dziś wiem, że dotrzymaliśmy słowa. Dotyczy to nie tylko sprawy ciał, które trafiły, jak państwo wiecie, jako ostatnie na nasze lotnisko w liczbie 21 bodajże w piątek, bo najmniejszy skrawek został przebadany. Gdy znaleziono najmniejszy szczątek na miejscu katastrofy, wtedy przekopywano z całą starannością ziemię na głębokości ponad 1 m i przesiewano ją w sposób szczególnie staranny. Każdy przebadany skrawek został przebadany genetycznie. Dlatego jest ta dzisiejsza informacja i to, co się dzieje na tej sali - szczera rozmowa z państwem. Szczególnie wam, bo wy prosiliście o tę informację, chcielibyśmy przekazać, że z pełną starannością zabezpieczyliśmy wszystkie szczątki, jakie znaleziono na miejscu wypadku.

Jej słowa nabrały fatalnego wydźwięku po tym, gdy kolejne grupy Polaków zaczęły na miejscu tragedii odnajdywać ludzkie szczątki, fragmenty samolotu i rzeczy osobiste ofiar.

Podczas debaty sejmowej w dniu 19 stycznia 2011 r. Ewa Kopacz tłumaczyła, dlaczego w kwietniu zapewniła posłów i Polaków, że teren katastrofy porządnie przeczesano. Oto fragment relacji "SE":

Minister zdrowia była wyraźnie zdenerwowana zarzutami posłów, którzy kpili z niej, że kręciła, a nawet kłamała, kiedy mówiła o poszukiwaniu ciał Polaków w Smoleńsku. Według minister po katastrofie systematycznie dowożono w workach kolejne szczątki ludzkie. - Zadawaliśmy pytania: skąd się one wzięły? Mówiono: przekopujemy ziemię, macie dokładnie to, co wykopaliśmy - wyjaśniała Ewa Kopacz.

Pozostaje pytanie, czy powołanie się na informację z drugiej ręki tłumaczy pewność, z jaką ogłaszała posłom, że "gdy znaleziono najmniejszy szczątek na miejscu katastrofy, wtedy przekopywano z całą starannością ziemię na głębokości ponad 1 m i przesiewano ją w sposób szczególnie staranny". Sugerowała w ten sposób dochowanie należytej staranności, co - jak dziś wiemy - było iluzją.

Poniżej pełny tekst wystąpienia minister Kopacz z trybuny sejmowej w dniu 19 stycznia 2011 r. oraz sprostowanie Joachima Brudzińskiego:

Pani Marszałek! Panie Premierze! Wysoka Izbo!

Ograniczę się już tylko do bardzo konkretnych odpowiedzi, ale przypomnę też bardzo tragiczny moment w historii Polski, tj. katastrofę w Lesie Kabackim. Ta katastrofa pochłonęła 180 ofiar, ale 62 rodziny nigdy nie dowiedziały się, czy pochowały swoich najbliższych. Jedna osoba z tej grupy 180 osób w ogóle nie została odnaleziona.

Chcę państwu powiedzieć, że to, co wydarzyło się w Smoleńsku, to olbrzymie nieszczęście, ale też determinacja tych, którzy za wszelką cenę chcieli zidentyfikować swoich najbliższych, i pomoc tych, którzy tam byli, spowodowały jedno: z 96 osób 96 osób miało swoje nazwiska i rodziny mogły urządzić im pogrzeby, wiedząc, że pochowali swoich najbliższych. To była olbrzymia praca i za to dziękuję wszystkim tym, którzy tam byli, i to byli tam nie po to, żeby im dziękować. Przede wszystkim jednak dziękuję za wytrwałość rodzinom, które tam były. Dziękuję również służbom medycznym, które opiekowały się tymi rodzinami, i dziękuję wszystkim tym, którzy pobierali od członków rodzin materiał genetyczny do porównania po to, aby w ostatnim dniu, czyli 23 kwietnia, do Polski zjechało ostatnie 21 ciał, które mogły być zidentyfikowane tylko i wyłącznie drogą badania genetycznego.

Wspomnę też dzień 24 kwietnia, może już nie taki dzień, w którym wszyscy uczestniczyli w pracy na lotnisku wojskowym na Okęciu, ale na pewno uczestniczyły służby sanitarne, uczestniczyli również ci, którzy odpowiadali za to, aby przyjąć skrzynię ważącą blisko 200 kg. Były to szczątki ciał tych, którzy niekiedy wcześniej byli już pochowani. Każdy z tych kawałków był zidentyfikowany, opisany, posiadał swój protokół. Tylko jeden materiał genetyczny nie był zidentyfikowany i nie przypisano mu nazwiska, i to tylko z jednego powodu: dlatego że materiał genetyczny był tak wymieszany, że obecna wiedza medyczna nie pozwoliła dokładnie przypisać nazwiska do tej części.

Dlatego też spotkanie, o którym mówiłam w wywiadzie, na który powoływał się pan poseł Brudziński [w składzie premier Tusk, Graś, Arabski, Ostachowicz, Kopacz, wieczorem 10 kwietnia], miało na celu wyznaczyć ludzi, którzy mieli pojechać pierwszego dnia do Smoleńska po to, aby wspierać rodziny, które przyjechały dokładnie w nocy tego samego dnia, kiedy myśmy wylecieli tam rano. To spotkanie to nie było omawianie tego, jak mamy to przedstawiać. To spotkanie to była pełna determinacja rządu i troska również o tych, którzy za chwilę spotkają się z największą tragedią swojego życia, bo będą musieli rozpoznawać swoich najbliższych.

Jeśli ktoś zarzuca, że takie spotkanie odbyło się u pana premiera, i mówi: to było ustalenie PR, to ja chcę powiedzieć, że ci, którzy potrafią coś takiego powiedzieć, nie mają sumienia, dlatego że tam właśnie, w medycynie sądowej, w prosektorium, nad tymi zwłokami ostatnią rzeczą, o jakiej się myślało, to był PR i polityka. Jeśli więc dzisiaj ktokolwiek zarzuca urządzanie PR z powodu tej tragedii, jest po prostu szubrawcem. Nie boję się użyć tego słowa.

(Oklaski)

(Głos z sali: A ten, kto kłamie?)

200 kg szczątków ludzkich, które przyleciały do Polski 24 kwietnia, jak państwo wiecie, dopiero po kilkunastu dniach od katastrofy. Kiedy zbierano ciała, zbierano większe kawałki, ale wtedy, kiedy podczas pierwszych 4 dni pracy, naszej obecności w Moskwie, gdy systematycznie dowożono w workach, skrzyniach szczątki ludzkie, zadawaliśmy pytania, skąd są te kolejne szczątki, mówiono: przekopujemy ziemię, macie dokładnie to, co wykopaliśmy. Dlatego moja informacja tu na sali to była informacja, którą uzyskałam od tych, którzy byli w Smoleńsku. Ja, pan minister Arabski, nasi lekarze, my nie byliśmy w Smoleńsku, my byliśmy w Moskwie. Uzyskaliśmy informacje od tych, którzy dowozili do Moskwy, do zakładu medycyny sądowej to, co potem było poddawane badaniu genetycznemu, co było określane jako część ciała, do której potem przypisywano nazwisko.

Te szczątki ciała, już po badaniu genetycznym, trafiały do rodzin, niekiedy już wtedy, kiedy odbyły się pogrzeby. Państwo przecież to wiecie.

Jeśli chodzi o badania genetyczne i o próbki, to badania genetyczne odbywają się dwoma metodami. Do jednej z nich wystarczy jedna próbka, do drugiej z tych metod potrzeba aż dwóch. Pozwolę sobie przeczytać nazwy tych metod, których używa się po to, żebyście państwo za chwilę nie posądzali mnie, że nie mówię prawdy, gdybym, nie daj Panie Boże, w tych emocjach się przejęzyczyła.

Otóż pierwsza metoda, do której potrzeba tylko jednej próbki, to metoda, która obejmuje analizę polimorficznych sekwencji mikrosatelitarnych DNA jądrowego techniką PCR. Do tego potrzeba jednej próbki. Materiałem biologicznym w tej analizie są: krew, wymazy z jamy ustnej, włosy z cebulkami, zęby lub fragmenty tkanek. Druga metoda to metoda w której analizuje się sekwencje DNA w dwóch regionach DNA mitochondrialnego. Pamiętajcie państwo, że tych badań nie robiła strona polska. Te badania wykonywane były w laboratoriach na miejscu przez rosyjskich ekspertów. Polscy specjaliści, którzy pojechali tam, uczestniczyli w pobieraniu materiału genetycznego od osób, które dotarły do Moskwy. Pierwszego dnia było to 106 osób, następnego dnia było to ponad 80 osób.

Jeśli chodzi o wyjaśnienie tego, dlaczego tak się stało, że pan generał Błasik miał taki, a nie inny wynik. Ktoś z państwa powiedział, jak to jest możliwe, bo został zidentyfikowany dopiero w jedenastej dobie. Otóż nie trzeba być prawnikiem, nie trzeba kończyć studiów prawniczych, mimo że słyszałam te niekiedy niezbyt rozsądne głosy właśnie z ust prawników, że zwykle, i tak czyniono również w Moskwie, materiał do badań na obecność alkoholu, środków odurzających, narkotyków pobiera się podczas sekcji.

Sekcje odbyły się, zanim przyleciała polska ekipa, a więc nawet jeśli pobiera się od człowieka, który nie był zidentyfikowany, to określa się go jako NN, zwłoki o numerze, przypisuje się nazwisko wtedy, kiedy następuje identyfikacja, a identyfikacja w przypadku generała Błasika nastąpiła dopiero w tej ostatniej grupie, bo jak państwo wiecie, świętej pamięci pan generał Błasik wrócił do Polski w tej grupie 21 ciał zidentyfikowanych genetycznie. Kiedy genetycznie zidentyfikowano ciało i złożono badanie numer i nazwisko pana generała Błasika, to wynik nie był już wynikiem numeru, był wynikiem pana generała Błasika, nie trzeba tego nikomu tłumaczyć. Ktoś, kto choć odrobinę ma wspólnego z medycyną, wie dokładnie, że tak to się odbywa. Nie jestem w posiadaniu protokołów sekcji zwłok, dlatego że protokoły sekcji zwłok były dostarczone przez stronę rosyjską komisji, którą zawiaduje pan minister Miller, i najprawdopodobniej, albo nawet na pewno, prokuraturze.

Wierzcie mi państwo, ani prokuratura, ani pan minister Miller... Nie żądałam od niego takich wyników. Na pewno dysponuje on osobami, które rozczytują te protokoły, porównują je, analizują te protokoły. Jestem do dyspozycji, gdybym była potrzebna, natomiast o taką pomoc nie proszono. Nie jestem w posiadaniu tych protokołów, w związku z tym proszę nie żądać ode mnie wiadomości, czy jest w takim czy innym protokole taki czy inny zapis. Mogę powiedzieć tylko i wyłącznie o procedurach, które obowiązują. To nie są procedury wymyślone na okoliczność tego wypadku. Procedury te obowiązują również w Unii Europejskiej. Jak państwo wiecie, a działo się to niedawno, bo bodajże w 2002 r., rozporządzeniem głównego komendanta Policji uczestniczymy w programie, w którym będziemy, na wniosek Unii Europejskiej, tworzyli bank materiału genetycznego osób NN, czyli osób zaginionych w Polsce, których nie odnaleziono. Tak więc z czasem dzięki zdobyczom nauki można będzie, gdyby się po latach okazało, że kogoś znaleziono, zidentyfikować z imienia i nazwiska tę osobę.

Jeszcze jedno powiem na koniec. Jest mi w wielu przypadkach bardzo przykro, szczególnie jeśli chodzi o głosy osób, które miały okazję, nikt im nie zakazywał, pojechać do Moskwy, chociażby tak, jak wiele polskich rodzin, które tam się znalazły, żeby wspierać swoich najbliższych albo też pomagać w tym, co naprawdę trudno opisać bez emocji, w czym musieli oni uczestniczyć. Nie spotkałam tam żadnego polityka opozycji, ale za to w momencie, kiedy wróciłam do Polski, miałam wrażenie, że wróciłam do innego świata. Tam zajęci byliśmy przede wszystkim tym, co się działo. Tam nikt nie politykował.

Tam przede wszystkim koncentrowaliśmy się na pracy. Kiedy przyjechaliśmy tutaj, nagle się okazało, że tu oprócz tego, że wszyscy, którzy wypowiadają się na temat katastrofy, mają oczywiście na ustach słowa współczucia, i wierzę w to głęboko, że tak było, zaczynają kombinować i spekulować. Najgorszą rzeczą, jaka może być, są spekulacje, bo wtedy nie wierzę w taką prawdziwą żałość po tym, co się stało. Jeśli ktoś próbuje spekulować, opowiadać i dorabiać ideologię do tego, co się wydarzyło, to znaczy, że nie jest prawdziwe to, co się w tym momencie mówi czy robi. Jeśli dzisiaj słyszę państwa na tej sali...

(Głos z sali: A pani jest wyrocznią?)

Jeśli w tej chwili na tej sali mówicie państwo, że przedstawiciele rządu, pan premier zachowywali się w stosunku do państwa niestosownie, mówili zbyt agresywnie, czego trudno było się dopatrzeć, to jak państwo nazwalibyście wasze zachowanie, posłów, którzy siedzieli na końcu tej sali, gdzie mój asystent słyszał dowcipy, które sobie opowiadali panowie posłowie, i śmiali się z tego, co ludzie mówili na tej mównicy.

(Poseł Czesław Hoc: To jest kłamstwo.)

Jeśli w związku z tym mówicie o poważnym traktowaniu siebie nawzajem, to nie możecie państwo zarzucać komuś, że ktoś, kierując się emocjami i odpowiadając na tego rodzaju insynuacje, jakie padały ze strony opozycji... Wiedzieliście państwo dobrze, co robicie, czyli robiliście to z wyrachowaniem. To jest niegodziwe, powtórzę jeszcze raz, niegodziwe jest to, co robiliście na tej sali. (Oklaski)

Odpowiedź Joachima Brudzińskiego:

Pani minister Kopacz była poruszona, jak sądzę, przywołaniem jej słów na potrzeby wywiadu, słów, z których wynika jednoznacznie, że w parę godzin po powrocie ze Smoleńska premier polskiego rządu nie miał potrzeby ani czasu, żeby spotkać się z ekspertami, by omówić chociażby kwestie związane z tym, jak będzie prowadzone śledztwo, ale znalazł czas, żeby spotkać się z ludźmi odpowiedzialnymi za zarządzanie wizerunkiem – z panem Ostachowiczem, z panem Grasiem.

Jak sądzę, być może wtedy podpowiedziano pani minister, żeby z mównicy sejmowej mówiła o tej przekopanej ziemi centymetr po centymetrze albo żeby powiedziała, jak to polscy patomorfolodzy stanęli ramię przy ramieniu z rosyjskimi patomorfologami.

A, pani minister, prawda jest taka, że nie jest w stanie pani nas obrazić. Z ust pani padły słowa pod adresem opozycji takie, że jesteśmy hienami cmentarnymi. Dzisiaj usłyszeliśmy, że jesteśmy szubrawcami.

A, pani minister, wdowa po świętej pamięci Januszu Kurtyce pani Zuzanna Kurtyka stwierdziła, że kiedy składano ciało jej męża do trumny – a mówiła to jako lekarz – na ciele jej męża nie było śladów i znaków sekcji zwłok. Kłamała pani. Rzeczywiście, przyznaję panu premierowi i ministrom tego rządu...

Sil

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych