Żarty Platformy

Europoseł Janusz Wojciechowski zakpił sobie z Platformy Obywatelskiej i jej napastliwej demagogii w sprawie łódzkiej tragedii. Pretekstem do snucia ironicznych uwag stało się oparte na wątłych przesłankach wyznanie Stefana Niesiołowskiego: - Dostałem drugie życie od Boga!

Podstawą wygłoszenia tak podniosłego oświadczenia stała się zasłyszana informacja, że Ryszard C. zabójca Marka Rosiaka, kilka godzin wcześniej miał odwiedzić łódzkie biuro PO. A w nim pytać o Stefana Niesiołowskiego. Informacja ta nie dotarła do uszu Niesiołowskiego z niebios, co by usprawiedliwiało radość posła, że ciągle żyje, lecz od istoty ziemskiej. I jak to bywa omylnej. Okazało się bowiem, że „twórczynią” tej ekscytującej informacji była dyrektor biura poselskiego Niesiołowskiego, Aleksandra Woron. Usłyszała ją rzekomo od ochroniarza pilnującego biura. Jednakże już w wieczornym programie telewizyjnym ochroniarz oznajmił, że ani przez chwilę nie był pewien, czy wśród mężczyzn odwiedzających biuro pojawił się Ryszard C. Pracownik ochrony stanowczo też zaprzeczył wersji lansowanej przez Aleksandrę Woron, by tego dnia ktokolwiek pytał o Stefana Niesiołowskiego. Nie przeszkodziło to jednak Stefanowi Niesiołowskiemu oznajmić mediom: – To mnie chciał zabić zamachowiec. A pierś wicemarszałka, gdy wypowiadał te słowa, rozpierała duma. Twarz zaś nabrała rysów prawdziwego herosa.

Bezwiednie zapuściłem się w licencję języka Janusza Wojciechowskiego, nafaszerowanego niewinną wprawdzie, ale jednak złośliwością.

Tymczasem sprawa jest poważna. I jej skutki takie być mogą. A Janusz Wojciechowski, w swym ironicznym zacietrzewieniu, nie dostrzega prawdziwej troski Platformy o wyeliminowanie z życia politycznego przykrych wydarzeń. Bliskich bądź podobnych łódzkiemu zabójstwu polityka.

Jak temu zaradzić. Ba, zapobiec? Jak przerwać niebezpieczny nurt? Nad rozwiązaniem praktycznym tych pytań trudziły się przez ostatni tydzień najtęższe głowy w Platformie. I życzliwi tej partii doradcy. Wspólnym wysiłkiem znaleziono – przyznać muszę - receptę niezawodną. Zarysy pojawiały się już wcześniej. Ich autorzy, czy lepiej powiedzieć, pomysłodawcy wypowiadali je jednak na tyle nieśmiało, że ich propozycje nie miały odpowiedniej siły przebicia. Łódzkie wydarzenie zmieniło sytuację zdecydowanie. Nadszedł więc czas realizacji ich najbardziej upragnionych koncepcji.

Rozwiązanie jest banalnie proste. Wystarczy zlikwidować PiS - postanowiono. Co to pociągnie za sobą? Wraz ze zniknięciem PiS z debaty publicznej zniknie język agresji i nienawiści. Nieobecność PiS na scenie politycznej wyeliminuje napięcia i konflikty w naszym społeczeństwie. Frustracje osobników podobnych do Ryszarda C. będą rozładowywane na gminnych i dzielnicowych zajęciach sportowych lub w trakcie bezpłatnych prac społecznych, organizowanych przez rząd Donalda Tuska. Sielanka powszechna zapanuje na całej powierzchni mieszkalnej kraju i w każdym jego zakątku. Ustaną nawet drobne uszczypliwości skierowane do liderów PiS. Wypowiadane przez niektórych członków Platformy jakże rzadko. Ależ, zaraz uszczypliwości. To przecież zawsze były tylko żarty. Jak ten: - „Jeszcze jedna bitwa, jeszcze dorżniemy watahy, wygramy tę batalię”, albo tego samego autora: - „Można być prezydentem, ale można tez być chamem”, lub: - „gdzieś poleci i może będzie po wszystkim” – powiedział promotor znanego żartownisia z Lublina, dziś prezydent, który wybiera się na pogrzeb w Łodzi.

Sam żartowniś, przyjaciel i uczeń prezydenta dzisiejszego dowcipkował finezyjnie, jak to po katastrofie smoleńskiej „widziano Przemysława Gosiewskiego na peronie we Włoszczowej”. W czwartek ciąg dalszy dowcipów i żartów na łódzkim cmentarzu.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych