"Mohery na stos" czyli o nocnej słownej agresji antyklerykałów przed Pałacem Prezydenckim. Relacja Piotra Zaremby

fot. PAP/Radek Pietruszka
fot. PAP/Radek Pietruszka

O godzinie 23 Krakowskie Przedmieście przez pałacem prezydenckim było szczelnie zapełnione ludźmi. Garstka obrońców krzyża pozostala za dwoma kordonami policji, ktora - trzeba to przyznać - tym razem starała się to miejsce jakoś chronić. Tym razem, bo poprzednie dni byly wielkim ciągiem awantur i najść dokonywanych przez podpitych przeciwników krzyża, którzy lżyli i popychali garstkę modlących się przy kompletnej bierności patroli.

Tym razem między barierkami i kordonami policji a hotelem Europejskim i Kordegardą roiło się kilka tysięcy ludzi. W większości młodzi manifestanci uzbrojeni w takie transparenty jak "Precz z krzyżem" (choć i w zabrane dla funu: "Ratujcie foki" czy "Sprzedam poloneza) byli w wyraźnej większości. Aczkolwiek na chodniku przy hotelu Bristol oraz po zupełnie drugiej stronie już za pałacem w kierunku Starego Miasta staly też zwarte grupy ludzi wierzących śpiewających religijne pieśni i odmawiających różaniec, a niekoniecznie związanych z tymi, ktorzy stoją tam każdego dnia. Wypatrzyłem wśrod nich miedzy innymi bylego szefa CBA Mariusza Kamińskiego z grupą kolegow z dawnej Ligi Republikanskiej, także Dariusza Karłowicza i Marka Cichockiego. Najodważniejszy okazał się Wojciech Cejrowski, ktory stanął w tłumie antyklerykałow (koło samochodu telewizji blisko Kordegardy) i przez ponad dwie godziny modlił się w towarzystwie zaledwie kilku osób, a także garstka ludzi z transparentem w obronie krzyża, ktorzy zostali przyparci przez przeciwników do pierwszej barierki i wytrwali w ścisku nie dając sobie, mimo kilkakrotnych prob, tego transparentu wyrwać.

Organizatorzy nie mieli wyraźnie talentu do tego typu imprez. Manifestacja rozwijała się z wolna - hasła (najczęściej "Do kościoła!", na początku także "Spieprzaj dziadu", co wykrzykiwane w stronę prezydenckiego palacu brzmiało absurdalnie) rozgrzewały stosunkowo niewielką może kilkusetosobową grupkę. Część przybylych o wyglądzie zwyklej licealnej lub studenckiej młodzieży raczej się przysluchiwała, wiele osób wycofało się po  stosunkowo niedlugim czasie w boczne ulice. Dopiero gdzieś po godzinie emocjom dała się ponieść większość tlumu. Najbardziej mobilizujące okazało się rzucane przez prowadzącego demonstrację Dominika Tarasa hasło: "Hop hop. Kto nie skacze ten za krzyżem", po ktorym młodzi ludzie rzeczywiście skakali, nadal jednak daleko nie wszyscy. Ja stałem całkiem niedaleko centrum wydarzeń i wokół mnie nikt nie skakał, co wskazywało na to, że otoczony jestem raczej gapiami niż uczestnikami czegokolwiek. Ten specyficzny sposób monbilizowania poparcia (i demaskowania "dysydentów") był nota bene stosowany wcześniej podczas parad rowności. Wtedy jednak wygolone osiłki wolały: "Hop hop. Hop hop. Kto nie skacze ten jest pedał".

Pomimo pewnej krzykliwości antyklerykałowie okazali się dość bojaźliwi. Gdy ktoś z nim wspiął się na latarnię z transparentem "Precz z krzyżem", spotkał się z kontrą. Grupa zaledwie czterech młodych mężczyzn wdarła się w tłum, podsadzila jednego ze swoich na latarnię. Ten jednym ciosem znokautował antyklerykala i transparent zrzucił. Hasła "Precz z krzyżem" nie próbowano już podnosić tak wysoko. -  Stop agresji - skandował Dominik Taras.

Większość czasu spędziłem po stronie antyklerykałow. - Tu już prawdziwej religii nie będzie - mówił z satysfakcją starszy pan do grupki wyznawców. Jakaś młoda para dociskała się do barierek żeby obejrzeć sobie obrońców krzyża. - Ale ich mało, to oni są mniejszością - mówiła z satysfakcją dziewczyna patrząc wyłącznie na garstkę za barierkami i chyba nie zauważając pozostałych po bokach. Ale znaczna część tych ludzi poddawała się łatwo speszeniu. Kilku zabawnych młodzieńców w kapturach podjęło z kolei z nimi swoistą grę. "Podwyższyć podatki! Komorowski podwyższ podatki! Słońce Peru bez bajeru! - korzystali ze swoich donośnych głosów. Ich antyplatformerskie hasla były przyjmowane z pelnymi niedowierzania usmiechami, antyklerykalna większość nie wiedziała, jak się do nich odnosić. W końcu młodzieńcy spotkali się z kontrą pary antyklerykalnych dziwaków: chudego brodacza i jeszcze chudszej kobiety w okularach. - Nie mam ochoty z panią rozmawiać. Jak się pani dom będzie palił, to pani pomogę, ale niech mi pani da spokój - po chwili ich wrzasków zadeklarował jeden z antyplatformerskich happenerów.

Po ponad dwóch godzinach przeniosłem się pod hotel Bristol, gdzie w najlepsze śpiewano oazowe pieśni. Poniewaz część antyklerykałow już sobie poszła, wierzący zdobyli jakby przewagę. Po drugiej stronie wygrażano im tylko i pokazywano fucki. Poznikala już "piękna mlodzieź" i wśród antyklerykałów królowali teraz tacy ludzie jak chudy brodacz. Jakieś dwie panie skarżyły mi się ze łzami w oczach, że ludzie z transparentem przyparci do barierek są atakowani coraz brutalniej, a policja nie reaguje. Kiedy jednak znów wróciłem na antyklerykalną stronę ulicy, przy transparencie trwały już tylko dramatyczne dyskusje.

Na jezdni pozostało mnóstwo potłuczonych butelek. Część demonstrantów znikła w okolicznych, ostatnich jeszcze otwartych knajpach. Pod Bristolem rozeszła się plotka, że na samym początku demonstracji pojawił się tam poseł Palikot w stroju kucharza niosąc potrawę z kaczki. - Palikot stworzy swoją partię, pieniądze na to już są,  to będzie taki Lepper dla wykształciuchów - przekonywał mojego znajomego przypadkowo spotkany mężczyzna.

Upewniwszy się, że ludzie się rozchodzą, przy wtórze wciąż śpiewanej "Barki", ulubionej pieśni papieża Jana Pawła II, oddaliłem się stamtąd o 1.45.

 

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.