Po drugiej turze wyborów prezydenckich, Małgorzata Stryjska z PiS zwróciła uwagę, że kratka na karcie wyborczej przy nazwisku Bronisława Komorowskiego była większa. Stryjska została wyśmiana, tymczasem okazuje się, że kratki przy nazwiskach kandydatów faktycznie były różnych wielkości.

Wnikliwe śledztwo w tej sprawie przeprowadził bloger ~sem.

„Problem w tym, że te kratki rzeczywiście są inne. W Polsce jest kilka tys dowodów na to (wielu ludzi zatrzymało sobie karty na pamiątkę;-) i setki zdjęć, relacji ludzi.” - pisze na swoim blogu ~sem.

Już podczas konferencji prasowej p.o. prezesa Prawa i Sprawiedliwości w Poznaniu Małgorzata Stryjska zauważyła różnice przy kratkach na kartach wyborczych.

„Przekątna kratki przy nazwisku Jarosława Kaczyńskiego na karcie do głosowania była o 2 milimetry mniejsza od przekątnej kratki przy nazwisku Bronisława Komorowskiego. Kratka prezesa Kaczyńskiego była też narysowana cieńszą linią” - zapewniała Małgorzata Stryjska i okazuje się, że miała ona rację.

Po wnikliwym śledztwie internautów okazało się, że kratka przy nazwisku Bronisława Komorowskiego faktycznie była większa, czemu uparcie zaprzecza PKW.

„Dziwię się dlaczego PKW twierdzi coś innego skoro już praktycznie nie ma wątpliwości, że karty wydrukowali niezgodnie ze wzorem” - komentuje całą sprawę bloger ~sem.

„Sprawa podejrzewam ma marginalne znaczenie dla wyniku wyborów. Problemem jest postawa mediów, które od kilku dni zignorowały sprawę i PKW upierającego się przy nieprawdzie... Chyba, że to jednak zbiorowa halucynacja...” - kwituje swoje śledztwo bloger.

PKW zapewnia jednak, że żadne zażalenia związane z wielkością kratek na kartach do głosowania nie wpłynęły.

Więcej na ten temat na www.sem.jogger.pl