Im więcej skandali związanych ze środowiskiem sędziowskim wychodzi na jaw, tym bardziej obrywają ci, którzy je ujawniają. Właśnie zapadł wyrok, którego trudno nie uznać za akt odwetu na naszym środowisku. Oto znów chcą nam zabrać nazwę naszego tygodnika „wSieci”.
Ta historia zaczyna się jesienią 2012 r. Grzegorz Hajdarowicz, krakowski biznesmen związany ze środowiskiem Platformy Obywatelskiej, od ponad roku jest właścicielem spółki wydającej opiniotwórczy dziennik „Rzeczpospolita” i najpopularniejszy wówczas tygodnik w kraju – „Uważam Rze. Inaczej Pisane”. Rośnie presja na redakcje, by skorygowały niepokorną wobec ówczesnej władzy linię. Presja tym większa, że w krajobrazie medialnym media niezależne mentalnie i środowiskowo od koalicji PO-PSL można policzyć na palcach jednej ręki. Rdzeń publicystyczny i redakcyjny obu pism opiera się jednak naciskom.
Detonatorem konfliktu jest sprawa artykułu „Trotyl na wraku tupolewa”, który ukazuje się w październiku 2012 r. Specjalistyczne urządzenia wykazały w odczytach próbek obecność tego materiału wybuchowego. Tekst był prawdziwy, a każdy następny rok przynosi na to kolejne dowody. Ale Hajdarowicz wykorzystuje rozpętaną po tekście nagonkę medialną jako pretekst i rozpędza obie redakcje. Obecne środowisko tygodnika „wSieci” od dłuższego czasu nie ma jednak złudzeń co do intencji Hajdarowicza i nie ma wątpliwości, że jedyną gwarancją wolności jest budowa własnych mediów.
Już od 2010 r. działa, bijąc się o prawdę o Smoleńsku, portal wPolityce.pl. Założony ze składek dziennikarzy i utrzymywany ze sprzedaży kubków oraz darowizn czytelników, rozwija się z każdym miesiącem. Wraz z narastającą presją na „Uważam Rze” naturalną decyzją jest też uruchomienie własnego pisma. Decydujemy się na nazwę „wSieci” – świadomie daleką od spacyfikowanego „Uważam Rze” – nawiązującą do idei budowania polskiej wspólnoty.
Wtedy kontaktuje się z nami osoba podająca się za wysłannika ważnego biznesmena:
Przestańcie krytykować Platformę i pisać o innych mediach albo zostaniecie zniszczeni
— pada groźba. Jak zawsze odrzucamy ten język i wszelkie brudne negocjacje.
Walka na tym i innych frontach dopiero się jednak rozpoczyna. W marcu 2013 r. spółka Grzegorza Hajdarowicza Gremi Media (dawniej Presspublica) składa w Sądzie Okręgowym w Warszawie pozew przeciw wydawcy „wSieci” z żądaniem zaprzestania używania tytułu i jednocześnie wniosek o zabezpieczenie powództwa. Prawnicy Hajdarowicza twierdzą, że spółka Fratria, wydawca „wSieci”, łamie zasady uczciwej konkurencji, używając tego tytułu, gdyż Gremi prowadzi serwis internetowy pod nazwą „W sieci opinii”.
Czytamy to z narastającym zdziwieniem. Czym jest bowiem „W sieci opinii”? Niewielką, satyryczną rubryką na stronach rp.pl, bez osobowości prawnej, bez formy drukowanej, z całkowicie innym niż nasz tygodnik znakiem graficznym. A czym jest wówczas tygodnik „wSieci”? Nowym tytułem prasowym, drukowanym, stworzonym całkowicie samodzielnie, bez kopiowania jakiegokolwiek innego tytułu, opartym na nazwiskach publicystów, którzy z rubryką „W sieci opinii” nigdy nie mieli nic wspólnego, zarejestrowanym sądownie. To ostatnie jest bardzo ważne, bo wskazuje, że sąd rejestrowy właściwy dla rejestru tytułów prasowych nie dopatrzył się (a zawsze sprawdza) podobieństwa do jakiegokolwiek innego legalnego tytułu prasowego. Gdzie ta nieuczciwa konkurencja? O co tu chodzi?
Kolejne wydarzenia są jeszcze bardziej kuriozalne. Oto Sąd Okręgowy w Warszawie, bez zapytania nas o zdanie, na niejawnym posiedzeniu, decyduje o wydaniu pilnego zakazu wydawania tygodnika pod nazwą „wSieci”. Z dnia na dzień musimy zmieniać nazwę – tygodnik przybiera tytuł „Sieci”. Dzięki tej decyzji oraz wspaniałym, lojalnym i inteligentnym Czytelnikom plan zniszczenia naszego tytułu się nie udaje. Tytuł zachowuje płynność wydawniczą i dalej się rozwija. Po pewnym czasie uzyskujemy uchylenie kuriozalnej decyzji „zabezpieczającej” monopol medialny środowisk platformerskich. Na winietę gazety wraca „wSieci”, rozpoczyna się proces sądowy.
Sprawę traktujemy bardzo poważnie. Świetni prawnicy wykonują olbrzymią pracę, sprawa pochłania ogromne koszty – co zresztą wydaje się elementem świadomie założonym w strategii nękania nas procesami. Jak Państwo wiedzą, były miesiące, że wytaczano nam je seriami. Za okładki, za dziennikarstwo śledcze, ale i za zdania opinii w felietonach publicystów. Wszystko ma na celu zrujnowanie naszej skromnej spółki, zmuszenie do zajmowania się procesami, a nie patrzeniem władzy na ręce, wreszcie wymuszenie pokory wobec ówczesnej ekipy rządzącej. Ale, jak oceniamy, nie daliśmy się. Także w sprawie wytoczonej nam przez Gremi Media.
Przewód sądowy wykazuje absurdalność zarzutów. Pozywający nie jest w stanie wskazać jednej osoby, która pomyliła się w ten sposób, że kupiła tygodnik „wSieci”, bo myślała, że to dzieło pana Hajdarowicza związane z rubryką „W sieci opinii”. Nie przedstawia ani jednej analizy wskazującej na podobieństwa kręgu odbiorców. Nie wykazuje żadnego podobieństwa znaków graficznych. Nie jest w stanie opisać jednej straty, jaką miałby ponieść wskutek istnienia naszego pisma. W czasie procesu wychodzą za to opisy dokonywane przez twórców rubryki „W sieci opinii”, informujące, iż jest to satyryczny mikroserwis.
Wynik jest jednoznaczny i 20 stycznia 2014 r. Sąd Okręgowy w Warszawie wydaje wyrok w tej w sprawie. Sąd oddalił w całości powództwo, według jego opinii nie doszło do konfuzji konsumenckiej z uwagi, że po obu stronach występują inni konsumenci. Jednocześnie sąd przyznał, że powód nie ma wypracowanej siły nabywczej znaku towarowego na tytuły „W sieci opinii” oraz „W sieci”.
W uzasadnieniu wyroku podkreślono również, że materiał dowodowy, jaki przedstawiło Gremi Media, jest bardzo skromny i trudno się dopatrzyć, jakoby doszło do osłabienia marketingowego należącego do tej spółki znaku. W konkluzji swojego uzasadnienia sąd przyznał, że działania pozwanego, jakie zarzucił powód, nie przekładają się automatycznie na obszar reklamy drugiej strony, w opinii sądu nie doszło w tej sprawie do wykorzystania cudzej reklamy, a zachowanie pozwanego, jakie zarzuca powód, stanowiłoby według sądu zbyt duże uproszczenie dla takiego naruszenia, jakie sugeruje powód.
Kolejnym etapem w postępowaniu jest złożenie apelacji przez Gremi Media 30 marca 2014 r. i odpowiedź pełnomocników spółki 24 kwietnia 2014 r. przedłożoną w sądzie. Wyrokiem z 11 maja 2015 r. Sąd Apelacyjny w Warszawie oddalił apelację spółki.
Sądy obu instancji uznały, iż Fratria sp. z o.o. umieszczając na rynku prasowym nowy tygodnik i nadając mu tytuł „wSieci”, nie naruszała zasad uczciwej konkurencji, a użycie przez Fratrię oznaczenia tytułu prasowego „wSieci” nie rodziło opisanego wyżej ryzyka konfuzji konsumenckiej. Sądy podkreśliły, iż ustrój Rzeczypospolitej Polskiej opiera się na zasadzie wolności gospodarczej i swobodzie konkurencji. Każdy przedsiębiorca funkcjonujący na rynku polskim może podejmować działania zmierzające do pozyskiwania kontrahentów – nabywców oferowanych przezeń towarów i usług. Działania Fratrii nie były sprzeczne z prawem ani dobrymi obyczajami i nie podważały konkurencji jako takiej.
Sądy podzieliły pogląd Fratrii, iż serwis internetowy funkcjonujący pod nazwą „W sieci opinii” i tradycyjne czasopismo drukowane, choćby także w wersji internetowej, wydawane przez Fratrię pt. „wSieci” mają różne przeznaczenie, odmiennie też oddziałują na odbiorców. Sąd podkreśla, że w przypadku czasopisma istnieje jedynie możliwość biernego odbierania przez czytelników publikowanych treści, podczas gdy podstawową funkcją serwisu jest aktywizowanie użytkowników do udziału w tworzeniu jego treści. Serwis Presspublica „W sieci opinii” był tworzony jako konkurencja dla innych serwisów internetowych, a nie tytułów prasowych. Słowem – wszystko jest jasne, logiczne i zgodne z prawdą.
I tu zaczyna się nagły zwrot, który trudno wytłumaczyć motywami prawniczymi. Prawnicy Gremi Media składają skargę kasacyjną. 16 listopada 2016 r. przed Sądem Najwyższym Izbą Cywilną odbyła się pierwsza rozprawa. Sąd Najwyższy (w składzie sędzia Anna Kozłowska, Marian Kocon, Władysław Pawlak) wydał wyrok, w którym uchylił prawomocny wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie z dnia 11 maja 2015 r. W ustnych motywach rozstrzygnięcia Sąd Najwyższy wskazał, że skoro Sąd Apelacyjny użył sformułowania o „braku znacznego ryzyka konfuzji”, to faktycznie przyjął, że ryzyko konfuzji istnieje i nie powinien dokonywać oceny jego stopniowania. Nadto Sąd Najwyższy wskazał, że dla oceny sprawy niezbędne będzie ponowne ustalenie okoliczności dotyczących pierwszeństwa powoda w używaniu znaku „W sieci opinii”, sposobu jego reklamowania, kręgu odbiorców w kontekście siły odróżniającej. Uchylenie przez Sąd Najwyższy wyroku Sądu Apelacyjnego z 11 maja 2015 r. oznacza, że sprawa jest ponownie rozpoznawana przez Sąd Apelacyjny w Warszawie.
I tak wczoraj, 29 czerwca 2017 roku, Sąd Apelacyjny wydaje wyrok, który w dziwaczny sposób odwraca całkowicie wnioski z ustaleń dokonanych w dwóch pierwszych instancjach. Sąd uwzględnia w większości powództwo spółki Hajdarowicza, to jest zakazuje z dniem 1 sierpnia 2017 r. używania tytułu „wSieci” przez Fratria sp. z o.o., nakazuje opublikowanie przeprosin w „Gazecie Wyborczej” (sic!) na stronie wielkości A5 oraz zapłaty 25 tys. zł tytułem zadośćuczynienia na rzecz Stowarzyszenia im. Janusza Korczaka.
W ustnym uzasadnieniu sąd argumentuje, że doszło do naruszenia znaku powoda i że sąd I instancji za wąsko odniósł się w swojej argumentacji, poprzestając wyłącznie na samej szacie graficznej znaku, zamiast rozszerzyć to o kontekst słowno-graficzny.
Ponadto w swoim wywodzie sąd rozwodzi się politycznie o rzekomo wrogim nastawieniu wydawnictwa Fratria do działalności powoda, uznając jednocześnie, że przejście wielu publicystów do nowego tytułu, jaki wprowadziła na rynek spółka Fratria, winno się odbywać w atmosferze, która nie narusza działalności komercyjnej powoda. Można to zrozumieć jako sugestię, że pan Hajdarowicz miał prawo nie tylko spacyfikować „Rz” i „Uważam Rze”, ale także powinien być konsultowany w sprawie założenia nowego przedsięwzięcia przez dziennikarzy, którzy przestali czuć się w jego firmie wolnymi.
Sąd stwierdza, że pozwana Fratria naruszyła zasady swobody konkurencji, wykorzystując wypracowaną markę (sic!) i tytuł powoda do swojej nowej działalności, zamiast rozpocząć swoją działalność konkurencyjną w oparciu o nową markę i zupełnie nowy tytuł. Nie wskazał dowodów na tę tezę, która nie ma uzasadnienia w faktach.
Padły też zadziwiające słowa o tym, że polskie społeczeństwo jest na tyle słabo wyedukowane i świadome, iż w swojej masie nie jest w stanie ocenić, czy tygodnik „wSieci” ma coś wspólnego z rubryką internetową „W sieci opinii”, czy też nie ma. Niezłe prawnicze wyrobienie!
Trudno ten nagły zwrot akcji i obrażającą rozum argumentację odczytywać inaczej, jak odwet świata sędziowskiego za uczciwe i bezkompromisowe opisywanie patologii w środowisku prawniczym. Państwo wiedzą, że to konsekwentnie to robimy.
Mamy nadzieję, że sprawiedliwość, w świetle ustaleń sądów I i II instancji bezspornie leżąca po naszej stronie, w końcu zwycięży. Nie poddamy się. Będziemy walczyli w sądach, złożymy skargę kasacyjną.
A co najważniejsze: nasz tygodnik nadal będzie się ukazywał i nasi czytelnicy nie będą mieli problemu z odnalezieniem w punktach sprzedaży największego, konserwatywnego tygodnika opinii, najbardziej też opiniotwórczego. Dajemy słowo, że tak jak w 2012 r. nie ulegliśmy presji biznesmena powiązanego z rządzącą oligarchią, tak nie ulegniemy dzisiaj presji prawniczej, wywodzącej się z tego samego źródła.
Zemsta kasty nie uda się tak samo, jak nie udała się zemsta oligarchii platformerskiej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/346567-zemsta-kasty-znowu-chca-nam-zabrac-nazwe-naszego-tygodnika-wsieci-ale-i-tym-razem-sie-nie-poddamy