Dobrze się stało, że Joanna Lichocka, posłanka PiS i członek Narodowej Rady Mediów, próbuje wrócić do sprawy lustracji dziennikarzy. Kwestii, której zaniedbanie wystawia jak najgorsze świadectwo ludziom mediów, ale i politykom.
Bo to ciągle w obydwu tych rękach pozostaje moc sprawcza do wypełnienia tej koniecznej powinności wobec państwa i własnych obywateli. Pod warunkiem, że obydwie strony będą szły w tym samym kierunku, zgodnie współpracując.
Kilkakrotnie na różnych łamach, jeszcze przed kilkunastoma laty pisząc, jak ważną rzeczą dla środowiska dziennikarskiego jest przeprowadzenie lustracji, miałem nadzieję, że do „oczyszczenia” mediów z wiarołomnych, ukrywających swoją kompromitująca przeszłość ludzi, nie trzeba nikogo specjalnie przekonywać.
Okazało się, że ta wiara była naiwnością.
Pamiętam, jak siedem lat temu, pracowałem wtedy w „Dzienniku”, wypełnialiśmy oświadczenie o związkach – lub jak w większości przypadków zapewne, ich braku - z dawnymi służbami PRL. Prosty druk, którego wszystkie, niesprawiające trudności ich rozumienia rubryki wypełniłem, do dziś leży w jakiejś szufladzie, w zapieczętowanej białej kopercie, jako rozczarowująca pamiątka po nieudanej akcji lustracji. Wśród tych setek tysięcy dziennikarzy, których koperty po wypełnieniu przestały być szybko potrzebne jest ciągle kilkuset – jak myślę – którzy nigdy ich nie wypełnili. I nadal pracują w naszym zawodzie.
Na nic się zdały oświadczenia podkreślające, że dziennikarstwo jest profesją szczególnego zaufania społecznego. Dlatego wiarygodność i rzetelność jest jego niezbywalnym warunkiem.
Wystarczył wtedy – a był to rok 2007 – głośny protest medialny rozpoczęty przez jedną z dziennikarek „Gazety Wyborczej”, z której odszedłem dwa lata wcześniej, aby dołączyły do niej inne osoby, inne media. Protestujących wsparł w tamtym czasie ówczesny szef Trybunału Konstytucyjnego, pozostający do dziś totalnym przeciwnikiem wszelkich zmian, sędzia Jerzy Stępień. Lustrację określił jako zaspakajanie przez państwo „żądzy zemsty”. Dlatego uważał, że ani w mediach publicznych, ani prywatnych dziennikarze nie muszą być poddawani lustracji.
Protest przerodził się nagle w potężny bojkot idei lustracji i rzecz rozpłynęła się zawieszona w próżni, aby umrzeć w wyniku nagłego zwrotu politycznego.
Czy tym razem zwycięży zasada, która powinna obowiązywać od ponad 25 lat, okaże się za kilka miesięcy. Każdy bowiem, kto choć trochę zajmował się tajnymi służbami, wie jak destrukcyjny wpływ wywierają one na rzetelność działalności dziennikarzy. Z jaką łatwością media stają się narzędziem w realizacji ich celów, dalekich od wymogów i standardów dziennikarstwa. Bez względu na to, czy dotyczy to związków, a tym samym zależności od tajnych służb czasów PRL czy służb wolnej, demokratycznej Polski.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/337158-spozniona-lustracja-lepsza-niz-zadna-dobrze-sie-stalo-ze-joanna-lichocka-probuje-wrocic-do-sprawy-lustracji-dziennikarzy