Gdy opublikowano sprawozdania finansowe Agory, na wydawnictwo posypała się lawina krytycznych komentarzy. Fakt, że mimo trudnej sytuacji finansowej na Czerskiej, zarząd zgarnął w ubiegłym roku milionowe pensje, zrodziło w wielu niesmak i oburzenie. Swój sceptyczny głos wyraził m.in. Rafał Woś, publicysta „Polityki”.
Przypomnijmy, jak wynika ze sprawozdania finansowego wydawnictwa Agora, zarząd spółki zgarnął w ubiegłym roku monstrualne wynagrodzenia i premie. W porównaniu do roku 2015, jest to aż 5,686 mln zł więcej!
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Okręt tonie? Co z tego! Członkowie zarządu Agory w 2016 roku zgarnęli do kieszeni milionowy majątek
Jest to o tyle kuriozalna sytuacja, że spółka notuje spadki sprzedaży swoich tytułów, w tym „Gazety Wyborczej”, a także znaczne utraty dochodu z reklam. O ciężkiej sytuacji w Agorze świadczą również dane o zwolnieniach w 2016 roku. Pozbyto się 176 etatowych pracowników.
Takich rzeczy jak wydawca „GW” robić po prostu się nie godzi. Nie wolno w tym samym momencie ciąć do kości kosztów pracy, a jednocześnie fetować zarządu sowitym planem motywacyjnym. Zwłaszcza, gdy koncern działa w branży takiej, jak media opiniotwórcze. (…). „Nam nie jest wszystko jedno” – głosi motto drukowane codziennie na pierwszej stronie tytułu wydawanego przez Agorę. Gdy się patrzy na sposób rozegrania kwestii zwolnień grupowych to zdanie nie wygląda zbyt przekonująco
— napisał na Facebooku Rafał Woś z „Polityki”.
Publicysta zauważa, że gdyby podobna rzecz miała miejsce na Zachodzie, z pewnością zrodziłoby to potężne oburzenie czytelników i organizacji dziennikarskich.
A u nas? Parę (nieprzesadnie nawet mocnych) szturchańców o znienawidzonych politycznych przeciwników, których i tak można przecież łatwo zbyć, że „oszaleli z nienawiści”. I co z tego? Nic
— dodaje Woś.
Przykład Agory jest dla dziennikarza okazją do refleksji nad stanem polskiego rynku medialnego.
To kraj gdzie władza kapitału jest niemal nieograniczona, a solidarność branżowa czy pracownicza właściwie nie istnieje
— pisze Woś, podkreślając jednocześnie, że to sama „Wyborcza” doprowadziła do takiego stanu.
Najpierw rozpinając parasol ruchu społecznego „Solidarność” nad demolowaniem starych zabezpieczeń: choćby przedstawiając związki zawodowe jako skazane na wymarcie dinozaury. A potem zbyt długo tłumacząc Polakom, że brutalny, antypracowniczy neoliberalny kapitalizm to jest właśnie ten wymarzony Zachód do którego tak długo tęskniliśmy
— dodaje.
Czytaj dalej na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Gdy opublikowano sprawozdania finansowe Agory, na wydawnictwo posypała się lawina krytycznych komentarzy. Fakt, że mimo trudnej sytuacji finansowej na Czerskiej, zarząd zgarnął w ubiegłym roku milionowe pensje, zrodziło w wielu niesmak i oburzenie. Swój sceptyczny głos wyraził m.in. Rafał Woś, publicysta „Polityki”.
Przypomnijmy, jak wynika ze sprawozdania finansowego wydawnictwa Agora, zarząd spółki zgarnął w ubiegłym roku monstrualne wynagrodzenia i premie. W porównaniu do roku 2015, jest to aż 5,686 mln zł więcej!
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Okręt tonie? Co z tego! Członkowie zarządu Agory w 2016 roku zgarnęli do kieszeni milionowy majątek
Jest to o tyle kuriozalna sytuacja, że spółka notuje spadki sprzedaży swoich tytułów, w tym „Gazety Wyborczej”, a także znaczne utraty dochodu z reklam. O ciężkiej sytuacji w Agorze świadczą również dane o zwolnieniach w 2016 roku. Pozbyto się 176 etatowych pracowników.
Takich rzeczy jak wydawca „GW” robić po prostu się nie godzi. Nie wolno w tym samym momencie ciąć do kości kosztów pracy, a jednocześnie fetować zarządu sowitym planem motywacyjnym. Zwłaszcza, gdy koncern działa w branży takiej, jak media opiniotwórcze. (…). „Nam nie jest wszystko jedno” – głosi motto drukowane codziennie na pierwszej stronie tytułu wydawanego przez Agorę. Gdy się patrzy na sposób rozegrania kwestii zwolnień grupowych to zdanie nie wygląda zbyt przekonująco
— napisał na Facebooku Rafał Woś z „Polityki”.
Publicysta zauważa, że gdyby podobna rzecz miała miejsce na Zachodzie, z pewnością zrodziłoby to potężne oburzenie czytelników i organizacji dziennikarskich.
A u nas? Parę (nieprzesadnie nawet mocnych) szturchańców o znienawidzonych politycznych przeciwników, których i tak można przecież łatwo zbyć, że „oszaleli z nienawiści”. I co z tego? Nic
— dodaje Woś.
Przykład Agory jest dla dziennikarza okazją do refleksji nad stanem polskiego rynku medialnego.
To kraj gdzie władza kapitału jest niemal nieograniczona, a solidarność branżowa czy pracownicza właściwie nie istnieje
— pisze Woś, podkreślając jednocześnie, że to sama „Wyborcza” doprowadziła do takiego stanu.
Najpierw rozpinając parasol ruchu społecznego „Solidarność” nad demolowaniem starych zabezpieczeń: choćby przedstawiając związki zawodowe jako skazane na wymarcie dinozaury. A potem zbyt długo tłumacząc Polakom, że brutalny, antypracowniczy neoliberalny kapitalizm to jest właśnie ten wymarzony Zachód do którego tak długo tęskniliśmy
— dodaje.
Czytaj dalej na następnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/335877-nawet-publicysta-polityki-krytykuje-wyborcza-rafal-wos-takich-rzeczy-jak-wydawca-gw-robic-po-prostu-sie-nie-godzi