Przyzwyczailiśmy do życia w nienormalnym kraju, gdzie większość prasy, portali, rozgłośni radiowych i telewizyjnych są albo w obcych albo postpeerelowskich rękach.
Jak groźne dla państwa mogą być media przekonaliśmy przy okazji ostatniej antyrządowej szarży „Rzeczpospolitej”. Zamieszczono informację z pierwszej ręki, jakoby Marine Le Pen, kandydatka skrajnej prawicy w wyborach prezydenckich we Francji, oświadczyła:
„Jeśli wygram, podejmę współpracę z Kaczyńskim o demontażu Unii”
Żeby było bardziej pikantnie dawano do zrozumienia, że to wypowiedź specjalnie dla „Rzeczypospolitej”.
Gdyby nie Aleksandra Rybińska z naszego portalu, która brała udział w tej konferencji w Paryżu i była w stanie autorytatywnie podważyć te brednie, fejk nius byłyby grzany jeszcze teraz na cały regulator.
A i tak ta wyrzutka wyrządziła nam jako państwu ogromną krzywdę, bo poszła w świat, a wiadomo, że wszelkie dementi są uznawane raczej za potwierdzenie, niż odwołanie treści.
Tym bardziej, że odżegnania się od tej wrednej nowinki w redakcji „Rzeczypospolitej” tak naprawdę nie było. Przez wiele godzin zupełnie nie reagowano. Autor w ramach wyjaśnień:
„Napisanie podtytułu w formie cytatu było błędem za co czytelników przepraszam. Jednak samo stwierdzenie, że propozycja Le Pen jest ofertą współpracy w demontażu Unii stanowi moim zdaniem logiczne podsumowanie stanowiska zaprezentowanego przez liderkę Frontu Narodowego.”
Uważa i tyle, ma prawo. Tym bardziej, że jego przełożony, redaktor naczelny, tejże gazety, którą można oficjalnie nazywać szmatławcem, też nie dopatrzył się niczego niewłaściwego.
„Nie było świadomej manipulacji, choć było nadużycie”.
I po sprawie.
Tutaj mamy modelową sytuację. Takie treści nie ukazują się, bo nastąpiła pomyłka, bo ktoś przeoczył, ktoś nie zauważył. To jest bezwzględny atak na polskie władze, dokonany w poczuciu zupełnej bezkarności. Akurat „Rzeczpospolita” została przejęta nocą przy śmietniku w ramach rozbijania redakcji „UważamRze”. Tutaj nie ma żadnych niedomówień czy domysłów. „Rzeczpospolita” jest w zasadzie oficjalnym organem oligarchii III RP, pilnującej swoich interesów niekoniecznie korzystnych dla Polski.
Gdy przeanalizować genealogię wielu mediów dominujących na naszym rynku po 1989 roku, to też można wychwycić „śmietnikowe” elementy. Tajemnicą poliszynela jest to, że Polsat i TVN powstały dzięki inwencji służb wywodzących się z PRL. Opisuje to Andrzej Zybertowicz: „Przemoc „układu” - na przykładzie sieci biznesowej Zygmunta Solorza”
Ciekawe jest to, że na tym naszym ponoć wolnym rynku medialnym, przekaz tych zblatowanych w jeden organizm mediów jest identyczny. Jakby jedni od drugich przepisywali. Treści lewackie, tak, treści prawicowe wyłącznie jako poglądy schyłkowe, godne co najwyżej wyszydzenia. Ze szczególnym wyróżnieniem katolicyzmu. Chrześcijanie muszą się czuć tymi gorszymi, ciemnogrodzkimi katolami.
W sytuacji, gdy ta sama ekipa miała jeszcze kontrolę nad tzw. mediami publicznymi, osaczenie propagandą było bliskie ideałowi. To znaczy byłoby, gdyby nie internet.
Tutaj niestety trzeba powiedzieć, że PiS jeśli chodzi o naprawę ładu medialnego działa nieporadnie. Przejęcie samych programów informacyjnych, to trochę mało. Oczywiście reforma mediów jest niezwykle trudna, ale bez tego nie zrobimy kroku w kierunku lepszej rzeczywistości.
Poza tym wydaje się, że PiS nie do końca rozumie ile zawdzięcza ukazaniu się na rynku poważnych tytułów prawicowych. „UważamRze” było na tyle groźne, że trzeba było je zniszczyć. W miejsce jednego tygodnika powstały dwa: „wSieci” i „Do Rzeczy” . Ogromną rolę w przekazywaniu prawdy odegrały też portal „wPolityce.pl” i Telewizja Republika. Warto wspomnieć o „Radiu Wnet”.
Bez porządku na rynku medialnym, będziemy żyć cały czas w rozedrganej rzeczywistości. Pomysłem na walkę z obecną władzą jest nieustanne nękanie kłamstwem, pomówieniem, wszelkim plugastwem. Chodzi o stworzenie atmosfery, że w tej Polsce nie da się teraz żyć. Nawet zdjęcie wiewiórki przydało się do mącenia.
Tyle się mówi o konieczności repolonizacji mediów, a konkretów brak. Obawy przed tymi posunięciami są zrozumiałe. Od razu podniesie się rejwach o zamachu na wolność słowa, własność prywatną i takie użyteczne komunały. Trzeba to jednak zrobić, tylko umiejętnie. Nie chodzi o to, żeby pozbawić ludzi o innych poglądach możliwości docierania z nimi. Czym innym jednak są różnice światopoglądowe, a czym innym aktywność zbliżona do działań agentury pod przykrywką.
Nie ma chyba drugiego takiego państwa, gdzie media, nie kryjąc się z tym, współdziałają w obalaniu legalnie wybranej władzy. Z kim współdziałają? A to akurat wiadomo.
Za to czego dopuściła się „Rzeczpospolita”, redakcja powinna słono zapłacić. I to konkretną kwotę. A nawet za szkody wyrządzone Polsce podłym kłamstwem i można by rozważyć zamknięcie. Na przykład na miesiąc. Bierzmy przykład z Parlamentu Europejskiego. Janusz Korwin-Mikke, za szowinistyczne wypowiedzi pod adresem kobiet został szybko i przykładnie ukarany.
Czyli zgodnie ze brukselskimi standardami nie jest tak, że można publicznie głosić co się żywnie podoba.
Tym bardziej, gdy ktoś prowadzi wojnę informacyjną przeciwko Polsce, musi wiedzieć, że potrafimy się skutecznie bronić. Front jak każdy inny.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/331512-media-glupcze-v-kolumna-neka-nas-fejk-niusami-i-panstwo-musi-reagowac