Sztuki nie widziałem i nie zamierzam oglądać. Od razu się przyznaje. Skutecznie od nabijania kabzy chorwackiemu tandeciarzowi Chorwatowi odstraszyły mnie fragmenty prezentowane w Telewizji Publicznej, bo przecież rzecz jasna media sprzyjające histerycznej opozycji jakoś specjalnie się nie chwalą „wyczynami” lubującego się w plugastwach na scenie Friljcia. Jednak w całej tej historii nie chodzi mi o niego. Koń jaki jest każdy widzi, bo nie pierwszy to jego taki spektakl. Mnie bardziej zastanawia postawa wobec jawnej obrzydliwości i totalnego braku smaku ludzi, którzy nie dość, że akceptują takie przedstawienia, to jeszcze solidaryzują się z ich treścią, chwaląc je. Należą do nich takie tuzy polskiego życia intelektualnego jak znana teatromanka - posłanka Nowoczesnej Joanna Scheuring-Wielgus, czy ex-dyrektor Teatru Polskiego (sic!) Krzysztof Mieszkowski. Również poseł tej samej partii co Wielgusowa, Schmidt i Petru. Pozostaje pogratulować tylko „dobrego smaku” i polecić, żeby koniecznie deputowana z ramienia .N idąc drugi raz, jak już zdążyła się pochwalić, na rzeczonego knota zabrała ze sobą swoje pociechy. Sądzę, że w procesie wychowawczym bardzo dobrze im zrobi oglądanie masturbacji Krzyżem i sceny seksu oralnego z Janem Pawłem II. Wszak jak sama twierdzi – W domu dbam o to, by moje dzieci wyjście do teatru uważały za coś naturalnego. W tym przypadku - tak jak do wychodka. Po sztuce przy rodzinnej kolacji będzie można porozmawiać z dziećmi o Polsce, o Kościele i przede wszystkim o dobrym smaku zwanym również gustem. Bowiem jak twierdzi posłanka - Sztuka pełni w naszym życiu bardzo ważną rolę i nie miała na myśli sztuki mięsa. Joanna Scheuring-Wielgus wie też, że Polskę musimy sobie zrobić sami – we własnym domu, w relacjach z sąsiadami czy najbliższym warzywniaku. Bazar jak najbardziej, byle nie w Sejmie. Co do Krzysztofa Mieszkowskiego, o którym aktorzy we Wrocławiu mówili „fałszywy Chrystusik” ze względu na egotyczny, proroczy ton, oraz – przede wszystkim – z powodu czupryny, to moje absolutne zdziwienie budzi fakt, kto go zrobił dyrektorem państwowego teatru, który ma w swojej nazwie słowo „Polski”. Musiał to być urzędnik o mentalności Dyrektora Biura Kultury w warszawskim Ratuszu Tomasza Thun Janowskiego, który wyłożył 8 milionów dotacji rocznej na Teatr Powszechny.
Jakby tego było mało, to przypomnę, że w poprzednim tygodniu mieliśmy podobny występ. Oczywiście nie w takiej skali, ale niesmak pozostał. Prowadzący program w Superstacji Jakub Wątły w sposób urągający wszelkim normom wulgarnie zwymyślał dziennikarzy Telewizji Publicznej. Nie dość, że do tej pory nie przeprosił, a Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji jeszcze nie raczyła zająć stanowiska w tej sprawie, to dziś red. Jacek Żakowski demonstracyjnie zaprosił go do porannej audycji w Radiu TOK FM, umożliwiając mu debiut (chyba, albowiem słyszałem go pierwszy raz) na antenie. Nic dodać nic ująć. Już kilkakrotnie w ostatnim czasie przekonaliśmy się, że wśród czołowych postaci opozycji w kręgach zarówno polityków jak i dziennikarzy oraz ludzi kultury istnieją indywidua, które całym sercem popierają hejt, mowę nienawiści, chamstwo i bezguście. Byle dołożyć politycznemu przeciwnikowi. Jednak znajdują one popleczników po tzw. drugiej stronie barykady. Niestety „parcie na mikrofon” czy „na szkło” jest silniejsze niż chęć przeciwstawienia się czynnie tej grupie, która w pełni świadomie sprowadza poziom debaty publicznej do dna. Czyż tak trudno jest odmówić występu w rozgłośni, która promuje postawy a la Wątły? Jak tak dalej pójdzie to wszyscy znajdziemy się w miejscu gdzie posłanka Wielgus najbardziej lubi debatować o Polsce, czyli na bazarze w warzywniaku.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/328683-najpierw-superstacja-potem-teatr-powszechny-czyli-wysyp-obrzydliwosci