Wypadek kolumny ministra Antoniego Macierewicza zakończył się szczęśliwie i to jest wiadomość numer jeden dla normalnych mediów. Nie dla „Faktów”.
Fakty TVN poświęciły obszerny materiał kolizji jaką miały samochody kolumny wiozącej ministra obrony. Była to forma postawienia ministra pod pręgierzem. Uciekł z miejsca wypadku. Nie zaczekał, by zainteresować się czy byli poszkodowani. Według map Google tę trasę pokonuje się przez tyle i tyle czasu, a samochody ministra nie przestrzegały przepisów i gnały bez opamiętania. Musiały jechać 500 km na godzinę w terenie zabudowanym. I takie tam pożyteczne informacje mające utwierdzić statystycznego odbiorcę TVN, że jego niepochlebna opinia o Antonim Macierewiczu ma gruntowne podstawy. To że nie on prowadził, oczywiście nie ma żadnego znaczenia. Coś się pewnie przyklei i tej wersji dziennikarstwa się trzymajmy.
Toczy się u nas walka polityczna, przechodzącą momentami w ideologiczną wojnę domową, ale czy trzeba cynicznie wykorzystywać nawet wypadek samochodowy nielubianej władzy. Każdy kto bierze udział w ruchu drogowym wie, że o wypadek nie jest trudno i nie ma kozaków. W zasadzie można mówić o dużym szczęściu, gdy się w dobrym zdrowiu i o całej blacharce dotrze do celu. Mój dziadek, który był kierowcą wojskowym podczas I Wojny Światowej i to w Rosji, widać nie miał za dobrych doświadczeń motoryzacyjnych, bo od dziecka mi tłumaczył: Jak ty na kogoś nie najedziesz, to na ciebie najadą.
Kto tym razem zawinił? Śledztwo trwa. Być może kierowca z rządowej kolumny popełnił błąd na drodze krajowej nr 10 w Lubiczu Dolnym k. Torunia. Być może samochody uprzywilejowane nadużywają korzystania z migających kogutów, ale uczciwy przekaz medialny skoncentrowałby się na tym, że ministrowi Macierewiczowi nic się nie stało. Mógł spokojnie dojechać do Warszawy, do Filharmonii, gdzie uczestniczył w doniosłym wydarzeniu.
Jednak dla macherów w TVN trafiła się niesłychana gratka. W jednej wiadomości można zmieścić trzy osoby na, które jest wajchowy zapis, żeby je poniewierać przy każdej nadarzającej się okazji. Ojciec Tadeusz Rydzyk, prezes Jarosław Kaczyński i minister Antoni Macierewicz. Kumulacja!!! Jak nie skorzystać z takiego samograja, który sam pcha się w ręce. Minimalny ruch szarych komórek i mamy niusa, że Mucha nie śpiewa. A może i śpiewa, kociokwik jest w zenicie i już trudno się połapać.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Wypadek kolumny ministra Antoniego Macierewicza zakończył się szczęśliwie i to jest wiadomość numer jeden dla normalnych mediów. Nie dla „Faktów”.
Fakty TVN poświęciły obszerny materiał kolizji jaką miały samochody kolumny wiozącej ministra obrony. Była to forma postawienia ministra pod pręgierzem. Uciekł z miejsca wypadku. Nie zaczekał, by zainteresować się czy byli poszkodowani. Według map Google tę trasę pokonuje się przez tyle i tyle czasu, a samochody ministra nie przestrzegały przepisów i gnały bez opamiętania. Musiały jechać 500 km na godzinę w terenie zabudowanym. I takie tam pożyteczne informacje mające utwierdzić statystycznego odbiorcę TVN, że jego niepochlebna opinia o Antonim Macierewiczu ma gruntowne podstawy. To że nie on prowadził, oczywiście nie ma żadnego znaczenia. Coś się pewnie przyklei i tej wersji dziennikarstwa się trzymajmy.
Toczy się u nas walka polityczna, przechodzącą momentami w ideologiczną wojnę domową, ale czy trzeba cynicznie wykorzystywać nawet wypadek samochodowy nielubianej władzy. Każdy kto bierze udział w ruchu drogowym wie, że o wypadek nie jest trudno i nie ma kozaków. W zasadzie można mówić o dużym szczęściu, gdy się w dobrym zdrowiu i o całej blacharce dotrze do celu. Mój dziadek, który był kierowcą wojskowym podczas I Wojny Światowej i to w Rosji, widać nie miał za dobrych doświadczeń motoryzacyjnych, bo od dziecka mi tłumaczył: Jak ty na kogoś nie najedziesz, to na ciebie najadą.
Kto tym razem zawinił? Śledztwo trwa. Być może kierowca z rządowej kolumny popełnił błąd na drodze krajowej nr 10 w Lubiczu Dolnym k. Torunia. Być może samochody uprzywilejowane nadużywają korzystania z migających kogutów, ale uczciwy przekaz medialny skoncentrowałby się na tym, że ministrowi Macierewiczowi nic się nie stało. Mógł spokojnie dojechać do Warszawy, do Filharmonii, gdzie uczestniczył w doniosłym wydarzeniu.
Jednak dla macherów w TVN trafiła się niesłychana gratka. W jednej wiadomości można zmieścić trzy osoby na, które jest wajchowy zapis, żeby je poniewierać przy każdej nadarzającej się okazji. Ojciec Tadeusz Rydzyk, prezes Jarosław Kaczyński i minister Antoni Macierewicz. Kumulacja!!! Jak nie skorzystać z takiego samograja, który sam pcha się w ręce. Minimalny ruch szarych komórek i mamy niusa, że Mucha nie śpiewa. A może i śpiewa, kociokwik jest w zenicie i już trudno się połapać.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/325026-fakty-napietnowaly-macierewicza-jechal-z-imprezy-u-rydzyka-na-wreczenie-nagrody-kaczynskiemu-groza-zapanowala-przed-ekranami-w-lemingradzie?strona=1