Media komercyjne także i podczas tych wydarzeń kreowały wygodną jedynie dla siebie narrację, gdyż przez wiele lat – od początku przemian zresztą – jak teraz już wiemy , wcale nie kierowały się dobrem publicznym, ale jedynie sobie znanymi interesami. Dodatkowo są splątane na różne sposoby z obozem rządowym premiera Donalda Tuska, oraz z lewicowymi politycznymi ośrodkami bliskimi kręgom unijnym
—mówiła w rozmowie z portalem wPolityce.pl dr Hanna Karp, medioznawca.
wPolityce.pl: Ostatnie wydarzenia w kraju potwierdziły opinie, oceny, które zostały już wystawione jakiś czas temu. Dwie różne narracje, podgrzewanie atmosfery, uciekanie się do manipulacji… a zaczęło się wszystko od obrony „wolnych mediów”.
Dr Hanna Karp: Wostatnim kryzysie główny ton podchwyciły a potem już dyktowały komercyjne media. To przez nie docierały i docierają wciąż najważniejsze obrazy, które kształtują świadomość szerokiej opinii społecznej. Pamiętajmy, media elektroniczne najsilniej i najszybciej kreują opinię publiczną. Opis protestów pod Sejmem, jak i tego, co działo się w Sali plenarnej to dwie wykluczające się opowieści. Odbiorca, który przeskakuje pomiędzy kanałami, musi zastanawiać się, czyja narracja jest słuszna, skąd się bierze ta medialna schizofrenia? Prawda mediów publicznych jest inna i zadaniem dziennikarzy i komentatorów powinno być uporządkowanie tych wykluczających się opowieści. Szkoda, że zaraz po przegłosowaniu budżetu marszałek sejmu Tadeusz Kuchciński nie zwołał konferencji prasowej, w której objaśniłby co wydarzyło się w Sali Kolumnowej, jak przebiegały głosowania, jaki był ich wynik i co zostanie dalej w kryzysowej sytuacji postanowione.
Media komercyjne także i podczas tych wydarzeń kreowały wygodną jedynie dla siebie narrację, gdyż przez wiele lat – od początku przemian zresztą – jak teraz już wiemy , wcale nie kierowały się dobrem publicznym, ale jedynie sobie znanymi interesami. Dodatkowo są splątane na różne sposoby z obozem rządowym premiera Donalda Tuska, oraz z lewicowymi politycznymi ośrodkami bliskimi kręgom unijnym.
Śledząc przekaz prywatnych mediów od momentu zablokowania przez posłów opozycji Sejmu, mogliśmy w pewnym momencie mieć wrażenie, że wprowadzono stan wojenny, że władza użyła siły przeciwko obywatelom. Jakie mechanizmy manipulacji zostały wykorzystane do zbudowania tej narracji?
Media wrogie rządowi Beaty Szydło postanowiły same rozegrać potyczkę z obecnym rządem, stały się wprost otwartą wielką stroną konfliktu. Jakby uznały, że obecna opozycja i ich liderzy już nic nie mogą dla nich zrobić. Ich przekaz przybrał charakter nowoczesnej wojny informacyjnej, przechodzącej w pełzający medialny pucz - jak na razie nie udany. Ale to nie koniec – jak wiemy teraz trwają przygotowania – nawet przy pomocy reżyser Agnieszki Holland, która już pewnie pisze mocne scenariusze, by do 11 stycznia przekazywać wieści swoich „wojennych reporterów” z frontu sejmowego i sejmowej okupacji sejmu. To ma być jak powiedział Jacek Żakowski w rozmowie z Holland – „mała praska wiosna”. Wcześniej wykorzystano równolegle dwa nurty: medialny i polityczny. Retoryka i frazeologia przekazów konstruowana była i wciąż jest, z myślą o odbiorcy Zachodnim, głównie unijnym a w szczególności - niemieckim. Świadczą o tym zastosowane liczne środki narracyjne – na przykład mem, przedstawiający członków KOD-u w obozowych pasiakach czy sfingowany nieboszczyk, który po dłuższej chwili – kamery to wychwytują – wstaje otrzepując się z błota. Te przykładowe obrazy niemiecki odbiorca zrozumie bez trudu- amerykański już niekoniecznie. Chodzi także o moderowanie narracji, intoksykację newsów i wykorzystywanie różnic semantycznych w odbiorze u poszczególnych odbiorców. By ostatecznie doprowadzić do moderowanej destabilizacji informacyjnej, a potem na obszarze Polski w sposób stały, intencjonalne sterować poszczególnymi grupami społecznymi. Temu celowi dobrze służyła – przypadkowa (?) desynchronizacja przekazu publicznej informacyjnej telewizji w niemal wszystkich regionach kraju, poza centralnym i północno- zachodnim.
Odbiorca na Zachodzie nie jest wstanie zweryfikować otrzymanego przekazu, nie ma też właściwego obrazu, opisującego rzeczywistą sytuację w Polsce. Innym narzędziem desynchronizacji informacyjnej jest m.in. generowanie tzw. zasady kontrastu, która polega na prezentowaniu niekorzystnych zjawisk, na tle jeszcze gorszych wydarzeń czy postaci. Wtedy to, co jest obiektywnie złe i niekorzystne, wypadać ma całkiem dobrze w oczach odbiorcy.
Ponadto przekaz ma być intensywny i do znudzenia powtarzany, by zmienić się w ów przysłowiowy milion gwoździ wbijany każdego dnia w miliony desek, którymi są w tym wypadku głowy Polaków. I tak się działo podczas ostatnich wydarzeń i sejmowej „lepperiady”. Ten proces trwa właściwie od początku rządów Platformy Obywatelskiej. Nieświadomy odbiorca nie jest już w stanie zauważyć, niepokojących zjawisk w przekazie medialnym. Audytoria medialne w Polsce są znieczulone przez stały negatywny dyskurs. Spójrzmy chociażby na zawartość tabloidów. Tam czytelnika straszy się chorobami, patologiczną psychopatyczną przemocą, odrażającymi fotografiami i nienawidzącymi swoich rodaków politykami. To świat odrażającego zła, polskich mężczyzn – zimnych morderców, torturujących swoje dzieci, żony i córki oraz rodzina, będąca rzekomym siedliskiem wszelkiej patologii. Na tle tego wszystkiego obraz hierarchii kościelnej z papieżem Polakiem i dodatki rzeczowe w postaci medalików czy świętych obrazków. A mimo to, Polacy wciąż kupują ten rodzaj prasy- choć treści tam eksponowane nieustannie obrażają i znieważają ich.
Co więc można z tym zrobić?
Skuteczna byłaby medialna kontrofensywa, płynąca różnymi kanałami – przez media tradycyjne, społecznościowe i sieć internetową - z własnym przekazem perswazyjnym. Chodzi tu także o wykorzystywanie funkcji demaskatorskich mediów. Najskuteczniej można to robić w mediach społecznościowych ze względu na szybkość reakcji i weryfikacji informacji. Egzemplifikacją takiego działania może być wspomniana już prowokacja symulanta, lewicowego działacza Wojciecha Diduszko, udającego śmiertelną ofiarę przemocy polskiej policji. Duże możliwości są przed elektronicznymi przekazami emitującymi programy śledcze, demaskujące nadużycia na różnych polach. Zwracam uwagę na wiarygodność nadawcy, nadającego informacje kontr-propagandowe, czy demaskujące kłamstwa. Jeżeli wiarygodność nadawcy będzie rosła, to proporcjonalnie zwiększać będzie się siła jego oddziaływania na audytoriom. Cała rzecz polega, na tym, aby podmioty i działania, płynące z zewnątrz umieć nazwać, opisać i zdemaskować. A potem postawione diagnozy przedyskutować, skomentować i odpowiednio często zmultiplikować.
Czy problemy z odbiorem sygnału telewizji publicznej, wpisują się w wojnę informacyjną toczoną w Polsce ?
Ważne jest tu pytanie, czy siły trzecie mogły się włączyć w to działanie na multipleksie MUX-3. Jak podkreślają sami przedstawiciele firmy Emitel było to zjawisko niespotykane do tej pory i na tak wielką skalę. Jest to naprawdę niepokojące. Warto postawić pytanie, czy przy sprzedaży spółki państwowej już w 2000 roku Francuzom, a potem w 2013 r. Amerykanom wykonano po stronie polskiej odpowiednie rozpoznanie kontrwywiadowcze. Pamiętajmy, że jeszcze przed sprzedażą, spółka znajdowała się na liście stu firm o strategicznym znaczeniu dla polskiej gospodarki. A wycofał ją z tej listy Bronisław Komorowski.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Media komercyjne także i podczas tych wydarzeń kreowały wygodną jedynie dla siebie narrację, gdyż przez wiele lat – od początku przemian zresztą – jak teraz już wiemy , wcale nie kierowały się dobrem publicznym, ale jedynie sobie znanymi interesami. Dodatkowo są splątane na różne sposoby z obozem rządowym premiera Donalda Tuska, oraz z lewicowymi politycznymi ośrodkami bliskimi kręgom unijnym
—mówiła w rozmowie z portalem wPolityce.pl dr Hanna Karp, medioznawca.
wPolityce.pl: Ostatnie wydarzenia w kraju potwierdziły opinie, oceny, które zostały już wystawione jakiś czas temu. Dwie różne narracje, podgrzewanie atmosfery, uciekanie się do manipulacji… a zaczęło się wszystko od obrony „wolnych mediów”.
Dr Hanna Karp: Wostatnim kryzysie główny ton podchwyciły a potem już dyktowały komercyjne media. To przez nie docierały i docierają wciąż najważniejsze obrazy, które kształtują świadomość szerokiej opinii społecznej. Pamiętajmy, media elektroniczne najsilniej i najszybciej kreują opinię publiczną. Opis protestów pod Sejmem, jak i tego, co działo się w Sali plenarnej to dwie wykluczające się opowieści. Odbiorca, który przeskakuje pomiędzy kanałami, musi zastanawiać się, czyja narracja jest słuszna, skąd się bierze ta medialna schizofrenia? Prawda mediów publicznych jest inna i zadaniem dziennikarzy i komentatorów powinno być uporządkowanie tych wykluczających się opowieści. Szkoda, że zaraz po przegłosowaniu budżetu marszałek sejmu Tadeusz Kuchciński nie zwołał konferencji prasowej, w której objaśniłby co wydarzyło się w Sali Kolumnowej, jak przebiegały głosowania, jaki był ich wynik i co zostanie dalej w kryzysowej sytuacji postanowione.
Media komercyjne także i podczas tych wydarzeń kreowały wygodną jedynie dla siebie narrację, gdyż przez wiele lat – od początku przemian zresztą – jak teraz już wiemy , wcale nie kierowały się dobrem publicznym, ale jedynie sobie znanymi interesami. Dodatkowo są splątane na różne sposoby z obozem rządowym premiera Donalda Tuska, oraz z lewicowymi politycznymi ośrodkami bliskimi kręgom unijnym.
Śledząc przekaz prywatnych mediów od momentu zablokowania przez posłów opozycji Sejmu, mogliśmy w pewnym momencie mieć wrażenie, że wprowadzono stan wojenny, że władza użyła siły przeciwko obywatelom. Jakie mechanizmy manipulacji zostały wykorzystane do zbudowania tej narracji?
Media wrogie rządowi Beaty Szydło postanowiły same rozegrać potyczkę z obecnym rządem, stały się wprost otwartą wielką stroną konfliktu. Jakby uznały, że obecna opozycja i ich liderzy już nic nie mogą dla nich zrobić. Ich przekaz przybrał charakter nowoczesnej wojny informacyjnej, przechodzącej w pełzający medialny pucz - jak na razie nie udany. Ale to nie koniec – jak wiemy teraz trwają przygotowania – nawet przy pomocy reżyser Agnieszki Holland, która już pewnie pisze mocne scenariusze, by do 11 stycznia przekazywać wieści swoich „wojennych reporterów” z frontu sejmowego i sejmowej okupacji sejmu. To ma być jak powiedział Jacek Żakowski w rozmowie z Holland – „mała praska wiosna”. Wcześniej wykorzystano równolegle dwa nurty: medialny i polityczny. Retoryka i frazeologia przekazów konstruowana była i wciąż jest, z myślą o odbiorcy Zachodnim, głównie unijnym a w szczególności - niemieckim. Świadczą o tym zastosowane liczne środki narracyjne – na przykład mem, przedstawiający członków KOD-u w obozowych pasiakach czy sfingowany nieboszczyk, który po dłuższej chwili – kamery to wychwytują – wstaje otrzepując się z błota. Te przykładowe obrazy niemiecki odbiorca zrozumie bez trudu- amerykański już niekoniecznie. Chodzi także o moderowanie narracji, intoksykację newsów i wykorzystywanie różnic semantycznych w odbiorze u poszczególnych odbiorców. By ostatecznie doprowadzić do moderowanej destabilizacji informacyjnej, a potem na obszarze Polski w sposób stały, intencjonalne sterować poszczególnymi grupami społecznymi. Temu celowi dobrze służyła – przypadkowa (?) desynchronizacja przekazu publicznej informacyjnej telewizji w niemal wszystkich regionach kraju, poza centralnym i północno- zachodnim.
Odbiorca na Zachodzie nie jest wstanie zweryfikować otrzymanego przekazu, nie ma też właściwego obrazu, opisującego rzeczywistą sytuację w Polsce. Innym narzędziem desynchronizacji informacyjnej jest m.in. generowanie tzw. zasady kontrastu, która polega na prezentowaniu niekorzystnych zjawisk, na tle jeszcze gorszych wydarzeń czy postaci. Wtedy to, co jest obiektywnie złe i niekorzystne, wypadać ma całkiem dobrze w oczach odbiorcy.
Ponadto przekaz ma być intensywny i do znudzenia powtarzany, by zmienić się w ów przysłowiowy milion gwoździ wbijany każdego dnia w miliony desek, którymi są w tym wypadku głowy Polaków. I tak się działo podczas ostatnich wydarzeń i sejmowej „lepperiady”. Ten proces trwa właściwie od początku rządów Platformy Obywatelskiej. Nieświadomy odbiorca nie jest już w stanie zauważyć, niepokojących zjawisk w przekazie medialnym. Audytoria medialne w Polsce są znieczulone przez stały negatywny dyskurs. Spójrzmy chociażby na zawartość tabloidów. Tam czytelnika straszy się chorobami, patologiczną psychopatyczną przemocą, odrażającymi fotografiami i nienawidzącymi swoich rodaków politykami. To świat odrażającego zła, polskich mężczyzn – zimnych morderców, torturujących swoje dzieci, żony i córki oraz rodzina, będąca rzekomym siedliskiem wszelkiej patologii. Na tle tego wszystkiego obraz hierarchii kościelnej z papieżem Polakiem i dodatki rzeczowe w postaci medalików czy świętych obrazków. A mimo to, Polacy wciąż kupują ten rodzaj prasy- choć treści tam eksponowane nieustannie obrażają i znieważają ich.
Co więc można z tym zrobić?
Skuteczna byłaby medialna kontrofensywa, płynąca różnymi kanałami – przez media tradycyjne, społecznościowe i sieć internetową - z własnym przekazem perswazyjnym. Chodzi tu także o wykorzystywanie funkcji demaskatorskich mediów. Najskuteczniej można to robić w mediach społecznościowych ze względu na szybkość reakcji i weryfikacji informacji. Egzemplifikacją takiego działania może być wspomniana już prowokacja symulanta, lewicowego działacza Wojciecha Diduszko, udającego śmiertelną ofiarę przemocy polskiej policji. Duże możliwości są przed elektronicznymi przekazami emitującymi programy śledcze, demaskujące nadużycia na różnych polach. Zwracam uwagę na wiarygodność nadawcy, nadającego informacje kontr-propagandowe, czy demaskujące kłamstwa. Jeżeli wiarygodność nadawcy będzie rosła, to proporcjonalnie zwiększać będzie się siła jego oddziaływania na audytoriom. Cała rzecz polega, na tym, aby podmioty i działania, płynące z zewnątrz umieć nazwać, opisać i zdemaskować. A potem postawione diagnozy przedyskutować, skomentować i odpowiednio często zmultiplikować.
Czy problemy z odbiorem sygnału telewizji publicznej, wpisują się w wojnę informacyjną toczoną w Polsce ?
Ważne jest tu pytanie, czy siły trzecie mogły się włączyć w to działanie na multipleksie MUX-3. Jak podkreślają sami przedstawiciele firmy Emitel było to zjawisko niespotykane do tej pory i na tak wielką skalę. Jest to naprawdę niepokojące. Warto postawić pytanie, czy przy sprzedaży spółki państwowej już w 2000 roku Francuzom, a potem w 2013 r. Amerykanom wykonano po stronie polskiej odpowiednie rozpoznanie kontrwywiadowcze. Pamiętajmy, że jeszcze przed sprzedażą, spółka znajdowała się na liście stu firm o strategicznym znaczeniu dla polskiej gospodarki. A wycofał ją z tej listy Bronisław Komorowski.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/320783-nasz-wywiad-hanna-karp-media-wrogie-rzadowi-beaty-szydlo-postanowily-same-rozegrac-potyczke-z-obecnym-rzadem