Adam Michnik poskarżył się w Koszalinie, że przykręcenie kurka z pieniędzmi państwowymi i tymi ze spółek skarbu państwa fatalnie wpłynęło na kondycję „Gazety Wyborczej”:
„To nas straszliwie walnęło po kieszeni. Oni chcą nas zniszczyć metodą najprostszą: jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze”
— narzekał Michnik.
Podwładni i stronnicy Michnika przyklasnęli, bo bardzo chcą być ofiarą złej władzy. I podciągają pod to swoje wyobrażenie wszystko, co tylko znajdą pod ręką.
Ale przyklasnęła również część prawicy, jedni ciszej, drudzy głośniej. Bo oto nasza władza wreszcie odegrała się na nielubianym, delikatnie rzecz ujmując, ośrodku polityczno-medialnym, w takiej kolejności właśnie.
Nie dajmy się jednak nabrać. Zmniejszenie publicznych dotacji na rzecz Agory - nawet jeśli były one niewyobrażalnie wysokie i w żaden sposób nieusprawiedliwione rynkową pozycją - nie jest ani główną, ani najważniejszą przyczyną kłopotów Agory. A warto przy tym pamiętać, że samorządy zdominowane przez PO grosza nie żałują, i jeszcze obficiej niż dotąd sypią groszem, co widać gołym okiem.
Agora tonie tak samo, jak toną wszystkie gazety na świecie. Wszystkie tną ostro zatrudnienie, spłaszczają strukturę, redukują korespondentów. Powód jest oczywisty: gaśnie czytelnictwo całej prasy, a prasy codziennej szczególnie. Jeszcze kilka lat temu brytyjski „The Guardian” sprzedawał dziennie ponad 300 tys. egzemplarzy, dziś połowę tego. Konserwatywny „The Daily Telegraph” stopniał z 700 tys. do niespełna 400 tys. w ciągu 5 lat. Czyli skala spadku jest podobna jak w wypadku „Gazety Wyborczej”. A mówimy o gazetach świata anglosaskiego, czyli de facto mediach globalnych. Na mniejszych rynkach sytuacja jest jeszcze gorsza.
Bardzo długo wydawcy liczyli na utrzymanie pozycji i skali swoich firm dzięki inwestycjom w internet. Ale internet po pierwsze zarabia nieporównanie mniej niż prasa drukowana, bo reklama jest bardziej rozproszona. A po drugie, strony internetowe gazet i portale zaczęły ostatnio tracić dochody, bo reklamodawcy wybierają portale społecznościowe. Tak o tym mówił - zresztą na łamach „Wyborczej”, Alan Rusbridger, naczelny „Guardiana”:
Problem pojawił się, gdy Facebook zmienił zasady i zaczął przejmować reklamy, z których dotychczas mieliśmy spory dochód, co finansowo jest, delikatnie mówiąc, sporym wyzwaniem.
W tej sytuacji utrzymanie wielkiej korporacji z wielką siedzibą, z tysiącami ludzi, z szefami działów, ich zastępcami, kierownikami, podkierownikami i nadkierownikami, jest po prostu na dłuższą metę niemożliwe. Nawet gdyby nie doszło do zmiany władzy. Bo bogata kieszeń może pomóc, ale na stałe tak wielkiej dziury nie zasypie. Mówimy o milionowych stratach, i pieniądzach znaczących nawet dla wielkich firm.
A „Wyborcza”, budowana w czasach wyjątkowo dla niej korzystnych, molochem była szczególnym. Trzeba było sporej pychy, by wystawić sobie siedzibę większą niż siedziba niejednego banku, by nawet w miastach wojewódzkich - takich jak Łódź - budować sobie siedziby za 10 milionów (którą ostatnio musiała sprzedać).
Agora-moloch miała przyszłość tylko w jednym wypadku: gdyby w latach 90. zdobyła telewizję rangi Polsatu czy TVN. I ona też to wiedziała. Jedna z tych prób, ta z Rywinem jako pośrednikiem, zamiast przynieść powodzenie, zakończyła się jednak spektakularną klęską, i jednocześnie stała się przyczyną kolejnych kłopotów.
Nie dajmy się nabrać: Adam Michnik próbuje przypisać rządowi Prawa i Sprawiedliwości kłopoty wynikające zarówno z jego własnych błędów, jak i ze zmian cywilizacyjnych. Tak jest milej, tak jest wygodniej i użyteczniej. A to nie PiS podtopił Agorę, ale internet. PiS co najwyżej odłączyło państwową kroplówkę.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/316637-dlaczego-wyborcza-tonie-czyli-nie-dajmy-sie-nabrac-michnikowi-to-nie-zasluga-pis-ktore-co-najwyzej-zerwalo-sztuczna-fasade