Wojenka o TVP, czyli za dobrze szło. "Jaka jest racja istnienia RMN poza dostarczaniem argumentów przeciwnikom PiS?"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. wPolityce.pl
fot. wPolityce.pl

Są możliwe dwa spojrzenia na dzisiejszą tragikomedię z odwołaniem Jacka Kurskiego.

Pierwsze – może nawet bardziej odpowiednie – to podejście do sytuacji jak do kabaretowego skeczu. Bo w gruncie rzeczy z czymś takim mamy do czynienia. Oto partia rządząca mogłaby przez jakiś czas dyskontować swoje dwa niewątpliwe sukcesy: szczyt NATO i Światowe Dni Młodzieży (nie licząc rozczarowania projektem ustawy frankowej, przedstawionej przez prezydenta, ale to jednak temat o mniejszym zasięgu). Ale nie – to byłoby za łatwe i za proste. Za dobrze by szło. Trzeba było szybko zrobić coś, co sprawi, że temat NATO i ŚDM rychło zniknie, a zastąpi do temat buldogów gryzących się pod dywanem. I voilà – oto mamy odwołanie Jacka Kurskiego.

Główną bohaterką skeczu byłaby Joanna Lichocka, członkini Rady Mediów Narodowych, która ze swoim apodyktycznym usposobieniem, pouczającym tonem i rozstawianiem wszystkich po kątach staje się negatywną bohaterką memów i komentarzy, umieszczanych w sieci wcale nie przez przeciwników PiS, ale właśnie jego zwolenników. Kto obserwuje reakcje sieci, musi dostrzec, że jest to swoisty ewenement: nawet agresywna momentami, ale skądinąd przecież urokliwa Krystyna Pawłowicz nie wywołuje tak jednoznacznie negatywnych reakcji jak spadochroniarka z Kalisza.

I oto Lichocka publicznie oznajmia, że RMN, w której skład wchodzi ona, Elżbieta Kruk i Krzysztof Czabański – wszyscy troje czynni posłowie partii rządzącej – ma sprawić, że media będą niezależne od rządu PiS (tu z offu słychać wybuch gromkiego śmiechu). Mówi też, że trzeba w tych mediach zaprowadzić prawdziwy pluralizm, gdy kilka dni wcześniej wyzywała od durniów wszystkich, którzy się z nią nie zgadzali w sprawie apelu smoleńskiego (tu jeszcze większy wybuch śmiechu). Oznajmia również, że „dziennikarze mieniący się prawicowymi” (bo przecież nie naprawdę prawicowi, skoro ośmielają się krytykować Lichocką) nie rozumieją, że RMN wykonuje po prostu swoje ustawowe zadania, odwołując bez poważnego powodu przed rozstrzygnięciem konkursu na prezesa TVP Jacka Kurskiego, podczas gdy każdy średnio zorientowany wie, że Kurski jest w ostrym zwarciu z Czabańskim, a w tle pozostają jeszcze niespełnione apetyty i ambicje medialne niektórych środowisk dziennikarskich, mocno wspierających PiS (ponownie śmiech z offu). I to wszystko Lichocka powiada z całkowicie poważną miną i charakterystycznym dla siebie napuszeniem, tak jakby naprawdę wierzyła, że ma przed sobą kompletnych idiotów. Jednym słowem – kabaret. Robert Górski się chowa.

Niestety, na interpretacji kabaretowej nie możemy poprzestać. I wówczas należy zadać sobie kilka pytań. Na przykład o to, czy w partii rządzącej dzisiaj Polską tkwi gen autodestrukcji, każący odpalić jakąś bombę zawsze wtedy, kiedy sytuacja zaczyna się stabilizować. Moja diagnoza jest niepopularna, ale też nie jest nowa – pisałem o tym kilkakrotnie: PiS jest partią autorską Jarosława Kaczyńskiego, a Kaczyński najlepiej czuje się w kryzysach. Zresztą organizacją, w której nie ma czytelnych reguł awansu, nagradzania, karania, a wszystko zależy od dostępu do ucha najważniejszej osoby, nie da się właściwie zarządzać inaczej niż właśnie organizując i wywołując okresowe kryzysy, które pogrążają tych, co za bardzo urośli, a wywyższają poniżonych. I tak co jakiś czas od nowa. Karuzela musi się kręcić. Dzięki temu nikt nie jest pewny dnia ani godziny, nic nie jest jasne i przejrzyste, a wszystkie sznurki zbiegają się w jednym gabinecie.

Po Warszawie krąży informacja, że odwołanie Jacka Kurskiego jest sprawą prywatnej inicjatywy i ambicji Czabańskiego, niekonsultowaną na Nowogrodzkiej, ale, prawdę mówiąc, trudno w to uwierzyć. Bardziej prawdopodobne, że ogólne przyzwolenie najważniejszej osoby było, ale ta sama osoba zapewniała jednocześnie prezesa TVP, że nie ma się czego obawiać. A potem stanęła z boku i patrzyła, co z tego wyniknie. Nie zmienia to faktu, że również osobiste ambicje szefa RMN swoją rolę tutaj odegrały – co do tego nie ma najmniejszych wątpliwości.

Przerażające jest, że nie pojawiła się najmniejsza refleksja na poziomie strategicznym: co to w dłuższym okresie oznacza dla TVP, jak zostanie odebrane przez opinię publiczną, jakie będą skutki wizerunkowe.

Mogłem być krytyczny wobec wielu decyzji Jacka Kurskiego, ale jedno było jasne: po okresie ogromnego zamieszania nadszedł w TVP czas względnej stabilizacji, który pozwalał zacząć pracę koncepcyjną na serio. Stabilizacja była względna, ponieważ także jedynie względnie stabilna była sytuacja finansowa, ale nie stało się to z winy Kurskiego, jak sugerują członkowie RMN. Nie on przecież tworzy system abonamentowy. Największe obietnice, na których plany mógł budować Kurski, składał sam Czabański, zapowiadając pobór abonamentu wraz z rachunkami za prąd. Zapomniał tylko, że tę zmianę trzeba notyfikować w UE, która – to już wiadomo – nie zgodzi się na nią, uznając za niedozwoloną pomoc publiczną. Nazwanie tego niekompetencją to bardzo duży eufemizm.

Najpoważniejsza zmiana struktury TVP, zaprojektowana przez Kurskiego, dopiero nadchodziła: ograniczono by samodzielność szefów anten na rzecz centralnego planowania programu. Uzasadnienie było celne (anteny nie mogą być udzielnymi księstwami), na skutki zmian musielibyśmy poczekać, podobnie jak na skutki ostatnich personalnych nominacji w telewizji. Wiadomo, że nic tutaj nie dzieje się od razu, że potrzebny jest czas spokoju, a efekty pojawiają się po jakimś czasie.

Absurdalna decyzja RMN – gdyby nie została częściowo skasowana – sprawiałaby, że w TVP w miejsce względnej stabilności wszedłby natychmiast potężny chaos, który kompletnie wytrąciłby tę instytucję z równowagi, a przeciwnikom obecnej władzy dałby amunicję do ataków na długie miesiące. Nietrudno przewidzieć, że wszystko to miałoby wpływ na oglądalność, jakość programów, plany, realizację misji. Jeśli zaś ktoś jest zdania, że Jacek Kurski robi telewizję partyjną, to niech spróbuje sobie wyobrazić, jak by ona wyglądała pod rządami Raczyńskiej czy Lichockiej. O ile jego wyobraźnia sięga tak daleko.

W jednym Lichocka ma rację: zgodnie z ustawą RMN musi przeprowadzić konkurs na stanowisko szefa TVP. To oznacza, że do momentu jego rozstrzygnięcia będzie trwała zapoczątkowana właśnie idiotyczna wojenka, w telewizji trwać będzie niszcząca niepewność, a chaos został jedynie odsunięty w czasie i może pojawić się w październiku w jeszcze mocniejszym wydaniu.

Można zadać sobie zatem pytanie, po co w ogóle RMN została powołana, skoro – patrząc na jej skład – trudno mieć wątpliwości, że nie ma nic wspólnego z odpartyjnianiem mediów publicznych, za to wszystko z wciąganiem ich we frakcyjne wojenki. Jaka jest racja istnienia RMN poza dostarczaniem argumentów przeciwnikom PiS – doprawdy, trudno pojąć.


W zestawie taniej! Polecamy „wSklepiku.pl” pakiet 2 książek: „Media. Stan dziś i droga naprawy”. W kolekcji: „Pilnowanie strażników. Etyka dziennikarska w praktyce” oraz „Resortowe dzieci. Media (tom 1)”.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych