Czeka nas bardzo ważna dyskusja o następstwach Światowych Dni Młodzieży także dla polskiego Kościoła i polskiej religijności. Moim zdaniem polska prawica nie rozumie fenomenu papieża Franciszka, koncentruje się głównie na swoich lękach, czasem uzasadnionych, czasem przesadnych. Uderzyło mnie, że nie doceniono w tradycyjnych środowiskach szans, jakie stwarzają ŚDM dla masowej religijności. Zamiast się w to zawczasu włączyć, wybrzydzano na boku.
Lepiej pojęła ten fenomen Magdalena Środa czy Ewa Wanat. Gotowe wychwalać obecnego papieża z pozycji laickich, tym razem przyjęły niezwykle kwaśno i same jego homilie i całą atmosferę. Demonstracje pod tytułem: ja tego nie rozumiem, wypełniły Internet nakładając się paradoksalnie na dąsy części prawicy.
Ale „Gazeta Wyborcza” oraz TVN podeszły do sprawy inaczej. Zgodnie z logiką czegoś, co nazwałem kiedyś, na samym początku, Operacja Franciszek, przedstawiały się w roli jedynych naprawdę wiernych depozytariuszy JEGO nauczania. Wybierając z niego naturalnie to co wygodne, przede wszystkim wypreparowane i wyskrajnione do granic możliwości apele dotyczące uchodźców. Niemniej na tle dystansu części środowisk konserwatywnych ta maskarada miała pewne pozory szczerości.
I tu sytuacja kuriozalna. Integrystyczna część prawicy znakomicie im to ułatwiła. Oglądam Lożę Prasową zaraz po niedzielnych uroczystościach w Brzegach, a w niej Pawła Lisickiego i Filipa Memchesa. Ten pierwszy nie ukrywa swego krytycznego stosunku do obecnej linii Watykanu, ten drugi reprezentuje Plusa Minusa, który ma w tej sprawie także bogaty dorobek.
Nie odmawiam im prawa do takiego stanowiska, i nawet nie twierdzę, że Franciszek ma we wszystkim rację. Ale toksyczność i obsesyjność nieustannego kąsania każdej prawdziwej i domniemanej wpadki Watykanu z pewnością nie utwierdza autorytetu katolicyzmu w Polsce.
Jeśli już, tę dyskusję warto jednak prowadzić przynajmniej na początku we własnym gronie – ludzi naprawdę związanych z Kościołem. A nie dopuszczać do tego aby pierwsze skrzypce w interpretowaniu nauki Franciszka grali Jacek Żakowski i Cezary Michalski. Mają oni prawo naturalnie mówić co chcą i gdzie chcą. Ale sytuacja, w której stają się stroną w wewnątrzkatolickiej debacie jest jakąś ponurą maskaradą.
Tymczasem to oni pouczali Lisickiego i Memchesa, że są złymi katolikami. Jutro, pojutrze, z tą samą pewnością siebie będą polemizować z podstawowymi kanonami nauczania tegoż Kościoła. Dziś jednak, z woli Małgorzaty Łaszcz i prezesa Waltera te kanony reprezentują. Agendę dobiera naturalnie ta stacja. Debatuje się o uchodźcach, ale już nie o nienaruszalności życia, chociażby. To czysta schizofrenia.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Czeka nas bardzo ważna dyskusja o następstwach Światowych Dni Młodzieży także dla polskiego Kościoła i polskiej religijności. Moim zdaniem polska prawica nie rozumie fenomenu papieża Franciszka, koncentruje się głównie na swoich lękach, czasem uzasadnionych, czasem przesadnych. Uderzyło mnie, że nie doceniono w tradycyjnych środowiskach szans, jakie stwarzają ŚDM dla masowej religijności. Zamiast się w to zawczasu włączyć, wybrzydzano na boku.
Lepiej pojęła ten fenomen Magdalena Środa czy Ewa Wanat. Gotowe wychwalać obecnego papieża z pozycji laickich, tym razem przyjęły niezwykle kwaśno i same jego homilie i całą atmosferę. Demonstracje pod tytułem: ja tego nie rozumiem, wypełniły Internet nakładając się paradoksalnie na dąsy części prawicy.
Ale „Gazeta Wyborcza” oraz TVN podeszły do sprawy inaczej. Zgodnie z logiką czegoś, co nazwałem kiedyś, na samym początku, Operacja Franciszek, przedstawiały się w roli jedynych naprawdę wiernych depozytariuszy JEGO nauczania. Wybierając z niego naturalnie to co wygodne, przede wszystkim wypreparowane i wyskrajnione do granic możliwości apele dotyczące uchodźców. Niemniej na tle dystansu części środowisk konserwatywnych ta maskarada miała pewne pozory szczerości.
I tu sytuacja kuriozalna. Integrystyczna część prawicy znakomicie im to ułatwiła. Oglądam Lożę Prasową zaraz po niedzielnych uroczystościach w Brzegach, a w niej Pawła Lisickiego i Filipa Memchesa. Ten pierwszy nie ukrywa swego krytycznego stosunku do obecnej linii Watykanu, ten drugi reprezentuje Plusa Minusa, który ma w tej sprawie także bogaty dorobek.
Nie odmawiam im prawa do takiego stanowiska, i nawet nie twierdzę, że Franciszek ma we wszystkim rację. Ale toksyczność i obsesyjność nieustannego kąsania każdej prawdziwej i domniemanej wpadki Watykanu z pewnością nie utwierdza autorytetu katolicyzmu w Polsce.
Jeśli już, tę dyskusję warto jednak prowadzić przynajmniej na początku we własnym gronie – ludzi naprawdę związanych z Kościołem. A nie dopuszczać do tego aby pierwsze skrzypce w interpretowaniu nauki Franciszka grali Jacek Żakowski i Cezary Michalski. Mają oni prawo naturalnie mówić co chcą i gdzie chcą. Ale sytuacja, w której stają się stroną w wewnątrzkatolickiej debacie jest jakąś ponurą maskaradą.
Tymczasem to oni pouczali Lisickiego i Memchesa, że są złymi katolikami. Jutro, pojutrze, z tą samą pewnością siebie będą polemizować z podstawowymi kanonami nauczania tegoż Kościoła. Dziś jednak, z woli Małgorzaty Łaszcz i prezesa Waltera te kanony reprezentują. Agendę dobiera naturalnie ta stacja. Debatuje się o uchodźcach, ale już nie o nienaruszalności życia, chociażby. To czysta schizofrenia.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/302838-zakowski-i-michalski-jako-straznicy-papieskiego-kanonu-a-integrysci-lykaja-ten-teatrzyk