W TVP Kultura próbuje się dowodzić, że miejsce chrześcijaństwa jest na śmietniku

fot. wPolityce.pl
fot. wPolityce.pl

Ci, którzy mieli nadzieję, że jednym z priorytetów nowej zmiany w mediach publicznych będzie odkłamywanie rzeczywistości oraz przywracanie słowom i pojęciom ich prawdziwego znaczenia, póki co srodze się zawiedli. TVP Kultura została całkowicie i bezczelnie zawłaszczona przez środowisko jak najdalsze od wyborców PiS-u. Nie uważam, że środowisku temu trzeba zamknąć usta, ale niech działają na jakichś platformach niszowych, finansowanych z własnych funduszy, a nie korzystają z wielkiej stacji publicznej, przed którą stoją olbrzymie zadania narodowe, w tym odrobienie bardzo poważnych zaniedbań na polu umacniania naszej tożsamości. Cóż to za argumentacja: „Lewicowi, liberalni oraz zbuntowani artyści są również obywatelami kraju i to wcale nie gorszego sortu. Coś im się należy od Telewizji Polskiej”. No to złodziejom, oszustom, zboczeńcom też się coś należy, bo są obywatelami tego kraju? Tak funkcjonuje umysł, do którego nie docierają co prawda prawicowe argumenty, ale który za to jest całkowicie otwarty – na demagogię. Tak otwartym tekstem jak Kłopotowski nie mówiła nawet platformiana dyrekcja TVP Kultura: „Rozkład tradycyjnych wartości na Zachodzie dociera do Polski na coraz większą skalę, co wynika z procesów cywilizacyjnych. Polska korzysta z faktu, że jest względnie zapóźniona. Ma więc okazję, by lepiej przygotować się na okoliczność upadku religii, rodziny, obyczajów”. Panie Kłopotowski, to niech pan przygotowuje się na ten upadek, razem z dyrektorem Matyszkowiczem, tyle że w prywatnych apartamentach, a nie w telewizji publicz-nej. My natomiast, ograniczone, prawicowe niedorozwoje, zakochane w durnej klasyce i literaturze narodowej, przepraszam, chciałem powiedzieć nacjonalistycznej tradycji, powalczymy jednak z tym rozpadem wartości.

Póki co, nowy dyrektor TVP Kultura jest konsekwentny w realizacji programu ateizacji polskiego społeczeństwa, w szczególności zaś zohydzania życia i postaci Chrystusa. Po niedawnej emisji niebywale ordynarnego filmu pt. „Ukrzyżowanie – święty skandal” zaserwował nam w czwartek 9 czerwca „Ostatnie kuszenie Chrystusa”, amerykański utwór, który znalazł się na słynnej liście dziesięciu najbardziej antykatolickich filmów w historii kina (według znanego amerykańskiego magazynu „Faith & Family”). Tyle, że tym razem dyrekcja TVP Kultura nie pokazywała filmu o godz. 23, ale w porze najlepszej oglądalności, o godz. 20.20.

(…)

Prawdziwe są wszystkie ważne postacie w tym filmie. Np. Matka Boża. Odarta ze świętości, pokazana jako stara wiedźma, z którą nikt się nie liczy, nawet jej syn. A w Kanie Galilejskiej podczas wesela, gdzie Jezus dokonuje pierwszego opisanego w Ewangeliach cudu, z ust Maryi nie padają w filmie owe jakże istotne dla wiary katolickiej słowa: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie”. Słowa kluczowe dla teologii katolickiej, a także z tego względu, że wypowiada je Matka Jezusa.

Judasz to najbardziej pozytywna postać w „Ostatnim kuszeniu Chrystusa”. Prawdziwy izraelski patriota, bohater walk przeciwko okupantom, Rzymianom, człowiek pełen odwagi i rozsądku. To on na początku filmu z oburzeniem rzuca się na Jezusa, gdy ten pracuje jeszcze jako cieśla i ciosa, co? Krzyże! Dla kogo? M.in. dla żydowskich patriotów męczonych przez rzymskich sołdatów. Jezus pod presją, ale jednak, pomaga w ukrzyżowaniach; to kolaboracja, dowodzi Judasz, która doprowadzi w końcu do tego, że sam cieśla zawiśnie na krzyżu. On w żadnym razie nie chce zdradzić Jezusa, ale przecież ten go usilnie do tego nakłania! Na końcu Judasz powie „Kochałem cię tak bardzo, że cię wydałem” – to zdanie najlepiej ilustruje „logikę” utworu Scorsese i jego pomyloną, domorosłą „filozofię”. Ciekawe kwestie wypowiada o sobie Jezus: „Jestem kłamcą, obłudnikiem” albo „Jest we mnie Lucyfer”, albo „Patrzę na ludzi i czuję litość, nic więcej”. Jeszcze lepsze mądrości głosi Jan Chrzciciel: „Sodoma i Gomora – oto droga Boża”. Obszarpani osobnicy i nagie osobniczki ochrzczone przez Jana wiją się nad brzegiem Jordanu w psychodelicznych pląsach – któż inny przychodziłby po pociechę do jakiegoś koślawego, półnagiego starca z obłędem na obliczu… „Bóg żąda gniewu!” – woła Jan.

Seks Jezusa z Marią Magdaleną to ulubiony motyw wszelkich masońskich wyobrażeń Ewangelii, uwieczniany przedtem w literaturze i malarstwie. Teraz też – w filmie. Scorsese nie żałuje sobie scen erotycznych, ale i quasi-erotycznych, z podtekstami. A wszystko na tle śmieciowisk, łachmanów, jakichś robali, wybebeszanych baranów. Jezus jest najczęściej brudny, w potarganym odzieniu, z brudem za paznokciami (zbliżenie). Marię Magdalenę poznajemy bliżej w burdelu, gdy wystawia goły tyłek w kierunku czającego się tam Jezusa; gdy kobieta odwraca się w jego kierunku, twarz ma umęczoną – widać ślady licznych stosunków z klientami tego przybytku (przed chwilą mogliśmy je oglądać razem z Jezusem). Nawiązuje się bardzo „filozoficzny” (na poziomie filozofii pana Scorsese) dialog między ladacznicą a Jezusem. „Chcę żebyś mi przebaczyła”, błaga Jezus zmordowaną prostytutkę, a ona go – przegania. „Wiem, najbardziej skrzywdziłem ciebie”, kontynuuje Chrystus, który zarazem wyznaje, że pragnął jej od dawna. Tak oto dokonuje się zamiana znaczeń, odwrócenie ról. W jakim celu? „Tak się buduje kulturalną świadomość widza” – niechcący wyznaje analityczny krytyk i zrazem obrońca szarlataństwa religijnego we wspomnianym wyżej artykule.

To nieliczne z licznych przykładów szalbierstwa reżysera „Ostatniego kuszenia Chrystusa”. Odrzeć Jezusa z boskości – to ewidentny cel filmu. Drugi cel, to namieszać ludziom w głowach, posiać wątpliwości. Ten film osiąga szczyty zamętu. I bardzo prosiłbym pana Adamskiego i innych, by nie wmawiali czytelnikom, że protesty przeciwko temu filmowi Martina Scorsese są dziełem „zacietrzewionych chrześcijan, którzy nie widzieli filmu, ale na podstawie plotek postanowili przed nim przestrzegać”. Jest zupełnie odwrotnie, ci, którzy go widzieli, nie są w stanie powstrzymać się od protestu. Oczywiście, o ile nie są lewackimi mącicielami. Oczywistym jest, że takie filmy powstają. Bluźnierstwo jest stare jak świat. Dlaczego jednak kupuje je telewizja publiczna i wielokroć emituje? Przekaz dotrze do tysięcy ludzi. Absolutnie demagogicznym stwierdzeniem jest opinia Kłopotowskiego o emisji filmu: „Jednak przedstawie-nie go widowni wcale nie znaczyło, że TVP Kultura propaguje tego rodzaju działania. To nie była promocja, lecz informacja”. Niestety, publiczna emisja uwiarygadnia, nawet w sądach. Uwiarygadnia również naszych rodzimych „artystów”, skrajnych lewaków, dewiantów umysło-wych i psychicznych dążących za wszelką cenę do sponiewierania wszystkiego, co chrześcijańskie.
Wiadomo, że kultura to niebywale szerokie pojęcie, interpretowane na bardzo wiele sposobów. Jednak w powszechnym, podstawowym rozumieniu jest to całość bogatego dorobku zarówno duchowego, intelektualnego, jak i materialnego danego społeczeństwa. Należy tu podkreślić zwrot „całość dorobku” – nie jakiś jego ułamek. TVP Kultura skoncentrowała się bez reszty na maleńkim wycinku kultury, choć niewątpliwie aktualnie bardzo modnym.

« poprzednia strona
123
następna strona »

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.