Orzeł Biały dla Bronka Wildsteina. On już przeszedł do historii, i to z wielu tytułów

Fot. PAP/Pietruszka
Fot. PAP/Pietruszka

Kiedy przed niespełna rokiem rada miasta st. Warszawy zdominowana przez PO odmówiła mu tytułu honorowego obywatelstwa Warszawy, napisałem, że Bronek wart jest czegoś więcej. Orderu Orła Białego chociażby. I oto spełniło się. Prezydent Andrzej Duda odznaczył go właśnie Orłem Białym.

Poznałem go w roku 1993, kiedy stosunkowo niedawno po powrocie z emigracji we Francji, został sekretarzem redakcji „Życia Warszawy”, gdzie ja pracowałem. Nazwisko naturalnie znałem, ale całe lata 80. Bronek był symbolem zaangażowania środowisk solidarnościowych na Zachodzie. Wcześniej był jedną z legend przedsierpniowej opozycji, ja byłem za młodym żeby go wtedy poznać. Aż tu nagle pojawia się obok nas, niezbyt wtedy opierzonych młodych dziennikarzy.

To zabawne, patrzyliśmy na niego nieufnie. My w pewnej opozycji wobec naczelnego Tomasza Wołka sympatyzowaliśmy a antykomunistyczną prawicą. On był kojarzony ze środowiskami lewicy laickiej. Ale tak jak wielu dawnych korowców Wildstein ewoluował i my trafiliśmy na czas tej ewolucji. Od mainstreamu III RP odepchnęła go zwłaszcza konkretna historia: wieloletnie kołatanie o odkrycie prawdziwych zabójców Staszka Pyjasa, studenta, jego przyjaciela z UJ, towarzysza pierwszych działań opozycyjnych. Natrafił na sądową ochronę takich ciemnych postaci jak sądowy lekarz profesor Marek, spleciony ściśle z dawnymi służbami. I na problem niemożności identyfikacji agentów inwigilujących Pyjasa.

To szybko ustawiło Bronka w zasadniczej opozycji wobec norm prawnych i zwyczajów III RP. Jego frontem stało się z czasem żądanie lustracji, co spróbował przyspieszyć ujawnieniem sławnej Listy Wildsteina, czy zdemaskowanie kolegi donoszącego na niego i na całe środowisko Studenckiego Komitetu Solidarności (SKS) – Lesława Maleszki.

Równocześnie Wildstein stał się bohaterem niezliczonych bitew współczesnych: z opieszałością policji i sądów czy z nierównością wobec prawa. Czasem przegrywał procesy, bywał wyrzucany z pracy – jak w 2004 roku przez obecnego męczennika obrońców status quo Grzegorza Gaudena z „Rzeczpospolitej”. Ale zyskiwał reputację nieugiętego, nieprzekupnego, odważnie głoszącego swoje poglądy.

Jego niezależność kazała mu też nie przyjmować rozkazów od obozu, z którym coraz mocniej się identyfikował. Jako prezes TVP z czasów pierwszego rządu PiS, został odwołany po roku, bo nie odbierał telefonów od liderów partii rządzącej i jej koalicjantów. Równocześnie takie konflikty nie zmieniały jego zasadniczych przekonań. Nadal występował jako rzecznik obozu zmian, nie obrażał się na tych, którzy nie zawsze umieli pogodzić się z jego waleczną naturą.

Stał się też coraz precyzyjniejszym i wnikliwszym krytykiem współczesnych mód i przesądów. Zaczynał jako wolnościowy, nieco anarchistyczny liberał. Jego rozliczne książki pisane w III RP są już polemiką z postmodernizmem, moralnym relatywizmem, progresywnymi nowinkami i antychrześcijańskimi fobiami.

Odchodził z różnych redakcji, znikał z  ekranu, bywał przedmiotem nieraz haniebnych napaści (wyróżnił się tu zwłaszcza Jacek Żakowski), a jednak trwał. Dla całych pokoleń stał się busolą, wyznacznikiem moralnej postawy.

Przeszedł już dziś do historii jako jeden z tych, którzy szli tam gdzie było najtrudniej. Upór jego i jego paru kolegów powołało do życia w roku 1977 krakowski SKS. Jako dziennikarz, publicysta i pisarz był z kolei heroldem „dobrej zmiany”. A równocześnie był też uporczywym badaczem ludzkiej natury (poczytajcie jego „Dolinę nicości”, „Ukrytego”, „Czas niedokonany”), także znawcą współczesnej kultury, po której porusza się jak rasowy intelektualista, jakich bardzo nam brakuje.

TVN w swoich Faktach nie raczył się zająknąć, kto dostał dziś Orła Białego. Nie padło nazwisko Wildsteina, tak jak nie padło nazwisko wybitnej odważnej obrończymi praworządności w PRL i w III RP Zofii Romaszewskiej, świetnego kompozytora nie unikającego społecznych zaangażowań Michała Lorenca czy katolickiej społecznicy Wandy Półtawskiej. Nieładnie.

Ale też części prawicy przypomnę, że w ostatnim numerze „wSieci” Wildstein podjął polemikę z tymi na prawicy, którzy przestają rozróżniać między patriotyzmem i nacjonalizmem. Dziwnym podrygom i zachwytom wokół tradycji marginalnej przedwojennej skrajnej partyjki ONR ze strony niektórych konserwatywnych autorytetów przeciwstawił się z tą samą cywilną odwagą, z jaką przez lata walczył z kombinacjami i relatywizmem establishmentu.

A poza tym jest przyjacielem, na którego pokaźne grono ludzi zawsze mogło liczyć. W tej liczbie i ja.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.