Kiedy zapytałam, czy są jakieś zarzuty wobec mnie, usłyszałam, że nie ma takowych, ale idą nowe czasy, jest potrzeba nowych ludzi i zmiany wizerunku programów informacyjnych, a ja się w te zmiany nie wpisuję
— opowiedziała „specjalnie dla >>Faktu<” o „kulisach swego odejścia z TVP Hanna Lis.
Dociekliwy dziennikarz zahaczył, „ile trwa taka rozmowa, podczas której zwalnia się jedną z czołowych twarzy stacji?”, na co twarz odpowiedziała pytająco: „10 minut?”. I dodała, że sama o to prosiła, aby załatwiono sprawę „po męsku”. Gdy jej mąż, który również pożegnał się z TVP, obejmował tygodnik „Wprost”, a później „Newsweek”, wyrzucone zostały całe, powtarzam, całe zespoły tych redakcji, a ich nowy naczelny nie poświęcił zwolnionym nawet tych dziesięciu minut. Nikt im też nie tłumaczył, dlaczego znaleźli się na bruku. No, przecież pani Hanna nie odpowiada za czyny męża, ani np. za jego mrożące krew w żyłach opowieści, jak dla „Europamagazin” (kanał niemieckiej telewizji publicznej ARD), jakoby ktoś życzył mu, żeby „zdechł na raka”…
Hanna Lis mówi we własnym imieniu. W jej opinii, nowy prezes TVP Jacek Kurski to pryszcz, podobnie ten pętak -reformator telewizji publicznej, „niejaki Krzysztof Czabański”, ba:
Premierem tego kraju nie jest pani Beata Szydło, jako i, niestety, prezydentem tego kraju nie jest pan Andrzej Duda. (…) Wszystkim rządzi Jarosław Kaczyński…
— podsumowała była prezenterka. Przez nasz kraj przetacza się „walec”, który:
się nie zatrzyma dopóki, dopóty Jarosław Kaczyński nie uzna, że wszystko, co można zdemolować, zostało już zdemolowane.
O prezesie PiS jest dużo więcej i równie soczyście, nawet w kontekście stanu wojennego sprzed 35 lat, ale daruję sobie kolejne cytaty tych „przemyśleń”. Na zakończenie zatroskany „Fakt” spytał, posługując się zaimkiem osobowym „my”, a mianowicie:
Możemy upatrywać nadziei w tym, że ludzie manifestują soje niezadowolenie? Wychodzą na ulicę, organizują się w inicjatywy, takie jak np. KOD
co pani Lisowa skwitowała długim komentarzem, z kropką nad „i”:
Że ta praworządność jest gwałcona i to nie tylko w kwestii mediów publicznych, jest w moim odczuciu oczywiste. Wystarczy tylko, choćby pobieżnie, przyjrzeć się historii z Trybunałem Konstytucyjnym i wszystko okazuje się proste jak, za przeproszeniem, konstrukcja cepa.
A propos konstrukcji cepa:
Nigdy nie złamałam dziennikarskich zasad. Nie chodziłam na niczyim pasku i nie stosowałam autocenzury. To pierwszy mój komentarz od lat. Wybaczcie, ale nie sposób w takiej chwili milczeć
— przemówiła na facebooku kolejna ofiara „walca”, reporterka Justyna Dobrosz-Oracz. Sam już nie wiem, czy w relatywnie młodym wieku cierpi na miażdżycę, czy może sądzi, że to telewidzowie mają zaawansowaną sklerozę…
Po prostu nie pasowałam do nowej koncepcji telewizji
– skomentowała oględnie nagabywana telefonicznie przez „Fakt” Beata Tadla. Wcześniej ów tabloid puścił w świat informację, powieloną potem przez różne media, którą była prezenterka „Wiadomości” sprostowała poprzez internet, cytuję zgodnie z oryginałem:
Proszę nie wierzyć Faktowi. Dzwoni dziennikarka akurat, gdy wychodziłam z TVP. Mówię jej: proszę zadzwonić za 10 minut, jak już będę w samochodzie. A ta napisała, że dali mi 10 minut na spakowanie rzeczy! BZDURA!!!!.
Na tle koleżanek Lis, Dobrosz-Oracz, czy Karoliny Lewickiej, pani Beata potrafiła wykazać największą klasę. Lewicka poskarżyła się na swoją niedolę nawet w niemieckim „Die Welt”, jeszcze przed otrzymaniem wypowiedzenia.
Prawicowe media zrobiły ze mnie główny przedmiot hejtu. Ciągle dostaję pogróżki od zwolenników PiS. Nie zmienię jednak sposobu w jaki wykonuje swój zawód
— zapowiedziała, a niemiecka gazeta dodała od siebie, że kto jak kto, ale Lewicka jest „absolutnie bezstronna”. Co innego taka np. Telewizja Trwam, gdzie nikt nie odważył się przerwać wywodów Kaczyńskiego krytycznymi pytaniami… - dorzucił komentator „Die Welt”.
To był wspaniały zespół, pochwalił koleżanki na twitterze były już szef „Wiadomości” Piotr Kraśko. Jego zdaniem:
Zarzuty manipulacji i kłamstw kierowane wobec redakcji programu nigdy nie poparto dowodami. (…) W >>Wiadomościach<< przestrzegaliśmy standardów BBC
— tłumaczył w Radiu Zet.
Poniekąd ma rację. Dla przypomnienia krótka, moja ilustracja „standardów” Brytyjskiej Korporacji Nadawczej: zamiatana pod dywan afera pedofilska bożyszcza brytyjskich dzieci, gwiazdora BBC Jimmy’ego Savile’a, co podważyło jej wiarygodność na całym świecie, skandal ujawniony przez dziennik „Daily Mirror” z fałszerstwem autorów programów przyrodniczych (materiały o pająkach, zrealizowane niby w Wenezueli, oraz o narodzinach niedźwiedzi polarnych pod kołem podbiegunowym, nagrywano w… studiu BBC i w niemieckim zoo), wyrzucenie z pracy 53. letniej prezenterki Miriam O’Reilly, ponieważ nie chciała dostosować się do polecenia redakcji i wstrzyknąć sobie wygładzającego zmarszczki botoksu, głośny konflikt BBC ze związkami zawodowymi z powodu przyznania sobie przez szefów korporacji wysokich premii, przy równoczesnej zapowiedzi masowych zwolnień „z powodu niezbędnych oszczędności”, kompromitująca wpadka z rozpowszechnieniem przez dziennikarkę BBC newsa o… śmierci królowej Elżbiety itd.. W skandalach tej medialnej korporacji były również wątki polskie, jak np. posługiwanie się w jej serwisach informacyjnych określeniem: „polskie obozy koncentracyjne”, czy epitety jej dziennikarza, że jesteśmy narodem „nazistów i rasistów”.
To niektóre z licznych przykładów wzorca standardów dla byłego już szefa „Wiadomości” TVP & Co.
Realizuje się tzw. dobra zmiana. Myślę, że ciężko byłoby takiej zmiany szukać w BBC, na którą powołują się politycy Prawa i Sprawiedliwości
– twierdziła na koniec Hanna Lis. Co racja, to racja. Można rzec, …i chwała Bogu!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/278387-o-konstrukcji-cepa-gwalceniu-walcu-kaczynskiego-i-lzach-rozjechanych-twarzy-czyli-standardy-zwolnionych-z-tvp