Hucpa zamiast rozmowy. Po co siadać do stołu w TVN 24?

fot. TVN24/ wPolityce.pl
fot. TVN24/ wPolityce.pl

Proszę nie traktować tego tekstu jako polemiki z Wojciechem Maziarskim – dyskutuje się z kimś, kogo przynajmniej w teorii można do czegoś przekonać, albo czymś poruszyć. Maziarski jest zaś jednym z najbardziej odpornym na jakiekolwiek racje poza własnymi autorów pisujących w „Gazecie Wyborczej”.

Jest też jednym z autorów najbardziej prostodusznych, którzy głośnymi pohukiwaniami wyrażają to co temu środowisku gra w duszy, ale co jego liderzy czasem dyplomatycznie przemilczają. Dlatego warto przy okazji kolejnej eksplozji jego emocji i fantazji opisać szersze zjawisko.

Felietonista drwi sobie w tym tygodniu z Piotra Skwiecińskiego, który wyszedł ze studia TVN 24, dopytywany przez Pawła Wrońskiego, czy jest za zabijaniem imigrantów. Przy okazji Maziarski zahacza też mnie, bo jeden z autorów portalu Polityce.pl przypomniał, że cztery lata temu w nieco podobnych okolicznościach (chociaż bez opuszczania studia) zaprzestałem odwiedzania programu Loża Prasowa, a potem wszelkich audycji tej stacji.

Porównania nas do uchodźców są jak rozumiem galopadą myśli, ale w drwinach Maziarskiego zawarta jest sugestia, że jakoś specjalnie żałujemy „wygnania” z tej stacji. Nota bene z podobnymi złośliwościami spotykałem się ze strony publiki prawicowej. Która od lat nawoływała, aby nie dyskutować z „wrogami Polski”. Nawoływała szczególnie dziennikarzy o podobnych do moich poglądach, bo wobec polityków prawicy stosowana jest tu jakaś przedziwna taryfa ulgowa.

A ja odpowiem to, co odpowiadałem zawsze. Uważam, że w normalnym kraju rozmawia się nie tylko w gronie ludzi o jednakowych czy zbliżonych przekonaniach czy systemach wartości. Póki było można, stosowałem tę zasadę. Dlatego nie żałuję mojego udziału w Loży i innych audycjach TVN 24 do roku 2011.

I osobiście nie żałuję, że przestałem tam się pojawiać – są przyjemniejsze rzeczy do roboty w niedzielę niż oglądanie wiecznie rozzłoszczonych twarzy redaktorów Stasińskiego, Wrońskiego czy Blumsztajna. Ale z punktu widzenia normalności narastająca izolacja różnych odłamów opinii publicznej to horrendum.

Radość Maziarskiego przypomina mi radość kogoś z tego, że w Polsce pieski robią na ulicach kupki i nikt ich nie sprząta, podczas gdy na przykład w Ameryce jest inaczej. On tego zapewne nie rozumie. Ci co jego teksty puszczają, rozumieć powinni.

Dziś udzielanie komukolwiek lekcji savoir vivre’u trochę mija się z celem. Gwałtowność, brak elementarnego szacunku dla przeciwnika, szerzy się w różnych miejscach.

Ale przypomnę, że dla konserwatywnych dziennikarzy poszukiwanie wspólnych płaszczyzn dyskusji wydawało się ważne bardzo długo. Nawet Tomasz Sakiewicz bywał w Loży Prasowej. To tamtej stronie jako pierwszej ta zasada się znudziła. Stąd rozłożone w czasie decyzje aby rozmaite stoliki wywracać.

Symbolem jest istniejąca od kilkunastu lat audycja Jacka Żakowskiego w Tok FM, w której czterej panowie o jednakowych poglądach urządzają co tydzień wspólnie nagonki na wrogów. Etapów owego zacieśniania można zresztą wymieniać wiele.

My poszliśmy tą samą drogą, ale niejako za nimi i nigdy aż tak radykalnie. Nawet dziś bardzo politycznie zaangażowana TV Republika traktuje z rewerencją tych nielicznych gości o innej orientacji, którzy tam występują (Ewa Wanat czy Janusz Rolicki). Stronie mainstreamowej od lat brak cierpliwości aby się wykazać podobną, choć minimalną dżentelmenerią. Mają poczucie, że są właścicielami Polski.

W przypadku Loży to mniej nawet problem Stasińskiego czy Wrońskiego, którym można tylko zadedykować słowa Lorda Voldemorta do Lucjusza Malfoya z mojego ulubionego cyklu o Harrym Potterze: „Lucjuszu, jak ty wytrzymujesz sam ze sobą”. To problem samej stacji TVN 24, która coraz gorzej dba o rolę gospodarza debaty, nawet jeśli z nawyku zaprasza jeszcze czasem ludzi różniących się od jej własnych preferencji. To zła szkoła: demokracji, obywatelskości, czegokolwiek.

Na to nakłada się kampania wyborcza, ale też wyjątkowa, ideologiczna brutalność debaty o imigrantach. Zapewne mocne słowa padają z różnych stron, ale trudno się nie oprzeć wrażeniu, że „Gazeta Wyborcza”, ogłaszająca swoje kolejne „raporty o nienawiści”, traktuje ją jako jeszcze jedną okazję do stosowania wobec Polaków pedagogiki totalnej.

Dlatego do jednego worka z rzeczywistymi radykałami (narodowcy, Krystyna Pawłowicz) wrzuca się ludzi, którzy chcą jednego: mieć prawo do opinii, że obrona tożsamości, polskiej czy europejskiej jest czymś istotnym i uprawnionym. Dotyczy to np. Jarosława Gowina, a w końcu i Jarosława Kaczyńskiego, którego sejmowe przemówienie było mocne, ale poważnie traktowało poglądy oponentów, a nie redukowało ich do karykatury (rzecznicy stosowania reguł dotychczasowej polityki imigracyjnej Europy jako naziści).

Wrzask, rzekomo antyhejterskie nagonki rzeczywistych hejterów – to czyni jakąkolwiek wymianę zdań czymś bezsensownym, trudnym do zniesienia. Biorę poprawkę na czas kampanii, ale myślę, że to się po wyborach nie zmieni. Gdyby Maziarski zamiast dowcipasów spróbował się zmierzyć z tym tematem, uznałbym, że dla debaty o czymkolwiek jest jeszcze w Polsce nadzieja. Ale wątpię w to coraz bardziej.

P.S. Nie wyrażałem ostatnio, głównie z powodu własnej choroby, swoich merytorycznych poglądów na temat problemu imigracji – poza dwiema dyskusjami w Radiu Warszawa. Spróbuję to zrobić oddzielnie.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.