Prezydent Duda wygrał dzięki internetowi? Możliwe. Pamiętajmy jednak, że gdyby kampania potrwała dłużej, mogło być bardzo różnie

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. wPolityce.pl/Gił
Fot. wPolityce.pl/Gił

Powyborczy internet zachwycił się sobą. Teza dominująca jest jasna: Andrzej Duda wygrał wybory dzięki zdominowaniu przez jego zwolenników portali społecznościowych, FB, Twittera, YouTube’a itd.

Nie przeczę, to zapewne miało spore znaczenie. Pozwoliło zneutralizować ogromną przewagę obozu władzy w mediach oficjalnych. Byłoby jednak fatalnie, gdy na fali zrozumiałej radości prawica zlekceważyła tradycyjne media.

Bo przecież niewiele brakowało, aby Komorowski wygrał w II turze. Gdyby kampania potrwałaby jeszcze tydzień, mogłoby być różnie. Straszenie opozycją, eksponowanie radykalnych, ale marginalnych wypowiedzi polityków PiS, kreowanie atmosfery zagrożenia („zamach w Toruniu”) - to de facto zadziałało. Za słabo, bo zbyt późno władza sięgnęła po swoje toksyczne pigułki, ale zadziałało.

Jeszcze teraz na Twitterze znaleźć można wpisy ludzi, którzy wierzą, że eksponowany przez Tomasza Lisa fałszywy wpis Kingi Dudy był prawdziwy. Taka jest siła tradycyjnych mediów. I będzie to siła licząca się jeszcze długo.

Bo np. tylko telewizja jest w stanie wytworzyć atmosferę zbiorowej histerii. Dla większości ludzi kryzys zaczyna się wówczas, gdy mówią o nim - z odpowiednimi dawkami emocji, poruszenia, przyspieszenia - prezenterzy i reporterzy telewizyjni.

Co ważne, wciąż tylko tradycyjne media mają pieniądze wystarczające do konsekwentnego realizowania celów.

I nie jest też prawdą, że Polacy jakoś masowo przestali oglądać telewizję. Statystycznie to po prostu nieprawda.

Internet jest skuteczny, ale pamiętajmy: zdecydowana większość ruchu związanego z informacją i publicystyką przechodzi przez strony kontrolowane przez duże koncerny. Nie jest to więc coś jakościowo różnego od tego, co widzimy na ekranach.

Z kolei portale społecznościowe mają tendencję do tworzenia relatywnie zamkniętych kręgów ludzi sobie podobnych. Pisowcy gaworzą z pisowcami, a platformersi z platformersami. To nie są zważone statystycznie grupy, w których ktoś kogoś może przekonać argumentami. Te społeczności raczej utwierdzają się wzajemnie w swoich przekonaniach.

Internetem rzeczywiście można wygrać, ale czasem. Wówczas, gdy fala społecznego niezadowolenia nie znajduje ujścia w mediach oficjalnych. Wtedy - tak, sieć niesie zmianę.

Z kolei mając przeciwko sobie media oficjalne, można przegrać niemal zawsze. Poza sytuacjami wyjątkowymi, gdy coś ukrytego pod powierzchnią życia społecznego nagle się objawia.

Zwłaszcza tu, w Polsce, musimy pamiętać o hańbie przemysłu pogardy wymierzonego w śp. Lecha Kaczyńskiego. Przemysłu, który dziś próbują - nieśmiało jeszcze - znów reanimować. Kto nie wierzy niech zobaczy wczorajszy dialog red. Lisa z Ryszardem Petru, w których panowie dali już posmak tego, co może nas czekać.

A więc zmiany instytucjonalne są potrzebne. Nie dlatego, by się odegrać, nie dla interesu politycznego opozycji. Chodzi o wyrównanie dramatycznego dziś przechyłu.

Przechyłu w sumie absurdalnego. Oto oglądane głównie na wsi „Wiadomości” TVP1 poświęcają większość materiałów pytaniu „dlaczego Komorowski przegrał”, a nie „dlaczego Duda wygrał”. No i zachowują się jak w żałobie, choć akurat kandydat ich widzów wygrał. Bo przecież do wieś i młodzież dały kandydatowi PiS zwycięstwo.

PS. Uważam, że ostatnia kampania to również wielki argument ZA utrzymaniem (może zreformowanej) ciszy wyborczej. Jaki byłby wynik, gdyby media atakowały Polaków do niedzieli wieczór w stylu piątkowego wieczoru?

Czy te kilkadziesiąt godzin ciszy nie pomogło uspokoić emocji? Czy nie dało szansy kandydatowi po prostu lepszemu?

Autor

Nowy portal informacyjny telewizji wPolsce24.tv Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych