Jan Pospieszalski dla wPolityce.pl: Przypadek Bieńkowskiej pokazuje, że mit o kompetencjach PO pryska jak bańka mydlana

PAP/EPA
PAP/EPA

Patrząc na przypadek Bieńkowskiej, trzeba chyba dojść do wniosku, że media mainstreamowe mówią o politykach PO dobrze nawet wtedy, gdy z prawdą nie ma to nic wspólnego z prawdą.

Jak zwykle mamy do czynienia wśród przedstawicieli mediów tzw. głównego nurtu kompletną niezdolność do krytycznego spojrzenia na PO. Choć ja oczywiście nie mam złudzeń co do tego, że UE jest strukturą niewydolną, źle funkcjonującą, źle zarządzaną, na którą wpływ mają najsilniejsze państwa i gdzie procedury demokratyczne szwankują. Ale w tych niewielu miejscach, gdzie nasz głos jeszcze się liczy, gdzie jesteśmy na równych prawach z innymi państwami, to okazuje się, że nasze najlepsze siły, to mit wielkich kompetencji, jakie miała posiadać pani Elżbieta Bieńkowska, opromieniona sławą jako wybitną znawczynią prawa europejskiego, w kontakcie z rzeczywistością pryska jak bańka mydlana.

Ktoś choć liznął choć kawałek PRL wie, że towarzysze redaktorzy, towarzysze dziennikarze dwoili się i troili, aby pokazać partyjnych bonzów w pozytywnym świetle. Polacy wciąż mają w sporej mierze do czynienia z ordynarnym kłamstwem w mediach. Są poniekąd w dużym niebezpieczeństwie, bo nie posiadają prawdziwej wiedzy o świecie, o rządzących.

Tak, ale jest też na odwrót. Tam, gdzie faktycznie mamy duże osiągnięcia, tam optyka komentatorów naszego życia publicznego w ogóle nie sięga. Polska odnosi spektakularne sukcesy, studenci wygrywają międzynarodowe konkursy. Polscy artyści zdobywają laury w wielu miejscach świata. Obejmują prestiżowe stanowiska. Przytoczę tylko jeden przykład – Krzyśka Urbańskiego – chłopaka z Pabianic, który w wielu 27 lat został dyrektorem artystycznym jednej z największej orkiestr amerykańskich w Indianapolis Symphony Orchestra. To się wcześniej nie zdarzyło w historii, aby tak młody człowiek już zaszedł tak daleko. Tam gdzie Polska odnosi realne sukcesy, wrażliwość i optyka dziennikarzy z wiodących mediów w ogóle nie sięga. Są tak uwiązani do kieratu propagandy, że nie są w stanie informować o realnych sukcesach Polaków.

Czy to uwiązanie do „kieratu władzy” to efekt tego, że media mainstreamowe poprzez swych właścicieli i twórców sięgają korzeniami do PRL, czy też raczej efekt nowszych, już z III RP powiązań biznesowo-politycznych tychże właścicieli?

Jedno i drugie. Wielu dziennikarzy jest kompletnie niesuwerennych. Są oni wmontowani w struktury elit postpeerelowskich, które wciąż wiele mają do powiedzenia w naszym kraju. Właściciele firm medialnych, w których pracują ci dziennikarze mają: a – swoje biografie, b – swoje interesy. Oni nie mają interesu w tym, aby media traktować jako wypełnianie służby publicznej. To im się zwyczajnie nie opłaca.

Rozmawiał Sławomir Sieradzki

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.