TYLKO U NAS. Fragment "Alfabetu Salonu" Krzysztofa Feusette'a: "Jacek Pałasiński - bloger zombie i mokre ślady jego nienawiści"

materiałyprasowe
materiałyprasowe

Minął raptem miesiąc od katastrofy w Smoleńsku, gdy starszy TVN-owski spec od Watykanu (młodszym, jak wiemy, jest red. Szymon Hołownia) pisał na blogu w reakcji na rosnące poparcie dla PiS:

Czy to możliwe, żeby co trzeci obywatel akceptował nieustanne gwałcenie ducha i litery owego Prawa, które Kaczyński szumnie umieścił w nazwie ostatniego z założonych przez siebie ugrupowań, ugrupowań, które służą wyłącznie promocji jego chorej ambicji, która kazała mu pochować swoje alter ego bezwstydnie na Wawelu? No, tak – przychodzi na mnie po chwili refleksja – to możliwe. Mówimy w końcu o narodzie, który przedłożył Tymińskiego nad Mazowieckiego.

Trudno o większe dowody miłości dla rodaków, prawda? A jednak smutno jakoś, że ktoś o tak niewyparzonym piórze może wpływać na opinię publiczną. Szczęście w nieszczęściu, że na wizji podobnych seansów miłości nikt na razie nie pozwala mu urządzać. A może po prostu sam się pilnuje, bo twarz takim emocjom dawać to jednak jest wstyd nawet dla Pałasińskiego. Cóż, kiedy ani siwe włosy, ani fakt, że kojarzy się Polakom przede wszystkim ze wzruszającym i przejmującym do szpiku pamięci odchodzeniem świętego Jana Pawła II, nie zniechęciły go do licznych szarż z publicystycznym granatem w dłoni na elektorat największej partii opozycyjnej.

Co gorsza, szarże te w przypadku każdego innego dziennikarza musiałyby budzić niesmak, a jeśli rzecz dotyczy człowieka specjalizującego się w relacjach z Watykanu i Rzymu, sprawa jest przykra podwójnie. Pamiętam swój „pierwszy raz” z prywatną publicystyką red. Pałasińskiego na jego blogu. To było zaraz po zabójstwie Marka Rosiaka przez byłego członka PO, Ryszarda Cybę. I cóż redaktor jednej z bardziej zasłużonych dla przemysłu pogardy - wobec „Kaczorów”, „pisiorów” i „pisowskich faszystów” - telewizji pisze widzom i czytelnikom? Cytat obszerny, podobnie zresztą jak moje oczy przy pierwszej lekturze.

Przemoc to PiS, słowny bandytyzm to PiS, chaos to PiS, nieustanna awantura to PiS, węszenie spisków i wrogów wszędzie to PiS, codzienne, uparte szkodzenie Polsce i Polakom to PiS. (…) PiS nie jest partią jak wszystkie inne. To czysta bolszewia pod każdym względem, podlana sosem nacjonalizmu i fałszywej jak trzydolarówka religijności. (…) Jarosław K. osobą zdrową psychicznie z pewnością nie jest. Pierwsze badanie dowiedzie tego ponad wszelką wątpliwość. (…) Taksówkarz z Częstochowy zrobił tak wielką przysługę PiS, że mnie, prostolinijnego, nachodzi pytanie: której to partii on rzeczywiście nienawidził.

Chwila przerwy, bo trzeba przewietrzyć. Zaraz potem nie sobie, a Kaczyńskiemu przypisuje oczywiście Pałasiński wtrącanie do debaty publicznej „słów nienawiści, obelg, insynuacji niemających najmniejszego pokrycia”.

Moja wina – za późno odkryłem te blogowe zapiski, a przecież już w dwa lata po śmierci polskiego Papieża sunął buldożerem po wszystkim, co drogie było sercu Jana Pawła II. Kiedy prezes PiS, wtedy szef rządu, pojechał na Jasną Górę, Pałasiński harczał, dyszał i rzęził naprawdę agonalnie. Wydaje się zresztą, że nawet Olbrychski (patrz: Olbrychski Daniel) to przy nim oaza spokoju. Proszę odłożyć napoje, bo są ludzie, którzy na takie występy reagują spazmatycznym śmiechem, choć rzecz jest ponownie raczej z gatunku żenujących.

Nie uwłaczając nikomu, to, Panie Premierze – pisał do Kaczyńskiego - na Jasnej Górze stała przed Panem Polska na zasiłku, Polska najmniej twórcza, Polska nie umiejąca produkować bogactwa, Polska niewykształcona, Polska zaściankowa, Polska nieprzygotowana do stawienia czoła wyzwaniom współczesności, Polska zabobonna, Polska czerpiąca swą siłę do przetrwania z chorobliwej nienawiści do wszystkiego co czyste, szlachetne i mądre, Polska, która podzieli się wedle własnego życzenia, Polska mentalnie zakorzeniona w komunizmie, Polska, która za Polskę nigdy się nie biła, Polska budująca dla Polaków małe, krzywe i szare domy, Polska nie potrafiąca nawet wybudować gładkiej szosy, Polska rozkradająca własność prywatną i publiczną, Polska z pochodów na 22 lipca, Polska szmalcowników i donosicieli, Polska podła i głupia. To Pan wybrał sobie taką Polskę i chce do niej przynależeć. My nie.

Kim są „my”, Pałasiński nie precyzował. Być może już wtedy chodziło o redakcję publicystyczną TVN24 i jej ekspertów? Tyle że tam tego typu słowa nie zdarzają się przecież nawet Sobieniowskiemu (patrz: Sobieniowski Jakub). Kiedy indziej ten biedny, bo głęboko zamknięty w swej nienawiści redaktor nazywał tych, których nie cierpi „Czarną Polską”.

Bogu dzięki, że wodzem Czarnej Polski nie okrzyknął się ktoś mądrzejszy, bo wtedy biada nam, biada Europie. (…) Czarna Polska. Ona istnieje i choć jest marginesem, to jest groźna. Stanowi nieustanne zagrożenie dla Polski i Polaków, konstans w naszych dziejach; jej zwycięstwo to chaos i anarchia, to rozbiory i poniżenie.

Często publikuje na portalu założonym przez red. Bratkowskiego (patrz: Bratkowski Stefan) – StudioOpinii.pl. Tam też jego gęste od jadu zapiski są szczególnie mile widziane. Np. taka, z sierpnia 2013 roku:

Polska na szczęście nie ma w tym okresie wrogów zewnętrznych. Ma za to groźnych wrogów wewnętrznych. Lud Wolsko-smoleński. Nie spocznie, póki Polski nie zniszczy, nie rozwali, nie spowoduje implozji. Wewnętrzny wróg toczy przeciw Polsce nieustanną wojnę domową. Wszystkie chwyty są dozwolone. Polacy zawsze mieli nadzieję, że istnieje jakieś minimum, jakiś wspólny mianownik, jakaś wartość, która łączy Polaków i Wolaków. Dzisiaj wiemy już, że nadzieje Polaków były płonne: nie ma nic, co by Polaków i Wolaków łączyło. Nadzieje na dialog, porozumienie, są urojeniem. „Polaków jest więcej” – powiecie – „może by tak spuścić Wolakom manto; są tchórzami z natury, następnym razem będą siedzieć cicho”. Ale to byłby ich triumf: sprowadzić Polaków do swojego poziomu, zmusić szlachetny naród do walki ich cuchnącą bronią. Polacy czymś się muszą od Wolaków różnić.

Niezwykle dużo w tym miłości bliźniego, ale jeszcze więcej tolerancji dla odmiennych poglądów, prawda? Bo i znany jest z tego red. Pałasiński nawet na Facebooku, z którego korzysta dość chętnie w słusznej sprawie umacniania władzy tak samo (przynajmniej on w to wierzy) nienawidzącej „Kaczorów”, „pisiorów” i „pisowskich faszystów”. Dlatego przed referendum w sprawie odwołania ze stanowiska prezydent Warszawy, Hanny Gronkiewicz-Waltz zapowiedział wyraźnie i dużo bardziej stanowczo niż ktokolwiek z Platformy – albo jest się „za” panią prezydent, albo won z życia i Facebooka red. Pałasińskiego. „Zwolennicy odwołania p. Hanny Gronkiewicz-Waltz, najlepszego burmistrza w historii mojego rodzinnego miasta, niestety wylatują z grona znajomych. Bye!” - ogłosił na Fb dziennikarz TVN24. Co zabawne – przy okazji także członek Stowarzyszenia Wolnego Słowa…

Cóż, kiedy jest w Internecie także druga, mniej zawzięta twarz Pałasińskiego. Znany jest bowiem z mocnych wpadek na ekranie. Jak ta, gdy po katastrofie samolotu linii Air France, który zniknął z radarów nad amazońską dżunglą - jako „jedyne chyba zdjęcia fotograficzne zrobione w momencie awarii boeinga” pokazywał zdjęcie z… amerykańskiego serialu fabularnego „Lost” (Zagubieni). Dramatyczne fotografie pokazywały rozpadającą się od środka kabinę pasażerską. Pałasiński przekonywał, że wykonał je pasażer, którego późniejszy los jest nieznany…

Kolejna wpadziocha wyszła w marcu 2011 i znowu w związku z tragedią.

Kataklizm… Proszę popatrzeć przede wszystkim na mapę Japonii, jak państwo widzą, składa się z czterech wielkich wysp… Hokkaido na samej północy, potem Honsiu, Sikkoku i Kiusiu… na samym południu. Potem jeszcze długi archipelag wysp Riukiu z Okinawą… No i na górze sporne Wyspy Kurylskie. Ale trzęsienie ziemi wystąpiło…

— dukał na żywo Pałasiński. Ale mapa nie była dobra, więc zupełnie wybiła go z rytmu. Przekonany o tym, że nie zszedł już z fonii i wizji, palnął wreszcie: „Po chuj ta mapa?!”.

Szkoda, że nie sypnął tak przy relacjach z ostatnich dni Jana Pawła II, bo byłaby wtedy szansa, że przeprowadzać nas przez ten trudny i pamiętny czas będzie jednak ktoś znacznie mniej skuty lodem i Bóg wie, czym jeszcze.

Tekst pochodzi z książki „Alfabet Salonu”, która ukaże 10 września nakładem wydawnictwa Fronda.

Uwaga! KSIĄŻKĘ MOŻNA JUŻ SZYBKO I TANIO KUPIĆ W NASZYM wSklepiku.pl

Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych