Głos radia wpływu, czyli o Głosie Rosji i wsparciu polskich "dziennikarzy" dla tuby Kremla

Rys. Andrzej Krauze
Rys. Andrzej Krauze

Większość artykułów na polskojęzycznej stronie Radia Głos Rosji może nas denerwować. I słusznie. Jeszcze bardziej to, że polskie argumenty nie przebijają się do opinii publicznej w Rosji.

Na stronie www.polish.ruvr.ru znajduje się informacja o radiu, które jeszcze w latach 20. ub. wieku powstało, aby szerzyć za granicą sowiecką propagandę:

„Głos Rosji” to państwowa spółka multimedialna, nadająca na zagranicę od 29 października 1929 roku. Jest najstarszą stacją radiową w Rosji. Już od 80 lat kształtuje wizerunek naszego kraju na całym świecie. Misją radia jest przybliżenie społeczności światowej życia Rosji, jej podejścia do wydarzeń na świecie, a także umocnienie pozytywnego wizerunku Rosji na świecie, podtrzymanie aktywnego dialogu z rodakami za granicą, promowanie kultury i języka rosyjskiego. […] Nasze hasło brzmi: „Rozmawiamy z całym światem””. W latach 90. „Moskwa” w nazwie stacji ustąpiła miejsca Rosji, ale profil radia, jak widać, zmienił się nieznacznie.

Niedawno Głos Rosji wspiął się na wyżyny antypolskiej propagandy, co zauważyła nawet Gazeta Wyborcza. Opublikował bowiem sfabrykowaną informację, której nikt w Polsce nie potraktowałby poważnie. Pewnie dlatego tekstu „Żyjący na Ukrainie Polacy żądają autonomii” nie ma na polskiej stronie rozgłośni. Ale artykuł można przeczytać na stronie angielskojęzycznej. Za Gazetą Wyborczą: „Dziennikarka Ksenia Melnikowa przekonuje, że Polacy, którzy żyją na terenie obwodu żytomierskiego na północy Ukrainy, domagają się referendum, autonomii regionu i szerokich samorządowych uprawnień. Paradoksalnie właśnie tego żądają prorosyjscy separatyści na wschodzie kraju. Rosyjska dziennikarka jako dowód na polski separatyzm przytacza wypowiedzi anonimowych przedstawicieli polskiej mniejszości.

W ciągu ostatnich dekad przeżywają trudne czasy z powodu dyskryminacji ze strony władz ukraińskich

— przekonuje.

Polskie władze popierają pomysł, aby przyłączyć region do Polski. W ciągu ostatnich lat hojnie rozdawały polskie paszporty na terytorium Ukrainy. Przy aprobacie Warszawy Polacy na Ukrainie zaczęli się domagać od władz w Kijowie przywrócenia nadającej po polsku telewizji, zgody na nazywanie po polsku ulic w obwodzie żytomierskim, a także otwierania szkół i przedszkoli z językiem polskim

—- pisze Ksenia Melnikowa.

W Warszawie wydawane są już mapy, które pokazują części Ukrainy jako polskie

— dodaje. [Cały tekst:] (http://wyborcza.pl/1,76842,15867597,_Glos_Rosji___Polacy_szykuja_rozbior_Ukrainy__Zadaja.html#ixzz3290ltlZM)

Sprostowania tych bzdur nie zauważyłem.

Korespondentem Radia Głos Rosji w Polsce jest Leonid Sigan. Doświadczony dziennikarz z kilkudziesięcioletnim stażem – zaczynał jako spiker tworzonej stacji radiowej Związku Polskich Patriotów w Moskwie.

Potrafi użyć argumentów i przekonać do rozmowy. Tak jak np. księdza Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego o wystawie „Majdan” w Katowicach. Jej współorganizatorami był Instytut Pamięci Narodowej i władze miasta. Na plakacie promującym wystawę widniała czerwono-czarna flaga nacjonalistów UPA. Znalazł się też portret Jewhena Konowalca, zwolennika kolaboracji z Hitlerem. Oburzyło to księdza.

Wywiad Sigana był zatytułowany „Apologeci banderowców z Instytutu Pamięci Narodowej”. Oburzenie księdza na organizatorów wystawy zostało wykorzystane do ataku na IPN, co można wywnioskować z zadawanych przez Sigana pytań:

Ksiądz wystosował list otwarty do organizatorów, w którym stwierdza, że Trzecia Rzeczpospolita ze względu na tak zwaną poprawność polityczną nie przejawia zbytniej troski o szerzenie wiadomości o ludobójstwie upowców na Polakach w czasie drugiej wojny światowej. Czy władze, a nawet opozycyjne partie nie są zainteresowane w szerzeniu prawdy?

Co Ksiądz myśli – czy to zwykła ignorancja, czy też świadoma deklaracja polityczna?

Podobnie jak wywiady i dobór rozmówców L. Sigana ciekawy jest dział strony internetowej Głosu Rosji - „Punkt widzenia”. Znajdują się w nim przedruki artykułów z polskiej prasy i felietony polskich dziennikarzy. – Rosjanie nie są amatorami, i doskonale wiedzą jak wpływać na opinię publiczną. Dywersja psychologiczna, agentura wpływu – to znane środki z wachlarza możliwości służb specjalnych – mówi emerytowany oficer SKW.

Eksponowany jest artykuł „W kleszczach IPN” Piotra Dybicza („Pierwszy zastępca redaktora naczelnego”) lewicowego „Przeglądu”. Artykuł długi, i w dwóch częściach. Myśl przewodnia artykułu Dybicza łatwa do rozszyfrowania – „Ten wstrętny IPN i paskudna lustracja”:

IPN został powołany do życia w 1999 r. Przez 15 lat z publicznej kasy dostał ponad 2 mld zł. Pora na dokonanie bilansu tej instytucji, która już u zarania budziła zdziwienie. Oto bowiem funkcję z założenia archiwalno-badawczą połączono z funkcją prokuratorską. Z tą ostatnią funkcją wiąże się lustracja.Itp., itd.

Publicystką Głosu Rosji jest Agnieszka Wołk-Łaniewska, dziennikarka NIE, która tak jest reklamowana na stronie tygodnika: „Kocham swoją pracę, swoje nałogi i cudzych mężów. Nie wierzę w bozię, horoskop i zamach smoleński. Wierzę w przyjaciół i socjalizm. Urodziłam się w Warszawie, a umrę w Sopocie, z przepicia w sędziwej starości.” Z Dybiczem łączy ją awersja do PiS. Jednakże w odróżnieniu od Dybicza, Wołk-Łaniewska jest inteligentną dziennikarką, a używane argumenty są precyzyjne, dobrze wybrane i przemawiające do czytelników Głosu Rosji. „O ile większość Zachodu podchodzi do sytuacji na Ukrainie w sposób w miarę rozsądny, ważąc racje obu stron i własne interesy, co odbija się też w przekazie zachodnich mediów – polscy dziennikarze wyruszyli na zbiorową wojnę z Rosją i ich przekaz jest nie mniej jednostronny, nieobiektywny i zideologizowany, niż „sowiecka propaganda”, którą krytykują.

W sposób niezwykle dobitny widać to było w doniesieniach na temat masowego mordu, którego obrońcy jedności Ukrainy – czytaj faszyści z Prawego Sektora przy współpracy ukraińskich kiboli – dopuścili się 2 maja w Odessie. Ukraińscy patrioci podpalili tam miasteczko namiotowe przeciwników Majdanu na Kulikowym Polu, zagnali jego uczestników do budynku związków zawodowych, po czym podpalili sam budynek. Polskie media donosiły o tym w kategoriach doskonale bezosobowych: „doszło do zamieszek”, „nastąpiła konfrontacja”, „budynek został podpalony”. Rosyjskie z kolei porównywały tragedię w Odessie do Oświęcimia. To oczywiście przesada. Jest jednak w polskiej historii analogia nader stosowna – a mianowicie Jedwabne. Choćby z tego powodu powinniśmy być bardzo ostrożni, szukając usprawiedliwień dla wściekłego tłumu, który podpala budynki pełne ludzi, w których widzi „obcych”. polish.ruvr.ru/2014_05_09/Polska-mala-wojenka-5138

Znakomicie w linię sowieckiej propagandy wpasowuje się niejaki Cyprian Darczewski, reklamowany jako „polski publicysta”. Nietrudno odkryć, kogo lubi, a kogo nie.

Wódka mszalna – smoleńska” sprzed roku: „Nienawidzę spekulacji na temat katastrofy pod Smoleńskiem. Wciąganie w nią jest dowodem na schizofrenię prowodyrów. Bezdusznych, cynicznych, egoistycznych i podłych jednostek, harcujących na grobach ofiar w nadziei na korzyści polityczne. I co miałyby im dać wygrane wybory? – łagry dla polityków PO, szubienice dla tych z SLD i publiczne ukamieniowania tych z Ruchu Palikota?[…] A harce na grobach i uczuciach bliskich ofiar katastrofy? Hm, polityka nie uznaje sentymentów. Nie ma uczuć, nie ma skrupułów tam gdzie jest cel: budowa „idealnej harmonii społecznej.

Czas na emigrację? Na pewno warto pomyśleć już o bagażu. Oczywiście, jeśli pozwolą zabrać bagaż”.

Rok temu („Gdzie grzebać Chińczyków?”): „Nie dziwi ustabilizowane i relatywnie wysokie poparcie deklarowane dla Sojuszu Lewicy Demokratycznej (SLD). Rozważna i spokojna postawa liderów, aktywność w terenie, stała praca nad programem i wyważone reakcje na bieżące wydarzenia przynoszą efekt. Notowania tej partii są już dwukrotnie wyższe od wyniku wyborczego osiągniętego w ostatnich wyborach parlamentarnych. Nie dziwią słabe notowania Ruchu Palikota (RP). Przypadkowe środowisko, od – do niedawna – klerykała Janusza Palikota (wydawcy klerykalnego tygodnika „OZON”) do skrajnego antyklerykała Romana Kotlińskiego (aktualnego wydawcę antyklerykalnego tygodnika „FAKTY i MITY”)”.

Darczewski w swoim ostatnim artykule „To ja, ruski agent” wykazał się profetycznymi zdolnościami:

Strach w Polsce pisać o Rosji i Ukrainie. Jeśli pisanie jest rezultatem myślenia – co wcale nie jest oczywiste (można przecież pisać bez używania mózgu), łatwo zostać zdrajcą, albo chociaż „rosyjskim agentem wpływu. […] Bycie ruskim szpiegiem przestało mi przeszkadzać. Wkurza mnie tylko trochę jedzenie pierogów z ziemniakami i serem (zwanych w Polsce „ruskimi”), bo ich po prostu nie lubię. W Polsce każdy jest sowietologiem. Każdy o Rosji wie wszystko.

Tomasz Szymborski

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych