Demokracja obywatelska sterowana. D jak Dominika od Michnika, Donald, Drzewiecki, Dukaczewski, Dworak

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. YouTube
Fot. YouTube

Już dawno temu mój ukochany Tocqueville napisał, że amerykańska demokracja przetrwa tylko do czasu, kiedy władza odkryje, iż można przekupić naród jego własnymi pieniędzmi. Oryginalna myśl, jedna z wielu, które mnie u niego zafascynowały. Kiedy zatem podkładaliśmy podwaliny pod nasz ruch obywatelski, długo analizowaliśmy pisma Tocqueville„`a. Oczywiście, nie chodziło nam po głowie żadne przekupstwo, nic z tych rzeczy. Raczej zastanawialiśmy się, skąd ci Amerykanie wezmą tyle pieniędzy, żeby skorumpować cały naród?

To nas bardzo frapowało, bo owszem, amerykańskiej elicie władzy powodzi się doskonale, jednak nie na tyle, żeby mogli trzysta milionów ludzi skaptować materialnymi bodźcami, że się tak wyrażę. Głowiliśmy się więc z Pawłem nad ową zagadką długo, aż poznaliśmy przyszłego czarodzieja budżetu, czworga imion Rostowskiego. On przyniósł jak na tacy rozwiązanie problemu i dalej poszło jak z płatka. No, ale to tak dygresyjnie, bo naszemu Wincentemu należy się osobny wątek w Alfabecie.

A skoro o Tocqueville„`u mowa, to nie można nie wspomnieć o filarach, na których oparliśmy naszą autorską odmianę demokracji. Ujmując hasłowo są to: ciepła woda w kranie; liczy się tu i teraz; małe kroki w reformach; nie róbmy polityki; stawiajmy na miłość i zaufanie obywateli; pokorne cielę dwie matki ssie i tym podobne wynalazki politologiczne. Paweł zaproponował kiedyś hasło „wasze ulice i rowery, nasze służby i serwery”, ale uznaliśmy je za zbyt obcesowe i frywolne, nawet jak na polskie warunki. Z kolei w ujęciu liczbowym nasza obywatelska idea brzmi mniej więcej tak: jedno okienko, druga Irlandia, trzecia fala nowoczesności, cztery płaszczyzny rozwoju itp., itd.

Mógłbym wymieniać tak w nieskończoność. Generalnie bowiem rzecz się zasadza na pewnych innowacyjnych wynalazkach z dziedziny politologii, które są niby oczywiste, ale mało kto próbował je wykorzystać w praktyce. Na przykład tak zwana pamięć elektoratu, którą niesłusznie się traktuje jak pamięć pojedynczej osoby, a to jest klasyczny błąd skali. Elektorat ma bowiem pamięć kury domowej, która zapamiętuje wyłącznie gładkie frazy, jak na przykład jesienna ofensywa legislacyjna. Natomiast kwestia, czy jakaś ofensywa się odbyła i co to w ogóle miało znaczyć, czego dotyczyć, kto miał to przeprowadzić i w jakim celu - to już elektoratu nie obchodzi, bo przeciąża tak zwane synapsy, czyli komórki w mózgu, co się objawia bólem głowy elektoratu. A nikt nie lubi, jak mu łeb pęka, obojętnie czy od wiedzy, czy od wczorajszej imprezy.

Te proste prawdy czerpią obficie nasi spin doktorzy z archiwów słynnej propagandy sukcesu, a jej korzenie sięgają z kolei do czasów przedwojennego doktora G., znanego politologa zza Odry i Nysy Łużyckiej. Nie mylić ze znanym polskim chirurgiem sponiewieranym przez pisowskich oprawców. Ten doktor G. ma na koncie liczne grepsy oraz przemyślenia, które nic nie straciły ze swojej świeżości, co widać, słychać, a przede wszystkim czuć w naszej strategii. Resztę, to znaczy techniczne szczegóły przekazu załatwia nam tak zwany główny strumień medialny, z cudzoziemska zwany także mainstream`em.

Dominika Wielowieyska

Dominika od Michnika – powtarza często Paweł, dlatego dałem ją pod literą D, a nie pod W. Dominika to samo creme de la creme głównego strumienia. Na pierwszy rzut oka blondynka, za którą nie dałbyś trzech groszy, ale odwala robotę za czterech redaktorów rodzaju męskiego. Na sto procent zawsze stanie po słusznej stronie mocy i przyłoży ciemnogrodowi, a zrobi to z taką naturalną niewinnością, że nikt nie posądzi jej o brak obiektywizmu. Zadaje po prostu kłam obiegowej opinii o blondynkach. No i pracowita jest, jak nie przymierzając ta mrówka leśna. Dwoi się i troi w oczach, tu ją czytasz w gazecie, za chwilę słyszysz w jakimś tokefemie, jeszcze za moment widzisz w Tej Naszej Telewizji albo w Tej Drugiej Telewizji. Dosłownie jak kameleon jakiś, co skacze z kwiatka na kwiatek. Radość o poranku i pociecha o zmroku, mawiają o niej sztabowcy z mojego pijarowskiego sztabu. W ogóle jest bardzo przyjemna w konwersacji, niezwykle dociekliwa, gdy chodzi o pisowskie insynuacje i pełna tkliwego zrozumienia, gdy idzie o najwyższe standardy naszej obywatelskiej partii. Sama słoneczna radość i szczęście.

Donald Franciszek

Żeby ten alfabet był kompletny nie mogłem sobie odmówić skomentowania znaczenia imion, które zostały mi nadane na chrzcie przez rodziców, o ile dobrze pamiętam. Według znawców tematu pierwsze moje imię oznacza „króla na ziemi”. W żadnym wypadku proszę tego nie traktować jako wyrazu pychy, gdyż takie wyrazy są mi obce. Ja tego króla nie wymyśliłem. Cytuję to wyłącznie dla ścisłości przekazu. Jak wszystkim wiadomo, na pierwsze mam Donald. Źródła podają, że mężczyźni noszący to imię są wręcz stworzeni do działania i refleksji, a także nienasyceni – czyli mówiąc po prostu – chłopaki do bitki i do wypitki. Co prawda Paweł się krzywi, gdy to mówię, ale jemu mało kto dorówna w tych kategoriach, zwłaszcza w kwestii wypitki. Dla porządku dodam, że na drugie mam Franciszek, a to z kolei jest typ nieśmiały oraz pełen wątpliwości. Zastanawiałem się, jak można takie cechy pogodzić w jednej osobie? W końcu doszedłem do istoty rzeczy - przed południem jestem niezwykle pewny siebie, ale potem nabieram wątpliwości, czy to na pewno ja, kiedy wieczorem oglądam siebie w telewizji. To by się zgadzało.

Drzewiecki Mirosław

Miro ma w sobie pewną wrodzoną niefrasobliwość, gdy chodzi o dokumenty, gdyż to jest brat łata o nieposkromionej fantazji, koneser i w ogóle cygan w sensie cyganerii oraz ogólnym. Dla kawału dałby się powiesić, a z drugiej strony potrafi naprędce przygotować zupę z przysłowiowego gwoździa. Kiedy go miałem u siebie w Alejach, to z niczego taką imprezę zrobił, że kancelaria się w posadach trzęsła. Natomiast za biurko nie zapędzisz go nawet kijem. Taki nasz wesoły sanitariusz.

Dlatego zdarzyło mu się, że coś tam podpisał, nie zagłębiając się fanatycznie w treść pisma, bo i po co, skoro to fachowcy napisali? Ale ślepy traf chciał, że chodziło o pół miliarda, czy około tego. Poza wszystkim trzeba brać pod uwagę, że Miro odebrał staranną kindersztubę i niechętnie zagląda do korespondencji, nawet jeśli ma być przez niego podpisana. Taki ma feblik na tle savoir vivre’u, bo skorupka salonem za młodu nasiąkła i koniec kropka. Skorupki na stare lata nie zmienisz, drzewa nie przesadzisz, a na rozum już za późno, jak mówi ludowe porzekadło. Takie przypadki się zdarzają nawet na najwyższych stanowiskach. Ja sam kiedyś podpisałem bez czytania jakieś ACTA i przypomniałem sobie o nich dopiero, jak ludzie wyszli na ulice. Swoją drogą, ludziska to mają zdrowie, żeby w siwy mróz wyłazić z domu, bo ktoś coś podpisał albo i nie podpisał. Mało to się akt przez kancelarię przewija? Gdyby wszystko czytać, to nikt w rządzie nie miałby czasu na pracę koncepcyjną, do której każdy członek rządu jest przecież powołany.

Sam się nieraz zastanawiałem, jak Miro zrobił majątek z tym swoim artystycznym podejściem do pieniędzy? W tym sensie ja się nie dziwię, że ten cały Kamiński właśnie jego wziął na celownik, bo przy całej swojej poczciwej naiwności jest bezradny wobec pisowskich prowokatorów. Dlatego ja zaraz po tym brudnym donosie poszedłem do niego i odebrawszy przyrzeczenie zachowania tajemnicy państwowej, zapytałem bez ogródek, czy to prawda, co o nim mówią ci nikczemnicy z CBA? Miro wytrzeszczył na mnie te swoje maślane oczy i bez namysłu zaprzeczył. A ja mu uwierzyłem i do dzisiaj wierzę, gdyż zawsze spełniał kryteria polityki miłości i zaufania. No, ale pismactwo tak się rozpanoszyło, że nawet główny strumień był bezradny w odpieraniu napaści i szczery państwowiec musiał pójść w odstawkę.

Dukaczewski Marek

Radek go bardzo ceni, Bronek wręcz za nim przepada, a Janusz to się go radzi w każdej sprawie. Kwaśniewski ponoć bez niego kroku nie zrobił. Jeszcze inni z kolei mówią, że on jest długim ramieniem Moskwy. Czyli taki mocno obrotowy gość, jak nie przymierzając Światowid jakiś. Ja się specjalnie z nim nie zadaję, bo już dość mam bólu głowy z powodu jednego esbeka, co rzekomo naszą partię obywatelską zakładał, nie potrzebuję rozróby o drugiego typa. Dlatego trzymam go w tak zwanym półdystansie. Wystarczy mi kłopotów, że jego żona jest u mnie tłumaczką z rosyjskiego, po co mi jeszcze ambaras z mężem, to już by zakrawało na trójkąt bermudzki. To zresztą jest dziwny typ, ten Dukaczewski, bo kończył kursy szpiegowskie w Kraju Rad, a wierzy w jakieś czary mary, UFO, czy jak tam zwał te latające talerze. Jak on egzaminy w GRU zaliczył z takim zacofanym światopoglądem? Naprawdę ewenement dający do myślenia. Niby wszyscy wiemy, że ludzie mają swoje dziwactwa, ale jak wojskowe służby miały przetrwać z zabobonnym szefem? Może i do wróżki chodził się pytać o przyszłość?

Mnie on zmroził trochę, kiedy w czasie kampanii wyborczej zadeklarował, że wychyli szampana za zwycięstwo Bronka Komorowskiego. No – powiedziałem wtedy do Pawła – teraz dziad wbił kołek osinowy w kampanię wyborczą Bronka . Ale Paweł tylko ręką machnął, że skoro można było naczelnego ubeka mianować człowiekiem honoru, to i postsowiecki dinozaur nie przeszkodzi świadomym obywatelom zagłosować na partię obywatelską. A jak już jesteśmy przy ludziach honoru, to trzeba dodać, że Dukaczewski także robi za autorytet moralny w głównym strumieniu. Jako ekspert od patriotyzmu po moskiewskich kursach uwija się od stacji do rozgłośni, od studia do redakcji i podpowiada elektoratowi jak demaskować zdrajców ojczyzny. Takie czasy, powiada filozoficznie Paweł.

Dworak Jan

Nomen omen. Gdybym miał poprzestać na tych dwóch słowach, też byłoby dość. Dworak, jak sama nazwa wskazuje, służy we dworze, a ponieważ pałac autentycznie obywatelski mamy tylko jeden, więc siłą rzeczy służy u Bronka. Spełnia swoją posługę na odcinku mediów. Narzędzie regulacji głównego strumienia. Strażnik świeckości tegoż strumienia. Reduta Dworaka – tak między sobą nazywamy KRRiT, które jest samotną placówką pośród morza wojującego fundamentalizmu. Dlatego pisowcy przezywają go Ślimak. Jako były członek UD, UW, SKL i PO jest wzorcem apolityczności i jako taki – znowu nomen omen! - odpolitycznia media publiczne. Paweł nazywa go Naszym Semper Fidelisem i to wystarcza za wszystkie pochwały.

Seaman

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych