Jak leczyć ludzi z hoplofobii. Zadaniem każdego, kto strzela, lubi i posiada broń, jest tłumaczenie, jak jest naprawdę

Fot. freeimages.com
Fot. freeimages.com

Czym jest hoplofobia? Jak każda fobia – to irracjonalny strach, w tym wypadku przed bronią. Lewica, z zasady przeciwna posiadaniu broni przez obywateli z powodów ideologicznych, często twierdzi, że strach pochodzi z niewiedzy.

Paradoksalnie, akurat w przypadku broni tak faktycznie na ogół jest. Po strzelaninie w San Bernardino toczyłem w mediach społecznościowych dziesiątki dyskusji o dostępie do broni. W większości przypadków musiałem się spierać z opiniami absurdalnymi i opartymi na powtarzanych bezmyślnie kliszach. Dlatego – o czym mówiłem na sobotniej konwencji Ruchu Obywatelskiego Miłośników Broni, najprężniejszego obywatelskiego stowarzyszenia, grupującego strzelców – zadaniem każdego, kto strzela, lubi i posiada broń, jest tłumaczenie przerażonym hoplofobom, jak jest naprawdę.

Poniżej kilka najpopularniejszych mitów i klisz, dotyczących broni.

USA jest dużo broni i ciągle dochodzi do masakr. Do masowych strzelanin nie dochodzi „ciągle”, a liczba ofiar nie jest „ogromna”. Ta klisza ma swoje źródło w nagłaśnianych przez media przypadkach, które wyrwane są całkowicie z kontekstu statystyk.

Rocznie w USA ofiarą zabójstw pada około 12 tys. osób, z czego mniej niż 100 ginie w tzw. masowych strzelaninach. I to wszystko w kraju liczącym sobie ponad 300 mln ludności, gdzie na 100 osób przypada 112 sztuk broni, co daje Stanom Zjednoczonym pierwsze miejsce w rankingu. Polska jest na miejscu 141. Na 100 mieszkańców przypada u nas 1,3 sztuki broni.

Masowe strzelaniny często zdarzają się zresztą w obrębie gun free zones (stref wolnych od broni), bo sprawcy chcą mieć pewność, że wśród zaatakowanych nie znajdzie się uzbrojony obywatel, który przerwie ich zbrodnicze działania. Stąd masakry w szkołach czy na uniwersytetach.

W 2010 r. w USA było 8775 zabójstw z użyciem broni palnej (bez rozróżnienia na posiadaną legalnie i nielegalnie), czyli ok. dwóch trzecich ogólnej liczby zabójstw. Dla porównania – przeciętnie w ciągu roku w wypadkach samochodowych ginie tam od 32 do 45 tys. osób. Czy zwolenników ograniczenia dostępu do broni nie powinno to prowadzić do wniosku, że należy czym prędzej ograniczyć dostęp do samochodów?

Ilu ludziom w USA posiadana broń ratuje mienie, zdrowie lub życie? Trudno powiedzieć, ale jest to z pewnością liczba znacznie przewyższająca liczbę zabójstw z użyciem broni. Prowadzono różne studia, różnice się metodologiami. Najbardziej umiarkowane oceny mówią o co najmniej 50 tys. przypadków rocznie, inne nawet o 1-3 milionów przypadków DGU (defensive gun use). To dane z badań wiktymizacyjnych, a nie z policyjnych statystyk. W tym wypadku takie badania są znacznie miarodajniejsze (prawie zawsze zresztą badania wiktymizacyjne są wiarygodniejsze niż czysta statystyka policyjna), bo wiele przypadków DGU nie jest zgłaszanych policji – szczególnie, gdy dla odparcia ataku wystarczyło pokazanie broni i nie oddano strzału.

I teraz najważniejsze: pod pewnymi względami USA nie można traktować jako jakiegokolwiek punktu odniesienia dla sytuacji w Europie, przede wszystkim dlatego, że system wydawania pozwoleń jest tam całkiem inny. Każdy stan ma własne przepisy, ale generalnie na broń nie wydaje się pozwoleń, ale się ją licencjonuje. To rezultat odwrotnego niż w Europie sposobu myślenia: obywatelowi wolno to, czego mu się nie zabrania, zatem pojęcie „pozwolenia” w europejskim rozumieniu nie jest w USA znane. Natomiast pozwolenie może dotyczyć noszenia broni w ogóle lub sposobu jej noszenia. Najwyższą kategorią jest pozwolenie na noszenie broni w ukryciu. Paradoksalnie, polskie przepisy wymagają od posiadaczy broni właśnie tego, aby nosili ją w sposób „możliwie niewidoczny”.

Jeśli zatem słyszymy, że jakaś część przestępstw z użyciem broni została w USA popełniona z broni posiadanej „legalnie”, to trzeba pamiętać, że oznacza to coś całkiem innego niż w Europie – w wielu przypadkach chodzi o broń, przy zakupie której wymagano tylko pokazania dokumentu (zwykle prawa jazdy), bez jakichkolwiek procedur sprawdzających. Z europejskiego punktu widzenia Stany Zjednoczone nie mogą zatem być punktem odniesienia.

Warto jednak przypomnieć słynne słowa japońskiego admirała Yamamoto: „Inwazja na Stany Zjednoczone zakończy się porażką, bo każdy Amerykanin ma w domu broń i każdy z tych domów stanie się twierdzą”.

Broń w prywatnych rękach to masakry i strzelaniny na ulicach. Znajomy z ROMB powiedział mi, że w rozmowach z hoplofobami stosuje prosty trik. Pyta ich: „Jak myślisz, co by się działo, gdyby Polacy mieli jakieś pół miliona sztuk broni w domach?”. Rozmówca jest zwykle przerażony: „Jak to, co? Strzelaniny, masakry…”. Wtedy mój kolega oznajmia, że właśnie tyle mniej więcej jest w Polsce sztuk legalnie posiadanej przez prywatne osoby broni. A do tego zapewne kolejnych kilkaset tysięcy broni czarnoprochowej, która nie wymaga nawet rejestracji, więc dokładna liczba nie jest znana. A jednak nie słychać ani o strzelaninach, ani o masakrach. Jeżeli zdarzają się wypadki z bronią, w dużej części dotyczą osób posiadających broń służbową (m.in. policjantów), które nierzadko są z nią obyte znacznie słabiej niż prywatni posiadacze broni, spędzający znacznie więcej czasu na strzelnicy.

123
następna strona »

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.