Isabel pogrąża Marcinkiewicza: "Wziął mandarynkę, wycisnął i wyrzucił"

Czytaj więcej 50% taniej
Subskrybuj
fot. wPolityce.pl/"Super Express"
fot. wPolityce.pl/"Super Express"

Czuję się oszukana i wykorzystana. Skrzywdził kiedyś swoją pierwszą żonę, a teraz drugą. Pewnie będzie to robił nadal

— „Super Express” publikuje kolejną część zwierzeń Isabel, która nie zostawia suchej nitki na swoim nieczułym mężu Kazimierzu Marcinkiewiczu.

Druga żona byłego premiera wspomina bajeczne początki ich związku.

Na początku było tak świetnie! Skoczyłby za mną w ogień

— wyznaje.

Poznali się jesienią 2008 r. na warszawskim lotnisku przed wylotem do Londynu.

Jestem przekonana, że on się zakochał od pierwszego wejrzenia. Ja podchodziłam do tego spokojnie. Miałam w Londynie mnóstwo znajomych i na początku traktowałam go jako jednego z nich. Spotykaliśmy się co jakiś czas, pokazałam mu całe miasto. Miałam świadomość, że był premierem. Ale nie byłam tym jakoś podekscytowana. Czasami Polacy dziwnie na nas spoglądali, gdy spacerowaliśmy po ulicy. I tyle

— wspomina.

Potem wszystko potoczyło się dosyć szybko. Pół roku później „Kaz” wyznał Isabel miłość i poprosił ją o rękę.

W okresie narzeczeństwa szaleliśmy. Był zachwycony, gdy zaprosiłam go na koncert ulubionego zespołu Coldplay. W dniu koncertu miałam 40 stopni gorączki. Ale się poświęciłam. Chciałam mu sprawić przyjemność. Pamiętam, że kiedy jechaliśmy, to leżałam w samochodzie, tak mi było słabo. A on skakał na koncercie. Był przeszczęśliwy. Zresztą on bardzo lubił tańczyć, chodzić do klubów w Londynie i w Polsce

— opowiada.

Dużo podróżowali, a ich uczucie stawało się coraz bardziej gorące, do tego stopnia, że całymi dniami nie wychodzili z sypialni.

Było bardzo intensywnie. Chemia między nami była olbrzymia. On na początku miał zahamowania, opory, bał się. Ale szybko się rozkręcił. Było świetnie

— zdradza.

Marcinkiewicz był bardzo zazdrosny o swoją młodą partnerkę.

Pilnował mnie jak oka w głowie. Był bardzo zazdrosny. Wystarczyło, że uśmiechnęłam się do kelnera, a on przez kolejny tydzień wypominał mi tę sytuację. Pewnie wolałby, jakbym była cichą myszką, która nic nie mówi. I był zadowolony, kiedy milczałam na spotkaniach z jego znajomymi.

Pobrali się w Barcelonie i znów zaczęły się wojaże po świecie, podczas których było „bardzo dużo romantycznych chwil”.

Isabel uważa, że Kazimierzowi przestało na niej zależeć, kiedy sprowadzili się do Polski na przełomie 2012/2013 r.

Stawał się coraz bardziej oziębły. Mniej czasu spędzał ze mną, coraz rzadziej rozmawialiśmy. Potem z dnia na dzień wyprowadził się z domu

— opowiada.

Od kiedy opuściła szpital po wypadku samochodowym, nie odwiedził jej ani razu.

Kiedyś w jego SMS-ach były emocje, była wielka miłość. Teraz wiem, że to uczucie zgasło. Ale ja już nie mam siły, by o to walczyć

— dodaje rozgoryczona.

Twierdzi, że dla Kazimierza poświęciła naprawdę wiele.

Żyłam nadzieją, pisałam, jak mi źle bez niego, ale spotykała mnie z jego strony totalna znieczulica. Poświęciłam wiele lat temu związkowi, zmieniłam swoje życie. Przeprowadziłam się dla niego do Polski, żeby być obok. Można powiedzieć, że wziął mandarynkę, wycisnął i wyrzucił. Czuję się oszukana i wykorzystana. Skrzywdził kiedyś swoją pierwszą żonę, a teraz drugą. Pewnie będzie to robił nadal

— przestrzega Isabel Marcinkiewicz.

Było wielkie love story, a teraz zaczęło się publiczne pranie brudów. I pewnie trochę to potrwa, szczególnie jeśli „Kaz” również zacznie się wypłakiwać w ramiona dziennikarzy.

bzm/se.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych