Romaszewska: „Jeżeli nagle rozszerza się epidemia głosów nieważnych, sytuacja jest niesłychanie podejrzana”. NASZ WYWIAD

fot. profil A. Romaszewskiej na Facebooku
fot. profil A. Romaszewskiej na Facebooku

Każdemu mieszkańcowi Zachodu, jak się powie, że u nas w wyborach było powyżej 20 proc. głosów nieważnych, wyników po tygodniu nie ma, a system PKW był zhakowany, to szeroko oczy otwiera ze zdumienia i pyta: jakiś przewrót u was jest, czy co?! Ci, którzy gadają, że to normalne, powinni puknąć się młotkiem w głowę

— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Agnieszka Romaszewska, publicystka, szef telewizji Biełsat.

wPolityce.pl: Czy kryzys wyborczy może być przez kogoś sterowany?

Agnieszka Romaszewska: Nie jestem wielbicielką teorii spiskowych. Uważam, że spiski na świecie istnieją, ale tylko w ograniczonym zakresie. W tej chwili obserwujemy ogromną skłonność do nieustannego szukania we wszystkim drugiego dna. To niebezpieczne, gdyż często ludzie w ten sposób dochodzą do bierności. Bo skoro spisek jest tak wszechogarniający, to może nie należy nic robić. Dlatego nie chcę spekulować, czy to, co dzieje się z wyborami jest wynikiem jakiejś koncepcji, efektem monstrualnego bajzlu, przypadkiem, czy ktoś to wszystko zaplanował.

Co jest dla pani najważniejsze w sytuacji, z którą mamy do czynienia?

Najbardziej istotnym dla mnie aspektem jest problem podważenia zaufania do wyborów. Nie jest dla mnie najważniejsze w tej chwili, żeby snuć hipotezy, czy wybory były sfałszowane. Faktem jest, że wystarczająco znacząca rzesza obywateli straciła zaufanie do wyborów. Są przekonani, że jakieś cuda się dzieją. Obojętnie, czy to przekonanie mają z prawdziwego powodu, czy tylko tak im się wydaje. Problem pozostaje, a nie ma ważniejszej instytucji demokratycznej, bardziej podstawowej, niż wolne wybory. To podstawa demokracji.

Z tego, w jaki sposób uzasadnia się oficjalnie plagę nieważnych głosów, mogłoby wynikać, że Polacy nie są do demokracji wystarczająco mądrzy, nawet książeczki do głosowania nie potrafią wypełnić…

Demokracja istnieje nawet w krajach, w których znaczna część obywateli jest analfabetami, np. w Indiach. W Salwadorze głosuje się „na zwierzątkach”, których wizerunki widnieją na kartach do głosowania. Demokracja musi być tak skonstruowana, żeby nie była za trudna. Bo jeżeli jest specjalnie za trudna, to wyklucza część ludzi i przestaje być realną demokracją.

Czy w Polsce do tego doszło?

Wybory bardzo słabo objaśniano, a system wyborczy do samorządów jest szalony. Dostajemy setki nazwisk, których nikt nie jest w stanie ogarnąć. Co z tego, że raz na cztery lata dostanę ulotkę, że ktoś tam chce, żeby wszyscy byli piękni, młodzi i bogaci? Obecny system wyborczy oraz funkcjonowanie świata partyjnego, nie promują realnej pracy w samorządzie. Dlatego jestem wielką zwolenniczką wyborów większościowych do samorządów.

To zmiany systemowe na przyszłość, a co z obecnymi wyborami?

Wybory sejmikowe należałoby chyba powtórzyć, ale najpierw trzeba je skontrolować. Bardzo ważny jest aspekt podejrzeń o fałszerstwo. Te podejrzenia są uzasadnione. Jeżeli nagle rozszerza się epidemia głosów nieważnych, sytuacja jest niesłychanie podejrzana. W związku z tym, trzeba wyodrębnić obwody, w których jest szczególna ilość głosów nieważnych, np. powyżej 20 proc., i skontrolować je bardzo szczegółowo, łącznie z kartami do głosowania. Jak wiadomo, protokoły muszą być zabezpieczone, wraz z workami kart do głosowania. Należałoby jeszcze raz przeliczyć głosy w tych gminach, stwierdzić powody unieważnienia kart. Niestety mam jak najgorsze przewidywania. Każdemu mieszkańcowi Zachodu, jak się powie, że u nas w wyborach było powyżej 20 proc. głosów nieważnych, wyników po tygodniu nie ma, a system PKW był zhakowany, to szeroko oczy otwiera ze zdumienia i pyta: jakiś przewrót u was jest, czy co?! Ci, którzy gadają, że to normalne, powinni puknąć się młotkiem w głowę.

Czy manifestacja przed PKW, zakończona zajęciem budynku, mieści się w regułach demokratycznego protestu?

Obywatele mają prawo demonstrować. Na tym też polega państwo demokratyczne, że można zorganizować manifestację przed PKW. To jest absolutnie rzecz uzasadniona. Natomiast wdzieranie się do budynku uważam za niewłaściwe, a na dodatek głęboko niemądre politycznie. Inicjatorzy tego protestu nie budzą mojego szczególnego entuzjazmu. W momencie, gdy dzieją się tak poważne rzeczy, należy postępować poważnie. A ta akcja była głęboko niepoważna.

Wśród zatrzymanych przez policję znaleźli się dziennikarze, którzy wykonywali swoją pracę. Czy to nie była grubo przesadzona i skandaliczna reakcja policji?

Oczywiście, że to skandal. O ile zajmowanie PKW i siedzenie tam było cyrkiem, o tyle zachowanie policji jest kolejnym przekroczeniem granicy rozsądku. Dziennikarze wykonywali swoją pracę, pokazywali, co tam się dzieje i oczywiście starali się „zwinąć” ostatni. Gdyby wyszli z budynku jako pierwsi, to działania policji nie byłyby relacjonowane, ani kontrolowane. Zazwyczaj było to respektowane, policja nie rzucała się na dziennikarzy. Dziennikarz nie ma prawnego immunitetu, ale de facto posiada immunitet wynikający z pełnionej roli. Łamanie tego nieformalnego immunitetu wygląda jak testowanie wytrzymałości społecznej.

Śledź NASZ RAPORT z przebiegu wyborów! Kliknij i bądź na bieżąco!

Rozmawiał Jerzy Kubrak

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.