Jugendamt potajemnie odebrał Polce dzieci. Rodzeństwo zostało rozdzielone

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. FreeImages
fot. FreeImages

Mieszkająca w Niemczech Paulina Mikoda była w szoku, gdy dowiedziała się, że z przedszkola zniknęły jej dzieci. Okazało się, że maluchy bez wiedzy matki zostały zabrane przez urzędniczki Jugendamtu.

Pochodząca z Krakowa kobieta samotnie wychowywała dwójkę dzieci: 4-letniego Marcina i 2-letnią Nikolę. Jak podaje „Fakt” pani Paulina wcześniej korzystała z pomocy Familienhilfe, czyli niemieckiej pomocy opieki nad dzieckiem. Gdy jednak maluchy podrosły na tyle, by mogły pójść do przedszkola, z pomocy tej zrezygnowała.

29 października do placówki przyszły urzędniczki Jugendamtu, które zabrały Marcinka i Nikolę. Ponieważ dzieci już wcześniej miały z nimi kontakt, nie stawiały oporu.

Była opiekunka przyszła do przedszkola i zabrała moje dzieci! Wysłała do mnie tylko sms, że dzieci zostały odebrane, bo zrezygnowałam z opieki Familienhilfe, a sama nie dam sobie rady

— mówi zrozpaczona.

Ponadto Polka usłyszała w urzędzie, że przyczyną całej sytuacji jest to, że nie utrzymywała kontaktu z Jugendamtem.

Pani Paulina zapewnia, że jej dzieci były zawsze zadbane i nie sprawiały większych problemów. Uczęszczały do międzynarodowego przedszkola, które również wydało pozytywną opinię o swoich podopiecznych.

Nadal nie rozumiem, co było przyczyną takiego postępowania urzędników. W Jugendamt powiedzieli mi, że mają w aktach dokumenty z interwencji policji, z naszego poprzedniego mieszkania. To jakiś absurd. Mieszkaliśmy w starym domu, podłogi były drewniane. A dzieci, jak to dzieci, czasem biegały, podłoga skrzypiała. Przeszkadzało to starszym sąsiadom z dołu. Ciągle wzywali policję, choć działo się to w dzień

— mówi „Gazecie Krakowskiej” Polka.

Niejasne działania urzędników sprawiły, że rodzina została rozbita. Dzieci zostały rozdzielone — trafiły do różnych rodzin zastępczych.

Dzieci są polskimi obywatelami, jednak konsulat, do którego dzwoniłam parę dni temu, nie jest nawet o sprawie poinformowany. A istnieje taki obowiązek

— zaznacza matka.

Judgement pozwolił kobiecie widywać się z synkiem raz na dwa tygodnie. Kiedy będzie mogła zobaczyć się z córką? Wciąż nie wiadomo.

W pomoc matce zaangażowało się Międzynarodowo Stowarzyszenie Przeciw Dyskryminacji Dzieci, a także Poradnia Rodzinna z Berlina.

Zbieramy dokumenty i chcemy je przedstawić konsulowi w Kolonii. Mamy nadzieję, że nam pomoże

— mówi przewodniczący Poradni, ks. Artur Sitko, wikariusz generalny w Niemczech Polskiego Narodowego Kościoła Katolickiego.

Zrozpaczona matka zapowiada, że nie zamierza się poddać i będzie walczyć o swoje dzieci przed niemieckim sądem.

To już niepierwszy taki przypadek gdy Jugendamt z nieoczywistych lub błahych powodów odbiera Polakom ich dzieci. Bo choć w teorii urzędnicy mogą zabrać nieletnich wtedy, gdy ich życie lub rozwój są zagrożone, to w praktyce wystarczy nadwaga dziecka czy depresja rodzica, by rodzinę rozbić. A nawet podczas widzenia rodziny nie mogą rozmawiać w ojczystym języku.

lap/Gazeta Krakowska/Fakt

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych