Dom Tolerancji Facebook

Fot. Facebook
Fot. Facebook

Mnie od zawsze intrygował przewrotny zamysł, żeby to nazywać „stronami społecznościowymi”. Brzmi tak solidnie, demokratycznie, a nawet nobliwie. Monstrualny dysonans poznawczy tego określenia wystąpił w całej polskiej okazałości tuż po śmierci prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Wtedy, w rezultacie awantury sprowokowanej przez Andrzeja Wajdę, powstała właśnie taka „strona społecznościowa”. Gromadziła przeciwników pochowania prezydenta na Wawelu. Bo według opisu, strona społecznościowa ma „gromadzić fanów ulubionej idei”.

Pomiędzy innymi, demokratycznymi do szpiku kości ideami, które tam wówczas zakwitły, była również taka, żeby przeciwko pochówkowi na Wawelu urządzić protest pod domem ciężko chorej matki prezydenta. Taką wymyślili ideę społecznościową: dobić schorowaną, wiekową kobietę, która dopiero co straciła syna.

Zatem określenie strona społecznościowa to w tym przypadku synonim słowa tłum, którego inne synonimy to przecież tłuszcza, ciżba, gawiedź. To za pomocą tego „społecznościowego” narzędzia skrzyknięto na Krakowskie Przedmieście wielkomiejski „element”, który w obsceniczny sposób lżył Krzyż i zgromadzonych wokół niego ludzi.

Nie ulega także najmniejszej wątpliwości, że masowość i popularność Facebooka determinuje rodzaj kultury, która tam dominuje – zdecydowanie kultura tłumu, a nie społeczności. Dlatego określenie strona społecznościowa jest zdecydowanie eufemistyczne. Praktyka pokazuje bowiem, że towarzystwo ideowo i źródłowo bliższe jest raczej nieobliczalnemu motłochowi niż społeczności obywatelskiej. Gładkość słowa skrywa często podły proceder.

Dowodzą tego również praktyki administracji Facebooka, która za niezgodny ze swoimi zasadami uważa pogląd, że małżeństwo to związek kobiety i mężczyzny. Również za apel o modlitwę różańcową grozi represja ze strony administracji. Za krytyczne opinie o ideologii gender lub homoseksualizmie czeka zapewne dożywotnia banicja. Natomiast tytuły stron „Polska ku…a” albo „Jan Paweł Drugi za…ł mi szlugi”, kierownictwo serwisu uznaje za przejawy szampańskiego humoru i jako takim nie zagraża im żadna kara.

Zatem bycie trybuną dla antypolskich haseł i lewackiego hejterstwa jest zgodne z regulaminem Facebooka. Natomiast głoszenie chrześcijańskich wartości to zapewne mowa nienawiści. Taki mają regulamin i co im zrobicie? Polak katolik to niepoprawność; lewackie hejterstwo to tylko żartobliwa treść. Dla jednych Facebook, dla innych Hatebook.

Można oczywiście powiedzieć, że Facebook to przedsięwzięcie prywatne i właściciel może sobie zakazywać i pozwalać na wszystko, co mu się zamarzy. W końcu nie ma jeszcze ustawy, która nakazuje, żeby uczestniczyć w fejzbukowym życiu, wchodzić tam i wymieniać kopy czy wyzwiska.

Jednak nie sposób nie zauważyć, że coraz częściej prywatne instytucje, przedsięwzięcia i media stanowią furtkę dla obejścia reguł przyzwoitości a czasami prawa. W polskim prawie nie ma mowy o cenzurze, tymczasem pod płaszczykiem regulaminu nie dość, że się cenzurę uprawia, to jeszcze bezczelnie podkreśla, że to w imię tolerancji, demokracji, praw człowieka i oczywiście pokoju na świecie. W naszej konstytucji jest dosłowny zapis o małżeństwie jako związku kobiety i mężczyzny, a tymczasem Facebook ustanowił więc coś w rodzaju cenzuralnego zapisu na ten sens zapisu konstytucyjnego. A zważywszy na masowość serwisu, cenzura dotyczy milionów ludzi.

A ponieważ wiadomo skądinąd, że nie może być tolerancji i wolności dla wrogów tolerancji i wolności, to dochodzimy do istoty problemu. A istotą jest system, o którym sądziliśmy - o święta naiwności ludzka! - że bezpowrotnie przeminął. Różnie był zwany w różnych czasach i miejscach.

A to narodowy socjalizm, a to demokracja socjalistyczna lub odwrotnie – demokratyczny socjalizm. Czasem elegancko – centralizm demokratyczny, albo zgoła groźnie – dyktatura proletariatu. Socjaldemokracja albo demokracja ludowa. Komunizm, maoizm, trockizm, hodżyzm, titoizm, luksemburgizm, stalinizm, marksizm-leninizm.

Można wymieniać bez końca wszystkie pseudonimy i przykrywki, które przyjmował ten ludobójczy ustrój, żeby uśpić czujność ludzi. Jednak zawsze, kiedy się pojawiał, to zaczynał od ustanowienia cenzury. Cenzura jest tu warunkiem sine qua non, bez niej ten system po prostu nie może istnieć. Żaden totalitaryzm nie wytrzyma pół roku bez stosowania cenzury. Cenzura zaś może być przez totalniaków usprawiedliwiana na tysiące sposobów – przede wszystkim za pomocą pustych frazesów, spreparowanych na ideologiczny użytek. Jak choćby poprawność polityczna, mowa nienawiści czy homofobia. Albo walka z nietolerancją. Albo – groteskowo przysłowiowa już - walka o światowy pokój. W tym kontekście nie sposób nie zauważyć, że administracja polskiego Facebooka bawi się w cenzora, jak nie przymierzając mały Jasiu w doktora. Przy czym w tym przypadku określenie zabawa to również eufemizm. Najpoprawniejszy z możliwych.

PS. Jeszcze ciekawostka lingwistyczna. Podobno po francusku dom tolerancji oznacza burdel, ale zbieżność z tytułem tekstu jest absolutnie niezamierzona.

———————————————————————————————————

Moi Rodzice” to najbardziej wyczekiwana książka ostatnich lat. O Lechu i Marii Kaczyńskich w rozmowie z Dorotą Łosiewicz opowiada ich córka Marta Kaczyńska: „Moi Rodzice” Książka do nabycia wSklepiku.pl. Polecamy!

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.