Droga przez mękę, czyli jak wygląda codzienna wyprawa do szkoły

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot.youtube.pl
fot.youtube.pl

O której muszą wstać dzieci, aby nie spóźnić się na ósmą  do szkoły? Zapewne bardzo różnie. Na przykład kilkoro uczniów z Leonowicz, jeśli chcą jeszcze zjeść śniadanie, obowiązuje pobudka około piątej rano. Wypada dodać, że w tym konkretnym przypadku, chodzi o dzieci w wieku od 5 do 9 lat. Dlaczego wstają o piątej? Ponieważ o godzinie szóstej muszą już zająć miejsca w gimbusie, który przez niemal dwie godziny wiezie je do szkoły, pomimo, że odległość między Leonowiczami a szkołą wynosi 20 km. Według mapy Google taka podróż powinna zająć niecałe 20 min. Co z tego?

fot.google.pl
fot.google.pl

Problemem, według rodziców, jest zły rozkład jazdy gimbusa, a dokładniej zaniedbania władz gminnych. Burmistrz jednak nie widzi niczego złego we wczesnych pobudkach. Zresztą dla śpiochów ma alternatywę.

Mogą oni wsiadać do autobusu o godz. 7.20, ale muszą przejść 1,5 kilometra do szosy głównej

—mówi burmistrz Marek Nazarko  w rozmowie z portalem współczesna.pl.

Władze gminne nie zamierzają zmieniać rozkładu, bo to oznaczałoby, że inne dzieci, z kolejnej wsi, musiałyby wstać wcześniej. To nieważne, że gimbus robi pętlę, i że o 7.20 przejeżdża znowu w odległości 1,5 km obok Leonowicz.

Droga powrotna ze szkoły do domu wcale nie wygląda lepiej. Znowu jest to dwugodzinna wycieczka krajoznawcza, bo gimbus robi pętlę odwrotną do porannej i przywozi je o godzinie 17.25 do Leonowicz. I tak codziennie. Potem jeszcze trzeba odrobić lekcje, przygotować się do ewentualnych kartkówek czy sprawdzianów. Podejrzewam, że niewiele czasu zostaje tym dzieciom na zabawę i relaks na świeżym powietrzu. Zwłaszcza jesienią, kiedy o osiemnastej robi się już szaro. A wystarczyłoby, żeby kierowca nadłożył troszkę drogi i z czterech godzin dowozu, robi się godzina. To jednak generuje dodatkowy koszt dla gminy, a jak wiadomo, samorządowcy preferują pakiet oszczędnościowy.

Ciekawe ile czasu zajmuje panu burmistrzowi dotarcie do pracy? Warto jeszcze wspomnieć, że problem z dojazdami pojawił się wtedy, gdy władze gminy postanowiły zamknąć pobliską szkołę podstawową w Szymkach, do której uczęszczały dzieci z okolicznych miejscowości, w tym te z Leonowicz. To tylko jeden przykład na „milion”, jak urzędnicy „ułatwiają życie” dzieciom.

Jak donosi „Super Express”, czwórka dzieci - pięcioletnia Gabrysia, sześcioletni Marceli oraz ich niewiele starsze rodzeństwo, zanim dotrą na przystanek, z którego zabiera ich gimbus, najpierw muszą przebrnąć dwa kilometry drogą bez chodnika w towarzystwie rozpędzonych ciężarówek, przejść dwa razy pasy bez sygnalizacji świetlnej i pokonać zdezelowany mostek. „Bieg z przeszkodami” pokonuje z nimi na razie mama, która jednak lada dzień wraca do pracy po urlopie wychowawczym. Wówczas dzieci będą zmuszone poradzić sobie same. W ubiegłym roku szkolnym, życzliwy kierowca gimbusa, zabierał dzieci sprzed ich domu. Na tę okoliczność, rodzice poszerzyli podjazd, tak by autobus bez przeszkód mógł zaparkować, nie utrudniając jazdy innym kierowcom. Problem pojawił się po kontroli trasy gimbusa przez Biuro Edukacji w Otwocku.

Nawet jeśli kierowca zatrzymywał się z grzeczności przed domem pani Zofii, to robił to niezgodnie z prawem

—stwierdziła Diana Gąska z Biura Edukacji.

W konsekwencji urzędnicy nakazali kierowcy zatrzymywanie się wyłącznie na przystankach. Zatem nieważne bezpieczeństwo dzieci, najważniejsze by kierowca przestrzegał prawa. Nawet jeśli w tym wypadku jest ono absurdalne.

Ruchliwe drogi bez chodników, niebezpieczne przejścia dla pieszych bez sygnalizacji, „reglamentacja” paliwa dla gimbusów - to problem wielu gmin w całej Polsce. W takich warunkach dzieci starają się bezpiecznie dotrzeć do szkoły, a rodzice boją się o nie każdego dnia. Szczególnie, gdy praca zawodowa nie daje im możliwości osobistego odprowadzenia dziecka do placówki.

Urzędnicy czasem udają, że problemu nie ma, ale częściej swoją lekkomyślnością generują tylko kolejne utrudnienia. A przecież warunki, z którymi zderzają się te dzieci, zagrażają ich zdrowiu, a nawet życiu. Swoją drogą - ciekawe jak docierają do szkół dzieci urzędników?

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych