Społeczne inicjatywy szkodliwe dla posłów, których gorszy książka dla dzieci

Fot. YouTube
Fot. YouTube

W miniony piątek Sejm wrzucił do kosza kolejny projekt obywatelski. Tym razem społeczeństwo domagało się zaostrzenia przepisów w kodeksie karnym dotyczących pedofilii.

Przypomnę, że inicjatorzy akcji „Stop Pedofilii” proponowali, by do istniejących już zapisów

Kto publicznie propaguje lub pochwala zachowania o charakterze pedofilskim, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2

dopisać zdanie, że

Tej samej karze podlega, kto publicznie propaguje lub pochwala podejmowanie przez małoletnich poniżej lat 15, zachowań seksualnych, lub dostarcza im środków ułatwiających podejmowanie takich zachowań.

Okazuje się, że większość parlamentarzystów nie widzi niczego zdrożnego w propagowaniu zachowań seksualnych wśród dzieci. Mało tego, są tacy, którzy uważają, że akcje obywatelskie są szkodliwe społecznie. Do tej grupy należy między innymi posłanka Wanda Nowicka.

No niestety, powiem z przykrością, że mamy fantastyczny mechanizm demokracji bezpośredniej, jakim jest inicjatywa obywatelska. Niestety w ostatnim czasie, ten mechanizm jest wykorzystywany przez środowiska skrajnie fundamentalistyczne do proponowania projektów, które nie trzymają żadnych standardów, które są szkodliwe społecznie

— tak znana feministka mówiła w radiowej „Jedynce” przed debatą sejmową dotyczącą projektu obywatelskiego.

Dalej Nowicka ubolewała nad stagnacją polskich dzieci, którym fundamentaliści odbierają szansę na wszechstronną edukację seksualną. Posłanka uważa, że edukacja seksualna jest lekarstwem na pedofilię, zwłaszcza tę, której doświadczają dzieci ze strony autorytetów moralnych. Natomiast środowisko fundamentalne broni się przed nią tylko dlatego, że ideologizuje kwestię seksualności, jest niekompetentne i nie ma wiedzy na temat światowych standardów. Wanda Nowicka obrusza się również na to, że konserwatywne społeczeństwo obwinia edukację seksualną o „urojone zła”, a tymczasem taka edukacja kwitnie w krajach europejskich, notabene tych, które próbujemy dogonić. Szkoda, że „światowa marszałkini”, która wyciera sobie buzię standardami światowymi i niewiedzą społeczeństwa, sama nie zapoznała się z analizami i statystykami z krajów, które stawia Polakom za przykład do naśladowania. Owszem, chętnie mówi o tym, że edukacja się w nich rozwija, ale milczy z premedytacją o tym, że równocześnie rośnie odsetek nastoletnich aborcji, nastoletnich ciąż i chorób przenoszonych drogą płciową. A wraz z tym rośnie też liczba przeciwników permisywnej seksedukacji wśród rodziców.

Czytaj więcej: Edukacja albo deprawacja - wybór należy do ciebie. NASZ WYWIAD

Jednak takie informacje zatajają skrupulatnie przemilczane, bo nie pasują do założeń propagatorów nowoczesności. A propos standardów światowych, których to nie zna fundamentalistyczne środowisko - okazuje się, że o ile rodzice zdążyli się z nimi zapoznać, o tyle nie znają ich osoby, które próbują je zaszczepić w polskich placówkach edukacyjnych. Kiedy inicjatorzy akcji „Stop seksualizacji dzieci i młodzieży” na konferencji w lutym 2014 zacytowali fragment z rzeczonych standardów, pełnomocniczce ds. równości Kozłowskiej-Rajewicz, ta wytrącona z równowagi niemal krzyczała:

Nie ma tam takiego cytatu! Nie ma nauki masturbacji, nie ma takiego sformułowania, że dzieci będą uczone masturbacji. Pan kłamie. (…) Co za bzdura!

Tymczasem w dokumencie WHO, według którego odbywają się lekcje o seksie na Zachodzie, widnieje dokładnie taki zapis:

Informacje (wiedza) - Przekaż informacje na temat - radość i przyjemność z dotykania własnego ciała, masturbacja we wczesnym dzieciństwie-

Matryca str. 42, grupa wiekowa 4-6.

Ktoś na pewno kłamie i manipuluje, albo nie zna lektury standardów, natomiast z pewnością nie są to rodzice. Najbardziej obrazowo znajomość tematu pokazali sami posłowie podczas piątkowej debaty dotyczącej ochrony dzieci przed pedofilią. Kiedy inicjator projektu obywatelskiego czytał książeczkę przeznaczoną dla dzieci, pani marszałek Kopacz postanowiła przywołać go do porządku

Proszę o bardziej staranne dobieranie słów

— upomniała.

Zastanawiam się, do kogo skierowała te słowa - do Mariusza Dzierżawskiego, czy autorów książeczek, którzy postanowili wyedukować nam nowocześnie dzieci? A czego uczą?

Jak się brandzlować? Co się robi i jak się brandzluje? Co to jest orgazm?

Czyżby pani Kopacz i wszyscy zgorszeni posłowie nie znali wcześniej tej „lektury” dla dzieci? Zatem powinni się wstydzić, bo nie odrobili zadanej przez społeczeństwo lekcji. A już na totalną kpinę zakrawa fakt, że „marszałkinię” najmocniej oburzyło to, że cytatów zmuszeni są słuchać młodzi ludzie obecni na galerii sejmowej. Natomiast zupełnie nie przeszkadzało jej to w odrzuceniu projektu i skazaniu na tę i podobną lekturę małych dzieci w placówkach edukacyjnych.

A jak dziecięca książeczka podobała się włodarzom z ministerstwa oświaty? Zapewne wydawała im się pouczająca, gdyż na korzyść takich treści zagłosowały trzy kolejno po sobie następujące „ministry” edukacji rządu Tuska. Ba, sam premier głosował tak samo. Nikt z nich nie uważał, że pedofilia jest na tyle ważnym społecznie problemem, że należy poważnie się nad nim pochylić. Kolejny raz pokazali, jak kończą się zrywy obywatelskie, jak są kłopotliwe dla parlamentarzystów, którzy zobligowani są stawić się na „głosowanie” w komplecie i jak liczą się dla nich wyborcy. Mało tego, znów udowodnili, że nie oni są dla społeczeństwa, ale społeczeństwo dla nich.

Czytaj także:

Dlaczego rząd zignorował ćwierć miliona Polaków? Kto na tym zarobi i czego będzie uczyć nasze dzieci?

Kopacz zgorszona tym, czego uczą seksedukatorzy

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.