"Nasz elementarz"? To deprawowanie pedagogiki wczesnoszkolnej!

Czytaj więcej 50% taniej
Subskrybuj
Fot.PAP/Darek Delmanowicz
Fot.PAP/Darek Delmanowicz

Po miesiącach dyskusji i sporów, ocen, krytyki nauczyciele nie mają wyjścia i zaczynają pracować z nowym podręcznikiem dla pierwszoklasistów. „Nasz elementarz” w ostatniej chwili trafił do szkół i nauczycieli. Wcześniej można było go zobaczyć tylko na stronach internetowych MEN-u.

Darmowy podręcznik składa się z czterech części. Z każdej z nich uczniowie będą korzystali nie dłużej niż przez trzy miesiące. Podręcznik ma służyć trzem kolejnym rocznikom pierwszoklasistów. Trzeba więc na niego uważać. Szkoły będą mogły wprowadzać kary za zniszczenie elementarza. Czytaj: MEN nauczy Cię jak szanować książki - przede wszystkim „darmowy elementarz”

Według ekspertów napisanie dobrego podręcznika zajmuje dwa lata. „Nasz elementarz” powstawał w pośpiechu, byle tylko zdążyć na 1 września 2014. Czytaj: Wielki bubel Kluzik

Podręcznik krytykuje Dorota Dziamska, metodyk nauczania początkowego z Pracowni Pedagogicznej im. prof. Ryszarda Więckowskiego, podkreśla, że podział podręcznika na cztery cześć i nauka porami roku jest archaiczna, tak uczą się w tej chwili już dzieci w przedszkolu. A to jest jednak szkoła, dzieci mają oczekiwania poznawcze.

Dziamska podkreśla też, podręcznik jest infantylny, niedopracowany i pełen karygodnych błędów.

Zrobiłam eksperyment w swojej pracowni. Zaprosiłam kilku znanych mi gimnazjalistów, posadziłam ich przy tych trzech dostępnych częściach i oni wypisali pokaźną listę błędów merytorycznych, językowych, matematycznych. Masa jest bzdur typu: „Bociany przylatują do gniazda”. Wszystkie bociany w Polsce przylatują do jednego gniazda? Inny przykład: „Oto jama. Dom lisa”. Bzdura. Nasze lisy mieszkają w norach, a nie w jamach.

Wśród wielu zarzutów, jakie wobec „Naszego Elementarza” ma Dorota Dziamska pojawiają się te natury zasadniczej, o brak strategii nauczania.

Każdy elementarz powinien zawierać przede wszystkim strategię uczenia. Strategie uczenia są wpisane w pedagogikę wczesnoszkolną. Są trzy takie strategie. Percepcyjno-odtwórcza, percepcyjno-wyjaśniająca oraz percepcyjno- innowacyjna. W zależności od tego, jak autor elementarza tymi strategiami się posługuje, powinien się pojawić materiał do ćwiczeń zgodny z daną strategią. Powinniśmy więc mieć na przykład stronę bez literek i bez poleceń, gdzie będą same obrazki. Wtedy dziecko może samo zadawać pytania nauczycielowi. I to jest strategia percepcyjno-wyjaśniająca. Takich stron gdzie dziecko tylko porównuje, ogląda, w ogóle w tym elementarzu nie ma. Nie może być tak, że to wciąż elementarz zadaje pytania dziecku, bo to staje się wówczas nieznośnie nudne. Okres dzieciństwa polega właśnie na tym, że to dziecko ma także pytać.

Zdaniem Doroty Dziamskiej „Nasz Elementarz” nie ma w ogóle prawa nosić miana elementarza, bo po prostu nim nie jest.

Jestem konsultantem metodycznym od lat i z bólem patrzę, jak na moich oczach deprawuje się całą pedagogikę wczesnoszkolną. Profesor Więckowski, który jest twórcą pedagogiki wczesnoszkolnej przewraca się grobie. Rządowy elementarz zaprzecza podstawom pedagogiki wczesnoszkolnej.

A co o „darmowym” elementarzu mówią inni nauczyciele? Przede wszystkim są ostrożni w ocenach.

Czy nowe podręczniki się sprawdzą? Tak naprawdę wszystko zależy od nauczyciela. Nowy podręcznik to tylko narzędzie pracy, który może mu ułatwić albo utrudnić nauczanie. Jak będzie w tym przypadku? Przekonamy się za jakiś czas

—mówi Edward Pietrulewicz, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 21 w Elblągu.

Wśród nauczycieli nie brakuje głosów krytyki za szatę graficzną elementarza.

Za dużo jest kolorów, obrazków. Teksty są małe. Panuje chaos. Dzieci będą miały problemy, żeby skupić wzrok na tym, co najważniejsze

—mówi nauczycielka jednej ze Szkół Podstawowych w Gdańsku.

Pedagodzy podkreślają też to, że przez pierwsze trzy miesiące dzieci poznają zaledwie kilkanaście liter i jedynie kilka cyfr.

To przerażające, że po kilku miesiącach edukacji mają liczyć jedynie do czterech

—zaznaczają.

Małgorzacie Wróblewskiej, nauczycielce z SP nr 57 w Gdańsku, nie podoba się też to, że w jednej książce znajdują się treści polonistyczne, matematyczne czy przyrodnicze.

Dziecku trudno będzie się w tym odnaleźć. Duże problemy mogą mieć dzieci z dysleksją. Na ich niekorzyść działa pstrokata szata graficzna.

Co ciekawe większość szkół niepublicznych zrezygnowała z podręcznika przygotowanego przez MEN.

Nie wybraliśmy jej, bo dbamy o poziom edukacji w naszej szkole

—powiedział Marek Radyko, dyrektor Pierwszej Społecznej Szkoły Podstawowej w Gdyni.

Rząd oczywiście pełen jest optymizmu. Szczególnie premier Tusk umie zachęcić maluchy do nauki:

Czytałem, wszystko zrozumiałem, więc nie jest za trudny. Wy też na pewno dacie radę.

A jak tak, to spoko!

Czytaj też:

Darmowy podręcznik tonie w chaosie

ann/elblag.wm.pl/dziennikbaltycki.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych