Szkolne sklepiki to śmieciowe jedzenie bez ograniczeń. Nikt ich nie kontroluje, więc króluje w nich fast food

Fot.freeimages.com
Fot.freeimages.com

> Półki sklepików w większości szkół uginają się pod ciężarem czipsów, ciastek i kolorowych napojów. Na ten problem zwraca nam uwagę nawet Komisja Europejska - pisze „Dziennik Polski”.

Polska i Estonia jako jedyne europejskie kraje nie wprowadziły dotychczas żadnych przepisów ograniczających dostęp uczniów do słonych przekąsek, słodyczy i gazowanych napojów - wynika z raportu dotyczącego żywienia opublikowanego przez Komisję Europejską i Światową Organizację Zdrowia (WHO).

Polskie Ministerstwo Zdrowia wydało tylko rekomendację, która szczegółowo określa, jakie składniki odżywcze powinny zawierać obiady serwowane przez szkolne stołówki. Nie dopilnowało jednak, by przepisy dotyczące racjonalnego żywienia objęły także sklepiki szkolne.

Oznacza to, że sanepid może sprawdzić i pouczyć gotujących obiady, że muszą zmienić produkty lub sposób ich przyrządzania, ale nad sklepikami nie ma żadnej kontroli. Brak kontroli sprawia, że w wielu sklepikach na przykład w krakowskich szkołach nie można dostać niczego poza niezdrowym jedzeniem, pisze gazeta.

Bo dzieci przychodzą do nas po słodycze, jabłka dostają od szkoły

—mówi sprzedawczyni w jednym ze sklepików.

W tej chwili to, co dzieci mogą zjeść w szkołach, zależy od dyrektorów placówek. Na razie tylko oni mogą ingerować w to, co jest sprzedawane w sklepikach.

ann/dziennikpolski24.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.